Widzicie? Ze mną nigdy nic nie wiadomo. Tak się skupiłam, że pisałam wczoraj całą noc, i oto skutek. Dziękuję za tak wiele komentarzy i ponagleń – uwielbiam je czytać i wiedzieć, że ktoś cały czas czeka. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zapraszam do czytania :)
Rozdział X,
w którym święta są słodko-gorzkie, podobnie jak my
"You are creating all the bubbles at night
I'm chasing round trying to pop them all the time
We don't need to trust a single word they say
I'm chasing round trying to pop them all the time
We don't need to trust a single word they say
You are creating all the bubbles at play"*
24 grudnia 2012 r.
– Gdzie idziesz? Zobacz, ile jeszcze zostało! – zawołała moja
mama, rzucając ścierkę na blat. Zatrzymałem się wpół kroku, po
czym z westchnieniem zawróciłem do kuchni.
– Czy zamierzamy dzisiaj robić cokolwiek poza lepieniem pierogów?
– jęknąłem, wracając do pracy. A już zdążyłem umyć ręce.
– Czy to nie jest tak, że to, co robimy w Wigilię, będziemy
robić przez cały rok? – rzuciła Duśka, wchodząc w piżamie do
kuchni. – Nie chcę być na to skazana! Poza tym wiecie, która
jest godzina?
Parsknąłem śmiechem, rzucając jej znaczące spojrzenie. Mama
zrzuciła nas z łóżek o świcie i zadania do wykonania zdawały
się nie kończyć. Moi bracia poszli razem z moim ojcem po drewno do
kominka, od czego cudem udało mi się wykręcić. Na dworze było
zimno jak na Syberii.
Czas wcale nie upływał tak źle. Zdążyłem już zapomnieć, jak
przyjemna bywała rodzinna atmosfera. Przez większość czasu
oglądaliśmy słabe filmy w telewizji, które przełączałem na
Comedy Central. O dziwo, nawet zbyt wiele się nie kłóciliśmy;
wszyscy widywaliśmy się zbyt rzadko, by chcieć tracić na to czas.
Odliczałem dni do powrotu do Krakowa, ale nie było to aż tak
nieznośnie, jak się spodziewałem.
Usłyszałem otwierające się drzwi na taras, a następnie głos
mojego starszego brata:
– Kuba, telefon ci dzwoni! – zawołał Tomek, zdejmując kurtkę.
– Jakiś Hubert – dodał obojętnym tonem. Zerwałem się z
miejsca, po czym udałem, że wcale nie biegnę do telefonu na łeb,
na szyję. – Rany, spokojnie – rzucił, przekazując mi aparat i
przewracając oczami. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i skierowałem
się na zewnątrz.
– Halo? – zapytałem z uśmiechem, zamykając za sobą drzwi.
Upewnianie się, że nikt nie usłyszy żadnej mojej rozmowy z
Hubertem, okazało się dość męczące, ale i tak warte wysiłku.
– Śniłeś mi się dzisiaj – oznajmił Kociak bez żadnego
wstępu. Brzmiał na dość skonsternowanego tym faktem. – Byliśmy
na szkolnej stołówce, siedziałem sam przy stoliku i nikt nie
chciał się do mnie przysiąść – dodał zamyślonym tonem.
– Czy siedziałem przy stoliku dla „fajnych dzieciaków”, jak
w amerykańskich filmach? – zapytałem ze śmiechem. Nagle dzień
zaczął zapowiadać się o wiele lepiej, bo dzień bez jednego
dziwacznego pomysłu Kociaka był dniem straconym. Wyciągnąłem z
kieszeni kurtki paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Lubiłem
palić, rozmawiając z nim, no i miałem wymówkę do wychodzenia na
zewnątrz. Za każdym razem, kiedy wychodziłem, towarzyszył mi
wszechwiedzący uśmieszek Duśki.
– Nie, wydawałeś jedzenie. Miałeś siatkę na głowie –
odparł całkowicie poważnie. Zakrztusiłem się dymem, próbując
powstrzymać wybuch śmiechu.
– Chyba nie chcę wiedzieć, co to znaczy – stwierdziłem,
marszcząc nos.
– To znaczy, że jestem głodny. I że za tobą tęsknię –
wyjaśnił bez wahania Hubert, nieco marudnym tonem. Coś przewróciło
się w moim żołądku i parsknąłem nerwowym śmiechem, żeby ukryć
zmieszanie. Hubert ostatnio często to mówił i było to coś, czego
mógłbym słuchać bez końca.
– Ja za tobą też – odparłem ściszonym głosem, bardzo starając
się powiedzieć to normalnym tonem, mimo wszystkich emocji, które
się we mnie kłębiły. Chyba nie do końca mi się to udało.
W jakiś sposób świadomość tego, że mimo, iż w danym momencie
nie byliśmy razem, za jakiś czas znów się zobaczymy i wszystko
wróci do normy, pomagała mi to wszystko przetrwać. Słyszałem,
jak mówił, że za mną tęsknił, i odliczałem dni, próbując
jednocześnie nacieszyć się czasem spędzonym z rodziną.
– Czy bawisz się tak dobrze, jak przewidywałeś? – zapytał
Kociak beztroskim tonem. Wzruszyłem ramionami.
– Myślałem, że będzie gorzej. Jedyny minus jest taki, że
ciebie tutaj nie ma – odparłem bez wahania, nie będąc w stanie
powstrzymać się od ciągłego uświadamiania mu, jak bardzo mi go
brakuje. Czułem się jak ckliwy idiota i za każdym razem niemal słyszałem, jak przewracał oczami po drugiej stronie.
– Twoi rodzice mogliby mieć odmienne zdanie na ten temat –
zauważył suchym tonem, jednak nic nie wskazywało na to, żeby był
zły z tego powodu. Uśmiechnąłem się.
– Jak myślisz, jak bardzo mnie to obchodzi?
– W ogóle? – zgadł. – Uczysz się – stwierdził ze
śmiechem.
– Powoli – przyznałem. – Powiedz mi, co słychać we Francji.
– Jest... okej – odparł z lekkim wahaniem. – Szlifuję język.
Chcę już wracać do domu.
Uśmiechnąłem się. Ja też chciałem, a domem był Kraków, bo w
Krakowie był Hubert.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, Kociak zaczął mówić coś w tle
po francusku.
– Poczekaj chwilę, Kuba... Qu'est-ce que tu veux encore? Muszę
iść, kochanie, moja babcia czegoś chce.
– Och... okej. Pozdrów ją ode mnie, i twoją mamę też, dobrze?
– Nagle coś przyszło mi do głowy. – Czy one... wiedzą o nas?
– Co? A, tak, jasne – odparł Hubert rozkojarzonym tonem. –
Naprawdę muszę...
– Okej, leć. Kocham cię – rzuciłem, rozglądając się na
wszelki wypadek po ogrodzie i sprawdzając, czy w okolicy nie czai
się żaden z członków mojej rodziny.
– Wiem. Do usłyszenia – rzucił Hubert, rozłączając się.
Westchnąłem, gasząc papierosa w doniczce. Hubert do tej pory nie
odpowiedział mi tym samym, ale sprawiał wrażenie, jakby coraz
łatwiej przychodziło mu słyszenie tych słów ode mnie. Nie był
zbyt dobry w okazywaniu uczuć ani w ich przyjmowaniu, ale ja byłem
cierpliwy. Widziałem, że mu na mnie zależało, po prostu jeszcze
nie udało mu się ubrać tego w słowa. A same słowa nie były aż
tak ważne. Właśnie dlatego, że Hubert był tak oszczędny w
okazywaniu uczuć, każdy gest wydawał się zyskiwać na znaczeniu.
Z drugiej strony... powiedział o nas swojej mamie. Zupełnie bez
niczego, po prostu jej powiedział. Gdybym tylko ja miał w sobie
tyle odwagi i pewności...
– No nie powiem, żeby to najnowsze przyzwyczajenie mi się
podobało – usłyszałem, na co obróciłem się raptownie w stronę
drzwi, gdzie stała moja mama z garnkiem w rękach. Patrzyła z
dezaprobatą na papierosa, którego właśnie zgasiłem w jej
doniczce. – Nigdy cię do tego nie ciągnęło, Kuba, co się
stało?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie robię tego często – odparłem, bagatelizując całą
sprawę. No bo co miałem jej powiedzieć? Że lubiłem palić, kiedy
rozmawiałem z moim chłopakiem, ponieważ był jedyną osobą na
całym świecie, która potrafiła sprawić, że palenie wydawało
się znośne?
Może lepiej nie.
– Strasznie często rozmawiasz przez telefon – zauważyła moja
mama, stawiając garnek na stole. Byliśmy do siebie bardzo podobni;
tak samo, jak ja, miała proste, jasne włosy i zielone oczy. Mieliśmy
też identyczne nosy i podbródki. Wszyscy zawsze mówili, że nawet
gdyby chciała, nie wyparłaby się mnie. Mój najstarszy brat,
Tomek, też w dużej mierze ją przypominał, choć nie aż tak, jak
ja, za to Duśka i Artur byli bardziej podobni do naszego ojca; byli
bardziej krępi, a ich włosy lekko się kręciły.
Nie aż tak bardzo, jak włosy Kociaka. Odkąd go poznałem,
stwierdziłem, że mam jakiś fetysz na punkcie loków.
– Co? – zapytałem, wyrywając się z rozmyślań. Wiedziałem,
że moja mama coś powiedziała, ale kompletnie jej nie słuchałem.
Zamrugałem zdezorientowany, na co parsknęła śmiechem.
– Powiedziałem, że ostatnio strasznie często rozmawiasz przez
telefon – powtórzyła cierpliwie, uśmiechając się znacząco. –
Jest jakaś nowa dziewczyna? Wiem, że zerwałeś z tą poprzednią...
Ewą, tak? Chcesz mi o czymś powiedzieć?
– To nie... – zacząłem, po czym zawahałem się. Moja mama
zawsze umiała podejść człowieka, poza tym nie znosiłem jej
okłamywać. Miała w sobie coś takiego, że od razu czułem się
winny. Wiedziałem, że nie mogłem powiedzieć jej prawdy –
jeszcze nie teraz – ale chyba półprawda nikomu nie zaszkodzi,
prawda? – No cóż, jest ktoś... ale nie jestem jeszcze do końca
pewny, do czego to prowadzi, więc nie chcę nic mówić...
Tak naprawdę to doskonale wiem, do czego to prowadzi – a
przynajmniej do czego chcę, żeby prowadziło – po prostu nie
wiem, jak ci o tym powiedzieć, mamo – poprawiłem się w
myślach.
– Myślisz, że to może być coś poważniejszego? – zapytała
z zaciekawieniem, przyglądając mi się spod rzęs. Jej ton był
pełen zrozumienia i kompletnie mnie nie pospieszała – moja mama
nigdy nie wyciągała ze swoich dzieci informacji, czekała, aż sami
do niej przyjdziemy. Co zwykle robiliśmy.
Cieszyłem się jednak, że tym razem mogłem odpowiedzieć jej
całkowicie szczerze.
– Tak – odparłem bez wahania. – Myślę, że to może być
coś bardzo poważnego.
Uśmiechnęła się do mnie po raz ostatni, mrugając, po czym
rzuciła szybkie:
– Przestań palić. To do ciebie nie pasuje.
Po tych słowach zostałem sam na ganku, mimo wszystko czując się
nieco winny. Być może moja mama potrafiła być nieco męcząca i
przytłaczająca, ale nie zasługiwała na to, by nie wiedzieć, co
dzieje się w moim życiu. Zwłaszcza, że wiedziałem, jak bardzo
jej na tym zależało.
No cóż, z drugiej strony, ja zasługiwałem na odrobinę więcej
czasu. Tylko odrobinę.
***
25 grudnia 2012 r.
Jeśli mierzylibyśmy porażkę w skali od jednego do dziesięciu,
ta Wigilia otrzymałaby jedenaście. Nie żartuję. W tej rodzinie,
jeśli wszystko przez chwilę szło dobrze, oznaczało to, że coś
musi się szybko spieprzyć.
Westchnąłem głęboko, przykrywając się szczelniej kocem i
odpalając kolejnego papierosa. Nie byłem w stanie zliczyć, który
kieliszek wina piłem, dzięki czemu prawdopodobnie nie było mi aż
tak zimno, jak powinno być. Na dworze było ponad minus dziesięć
stopni, a mi zaczynało powoli kręcić się w głowie, ale nie
chciałem jeszcze wracać do domu. Było grubo po północy, ale
ładnie było widać gwiazdy, a ja musiałem jakoś przeciwdziałać
swojemu złemu nastrojowi. Wyciągnąłem telefon, automatycznie
wybierając numer Kociaka.
– Halo? – zapytał po kilku sygnałach całkiem rozbudzony głos.
Dobrze, nie obudziłem go.
– Cześć, kotku – powiedziałem, natychmiast czując, jak
uchodzi ze mnie większość napięcia. W jakiś sposób jego głos i
te słowa wystarczyły, żeby poprawić mój paskudny humor. – Co
robisz?
– Maluję – odparł krótko. Brzmiał na zmęczonego. – Muszę
odreagować. A ty, czemu jeszcze nie śpisz?
– To samo. To znaczy, nie maluję, ale ten dzień mnie wykończył,
więc siedzę i palę.
Kociak parsknął śmiechem.
– Zaziębisz się. Albo dostaniesz raka płuc. Jedno z dwóch –
stwierdził poważnie.
– I kto to mówi! – oburzyłem się ze śmiechem.
– Co się stało, że musisz odreagować? – zapytał Hubert z
zaciekawieniem. – Przyda mi się teraz świadomość, że nie tylko
ja mam pojebaną rodzinę i pojebane życie.
Zmarszczyłem brwi, zaintrygowany jego komentarzem, zwłaszcza, że
Kociak bardzo rzadko przeklinał, ale postanowiłem sam zacząć,
licząc na to, że później opowie mi o tym, co jego gryzło.
Przynajmniej w kilku słowach.
– Ta wigilia była koszmarna... najpierw mieliśmy gości, więc
było po prostu męcząco i sztywno, i wszyscy zachowywali się
grzecznie i kulturalnie, jak nie oni, ale później... później
goście sobie poszli. Zaczęło się od tego, że moja mama zaczęła
wypytywać mojego brata o jego rozwód, bo jeszcze nie widzieli się
od tamtego czasu, a on nie chciał o tym gadać, więc oskarżyła go
o bycie bezuczuciowym, na co on przyznał, że ma to gdzieś, i że
widuje się z kimś innym, ale ta dziewczyna ma tylko dziewiętnaście
lat, wyobrażasz sobie? Ledwie wyszła z liceum... No to moja mama
się wkurwiła i zaczęła się na niego drzeć, że zostawił żonę
i dziecko dla jakiejś gówniary, a on, że to nie było tak, i że
Kinga chciała się rozwieść już dawno temu... no mówię ci,
dramat.
– A zdradził ją z gówniarą, czy nie? – zapytał Kociak z
umiarkowanym zainteresowaniem. Uśmiechnąłem się. Hubert, jak
zawsze racjonalny i kompletnie moralnie relatywny.
– Ciężko powiedzieć – odparłem. – Jak znam mojego brata,
to bardzo możliwe. No, w każdym razie... jako że wszyscy już
mieliśmy spieprzone humory, moja genialna siostra uznała, że to
idealny czas na to, by oznajmić, że rzuca studia – zakończyłem
grobowym tonem, na co Kociak wybuchnął śmiechem. Zmarszczyłem
groźnie brwi.
– Duśka umie wybrać sobie moment – stwierdził z aprobatą,
nadal chichocząc. Po chwili jego wesołość zaczęła mi się
udzielać. – Nie przyszło ci do głowy, żeby dorzucić do tej
wybuchowej mieszanki swój coming out? – zapytał, po czym
natychmiast dodał przepraszająco: – To znaczy, wiesz...
Tym razem to była moja kolej, żeby wybuchnąć śmiechem.
– Powiem ci, że przyszło mi to przez myśl, ale nie mogłem być
aż tak okrutny. Chociaż... może przynajmniej minęłoby bez echa.
– Nie sądzę, żebyś miał tyle szczęścia – nie zgodził się
Hubert, wciąż brzmiąc na rozbawionego. – Martwisz się
rzeczywiście o Duśkę i Tomka, czy po prostu jesteś zły o to, że
zrujnowali jedyny czas w roku, kiedy twoja rodzina próbuje się
dogadać?
Tak, jak mówiłem, Hubert zawsze wszystko rozumiał.
– Nie martwię się o Tomka, jest takim typem gnojka, który
zawsze spada na cztery łapy – oświadczyłem z lekkim wahaniem. –
Ale Duśka... nie jestem pewien, co ona zamierza ze sobą zrobić.
– Nie sądzę, żebyś powinien się tym przejmować. To jest
akurat dziewczyna, która doskonale sobie sama poradzi – stwierdził
Kociak całkowicie pewnym tonem. Parsknąłem śmiechem.
– Już ma cię po swojej stronie, co? Mogłem się tego spodziewać
– westchnąłem, kręcąc głową i przewracając oczami.
– Hej, ja tylko orzekam na podstawie tego, na ile ją poznałem –
odparł defensywnym tonem. Postanowiłem zmienić temat, dopóki
Hubert brzmiał, jakby był w dobrym humorze.
– Dobra, twoja kolej. Powiedz mi, co jest nie tak – zażądałem,
ponieważ uznałem, że to był najwyższy czas, by zdradził mi
cokolwiek. Kociak milczał przez chwilę.
– Mojej mama po prostu odwala, to wszystko. Nic nowego – odparł
całkowicie neutralnym tonem. Uniosłem z zaskoczeniem brwi.
– Eee... to znaczy? – zapytałem bez zrozumienia.
– Jest bipolarna. Obecnie cierpi na głęboką depresję. Nic, z
czym nie radziłem sobie wcześniej, trzeba tylko dbać o to, żeby
czasem jadła i spała, i zostawić ją w spokoju.
O kurwa – pomyślałem. Co jak co, ale tego się nie
spodziewałem.
– O kurwa – powiedziałem na głos, uznając, że Kociak mógłby
to docenić. – Co dokładnie jej dolega? Na czym to polega?
– Psychoza maniakalno-depresyjna, charakteryzuje się głównie
huśtawkami nastrojów, od depresji, kiedy nie chce jej się nic, do
manii, kiedy jest super-aktywna i nie jest w stanie się na niczym
skupić – wyjaśnił wręcz znudzonym tonem, zupełnie, jakby
recytował definicję ze słownika. – Da się z tym żyć, ale to i
tak męczące.
– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałem,
po czym przekląłem się wewnętrznie. Wyciąganie od Kociaka
jakichkolwiek informacji było najlepszym sposobem na to, żeby go
wkurzyć.
– A po co? Nie było jej tam, dla ciebie to nie miało żadnego
znaczenia – odparł z zaskoczeniem, zupełnie, jakby było to
oczywiste. Nie do końca się z nim zgadzałem – według mnie fakt,
że jego mama miała zaburzenia psychiczne, powinien mieć dla mnie
ogromne znaczenie – ale zostawiłem tę kwestię w spokoju.
– Jak długo twoja mama choruje? – zapytałem w zamian, starając
się nie brzmieć współczująco, ale też nie zupełnie beznamiętnie. Właściwie nie wiedziałem, jak powinienem brzmieć.
Nagle przyszło mi też do głowy to, że wcale nie miałem aż tak
źle. Moja rodzina miała swoje problemy, ale kto wiedział, jak inne
dzieciaki miały spieprzone dzieciństwo? Jakie dzieciństwo mógł
mieć Hubert? Hubert, którego tak kochałem i uwielbiałem, a który
spędził życie patrząc, jak jego własnej matce nie chciało się żyć?
– Od dwudziestego któregoś roku życia, czyli praktycznie odkąd
pamiętam... – Niemal słyszałem, jak Kociak wzruszył ramionami.
Udawanie, że kompletnie go to nie ruszało, było bardzo w jego
stylu. Zdążyłem go już na tyle poznać. – Na dodatek mój
ojciec zadzwonił z cholernej Teneryfy, żeby złożyć życzenia
świąteczne, i ze swoim słynnym: „A nie mówiłem, że nie ma
sensu przyjeżdżać?”. – Kiedy Hubert to mówił, słyszałem w
jego głosie autentyczną pogardę. Niemal widziałem, jak się
krzywił.
– Czemu miałbyś nie przyjeżdżać? – zapytałem delikatnie.
– No bo ona w tym stanie i tak tego nie docenia, nie robi jej
żadnej różnicy, czy tu jestem, czy nie...
– Jestem pewien, że robi jej to wielką różnicę... –
zacząłem protestować, no bo, poważnie? Która matka, w dodatku
chora, nie chciałaby, żeby jej jedyne dziecko odwiedziło ją w
święta?
– Nie sądzę... to trochę nie tak działa – odparł Hubert,
wzdychając lekko. – Tak czy inaczej, poprawiło ci to humor? –
zapytał, zmieniając temat. Zamrugałem z zaskoczeniem.
– Co? Ja nie... – zacząłem, ale nie zdążyłem dokończyć
zdania.
– Przez to, że w porównaniu do mnie, wcale nie masz tak źle.
Pod pewnymi względami. Podobnie jak ja, w porównaniu do ciebie, pod
pewnymi względami nie mam źle. Wszyscy jesteśmy popieprzeni w ten
czy inny sposób, ale lubimy wiedzieć, że nie jesteśmy w tym sami
– powiedział z całkowitym przekonaniem, a ja po raz kolejny
musiałem przyznać mu rację. – Mnie na przykład poprawiło humor
to, że twój brat podwyższa sobie ego poprzez podrywanie
nastolatek, a twoja siostra ma własny rozum.
Parsknąłem śmiechem, kręcąc głową.
– Być może odrobinkę poprawiło mi to humor – przyznałem. –
Ale myślę, że większy wpływ na to miała sama rozmowa z tobą
niż fakt, że twoja mama jest chora. – Zawsze można było powiedzieć mu wszystko. O ile było to szczere,
miałem całkowitą pewność, że się nie obrazi. – Więc co, siedzisz i malujesz? To samo mógłbyś robić w domu
– rzuciłem, chcąc zmienić temat na lżejszy.
– Nie jest aż tak źle... Przez większość czasu gram z babcią
w pokera i piję whisky z chłopakiem mojej mamy...
– Twoja mama ma chłopaka? – zapytałem z zaskoczeniem.
– Tak, nazywa się Sebastian i jest motocyklistą... Miły facet.
Wiesz, ona jest całkiem fajną osobą, kiedy to gówno jej akurat
nie dopada... Ma charakterek. No i jest ładna. Da się lubić.
– Jestem pewien – odparłem. Rzeczywiście nie potrafiłem sobie
wyobrazić, żeby mama Kociaka nie była fajną osobą, choć
wyglądało na to, że jego ojcu było do tego dość daleko. No cóż,
po kimś musiał to odziedziczyć.
– Strasznie chciałbym już wrócić. Nie mam tutaj weny. Nie ma
mnie kto zainspirować – zamarudził nagle Hubert. Uśmiechnąłem
się.
– Kto cię zwykle inspiruje? – zapytałem, mając świadomość
tego, że łowiłem komplementy.
– Ty. I doskonale o tym wiesz – odparł Hubert bez wahania. Mój
uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. – Naprawdę cholernie za
tobą tęsknię. Nie sądziłem... nie sądziłem, że będę tak za
tobą tęsknił. Ledwo tu wytrzymuję.
Teraz już miałem wrażenie, że uśmiech lada chwila przepołowi
mi twarz, i poczułem gorąco w żołądku. Nie byłem w stanie nawet
opisać tego, jak bardzo ja tęskniłem za nim. Rozmowy przez telefon
pomagały, ale to nie było to samo. Chciałem, żebyśmy mogli
skulić się razem na tej niewygodnej kanapie w jego mieszkaniu.
Owinąłbym wokół niego ramiona, schował twarz w jego włosach i
po prostu wdychał jego zapach godzinami. Nie musielibyśmy nawet nic
robić.
I chciałem mu o tym powiedzieć. Chciałem, żeby wiedział, bo być
może – a przynajmniej taką miałem nadzieję – on też nie
potrafił opisać tego, co czuł. Zwłaszcza, że z całą jego
elokwencją, nawet ja lepiej wyrażałem uczucia niż on.
– Ja za tobą... – zacząłem, gdy nagle usłyszałem, że drzwi
balkonowe zaczęły się otwierać.
– Hej, z kim rozmawiasz? – zapytał Tomek, wychodząc na
zewnątrz i kierując się w stronę huśtawki, na której
siedziałem. Przez chwilę serce mi podskoczyło, ale szybko
odzyskałem refleks.
– Z... z kumplem – odparłem z kilkusekundowym wahaniem. –
Słuchaj, stary, muszę lecieć – rzuciłem do słuchawki, czując
ucisk w żołądku, bo bardzo, bardzo nie chciałem kończyć rozmowy
w takim momencie.
– Okej. Pa, kochanie – odpowiedział cicho Hubert, po czym
rozłączył się. Odetchnąłem z ulgą, ponieważ jego ton nie
wskazywał na to, żeby miał pretensje z powodu nagłego przerwania
nam.
Przysięgam, mógłbym zabić Tomka w tamtym momencie.
– Z kumplem? O tej godzinie? W Wigilię? – zdziwił się mój
brat, ale, na szczęście dla mnie, nie ciągnął tematu. – Daj
jedną fajkę, co?
Nie dałem po sobie poznać, że zaskoczyła mnie ta prośba, i
wyciągnąłem paczkę w jego stronę.
– Było ostro, co? – zagadnął, odpalając papierosa, po czym
usiadł obok mnie, wzdychając głęboko. W ręku trzymał drinka.
Naprawdę, czy w tej rodzinie nikt już nie był w stanie rozmawiać
na trzeźwo? – Nie sądziłem, że mama aż tak się wkurzy...
– Nie spodziewałeś się tego? – zapytałem nieco suchym tonem.
– Wiesz, jak poważnie podchodzi do takich spraw. No i naprawdę
lubiła Kingę...
– Taa, wiem, że ją lubiła. Po prostu... wszyscy tutaj udają
takich cholernie perfekcyjnych, wiesz? Jakby, kurwa, nigdy w swoim
pieprzonym życiu nie zrobili niczego złego, ani nie popełnili
błędu...
– Więc to był błąd? – zapytałem szybko, wchodząc mu w
słowo. Spojrzał na mnie krzywo.
– Co? Rozwód? To, że zacząłem spotykać się z Eweliną? –
zapytał, po czym pokręcił głową. – Nic z tych rzeczy. To
najlepsza i jedyna rzecz, jaką mogłem zrobić, żeby nie zwariować.
Przytaknąłem. Skoro tak uważał, to prawdopodobnie tak było.
– Ona ma dziewiętnaście lat – przypomniałem mu cichym tonem.
– Pieprzę jej wiek! – rzucił Tomek, podnosząc nieco głos.
Kiedy na mnie spojrzał, wyglądał na wkurzonego. – Wy i wasze
jebane normy, wszyscy wiecie najlepiej, ale mam dla ciebie nowinę:
ludzie zakochują się w innych ludziach, tak to, kurwa, działa. Ale
oczywiście wy macie rację, matka wybrała ojca, którego nawet nie
lubi, ale jest odpowiedni, prawda? Duśka udaje wielką buntowniczkę,
ale prawdopodobnie skończy tak samo, ty i Artur też zawsze pod
linijkę, co? Wszystkie te twoje dziewczyny, pewnie każda z nich
byłaby dla ciebie idealna, co? A jakoś nie wychodzi! Podobnie Kinga
była idealna dla mnie, ludzie mówili, że do siebie pasujemy,
wiesz? Ja po prostu zbyt późno zdałem sobie sprawę z tego, jak
bardzo nie ma to żadnego znaczenia!
Kiedy słuchałem jego wywodu, byłem nawet pod wrażeniem,
ponieważ... nie mówił tylko o swojej sytuacji. Mówił też o
mojej.
Dopiero, gdy Tomek skończył mówić, zauważyłem, że w drzwiach
na taras stała nasza mama. Mój brat przewrócił oczami, kiedy ją
dostrzegł, po czym ostentacyjnie odwrócił głowę.
– Nie próbuję potępić tego, co robisz – powiedziała,
podchodząc do nas i siadając na plastikowym krzesełku. –
Próbowałam nauczyć cię szacunku wobec kobiet i szacunku wobec
samego siebie. Mam nadzieję, że mi się to udało. – Tomek nadal
nie odpowiadał. – Kochasz tę dziewczynę? Świetnie, w takim
razie bądź z nią, bardzo chętnie ją poznam. Rozumiem, że każdy
może popełnić błąd i nie każę ci żyć w tym błędzie do
końca życia, ale jeśli, podczas gdy byłeś w związku
małżeńskim...
– Już sama sobie zdecydowałaś, jak było, prawda? – warknął
Tomek, przerywając jej. – Oczywiście, że ja musiałem spieprzyć
sprawę, to właśnie pomyślałaś, kiedy po raz pierwszy o tym
usłyszałaś?
– Nic nie pomyślałam...
– Na pewno, zawsze widziałaś mnie w taki sposób!
– Przestań być defensywny i spróbuj porozmawiać ze mną po
ludzku!
Zmęczyło mnie słuchania ich przekrzykiwania i próbowałem się
nie wtrącać. Cały czas miałem wrażenie, że o czymś
zapomniałem.
Och. Już wiedziałem, co musiałem zrobić. Uniosłem telefon,
który trzymałem w dłoni, i wysłałem krótkiego SMSa.
Kocham Cię.
Nie zdążyłem mu tego powiedzieć, kiedy się rozłączaliśmy.
Uśmiechnąłem się do siebie.
– ...wiem, że wszyscy z jakiegoś powodu uważacie mnie za dupka!
Chcesz mi powiedzieć, że ty jesteś w szczęśliwym związku? Po
prostu próbuję nie popełnić twojego błędu i tak samo nie
utknąć! Duśka bawi się uczuciami innych, jak chce, Artur jest
chamem praktycznie dla wszystkich, a Kuba zmienia dziewczyny co parę
miesięcy!
– Czemu dajesz ich za przykład?! – zawołała moja mama,
najwyraźniej również już ledwo wytrzymując. – Myślisz, że ja
to pochwalam? Cieszyłam się, kiedy jako jedyny się ustatkowałeś...
Miałem całkowicie dość całej tej rozmowy. Być może wszyscy
czuliśmy się tak samo. Próbowaliśmy udawać rodzinę,
jednocześnie niczego nie wiedząc o sobie nawzajem. To donikąd nas
nie prowadziło.
– Ponieważ wiem doskonale, że po tym wszystkim oni i tak wejdą
w ten schemat tak samo, jak wy! Duśka znajdzie sobie porządnego
męża, a Artur i Kuba ładne żoneczki! Będą się wkurzać
nawzajem na co dzień, nie będą już mogli na siebie patrzeć, ale
od święta będą udawać przykładne pary! A ja w końcu poznałem
kogoś, kto rzeczywiście mnie rozumie i ma coś do zaoferowania...
– Nie, nie znajdę – oświadczyłem ni stąd, ni zowąd. Wzrok
mojego brata i mamy natychmiast skierował się prosto na mnie.
Wyglądali na zaskoczonych, zupełnie, jakby zapomnieli o tym, że
byłem obecny.
– Co? – zapytał Tomek.
– Nie znajdę sobie ładnej żoneczki – powtórzyłem, czując,
jak serce bije mi mocno w piersi.
– Jasne. Tak mówisz teraz – prychnął Tomek, kręcąc głową.
– O ile tylko nie poznasz kogoś rzeczywiście wyjątkowego, czego
ci życzę, to tak właśnie skończysz. Taka zasada, że kogoś
wcześniej czy później trzeba poślubić. Bo niby dlaczego nie?
Ponieważ jestem gejem – odparłem w myślach. I prawie
wypowiedziałem tę myśl na głos. Naprawdę chciałem wypowiedzieć ją na głos, ponieważ za każdym razem, kiedy przyglądałem się otaczającym mnie ludziom, mojej zakłamanej rodzinie i bezmyślnym znajomym, dochodziłem ostatecznie do wniosku, że jedyną osobą, która w tym całym cyrku się dla mnie liczyła, był Hubert. Chciałem, żeby to miało znaczenie; chciałem go wybrać.
– Ponieważ nie jesteś jedyną osobą na świecie, która na to,
kurwa, wpadła – rzuciłem z irytacją. – Zawsze musisz uważać
wszystkich pozostałych za kretynów?
I tyle. Szansa minęła.
– Przestańcie przeklinać – syknęła moja mama, najwyraźniej
równie zmęczona całą sytuacją, jak ja. Wstałem gwałtownie z
huśtawki i ruszyłem w stronę domu.
Kiedy szedłem korytarzem w stronę swojego pokoju, mój telefon
zawibrował i wydał z siebie pojedyncze piknięcie. Zerknąłem
przelotnie na ekran i serce mi niemal stanęło.
Ja Ciebie też. Jeszcze tylko kilka dni. Nie daj im się za
bardzo stłamsić.
Kurwa. Byłem pieprzonym tchórzem.
___________________________________________________________________________________
* Biffy Clyro – "Bubbles"
Oooo mój Boże...
OdpowiedzUsuńWreszcie! Powiedział (napisał) to! WOO - HOO!
Super. Nie spodziewałam się tego.
Ja już chcę następny rozdział! :D
Czekam niecierpliwie...
Weny!!!
Infinity ∞
O jaka niespodzianka ,aż się człowiek sam do siebie uśmiecha;) A co do rozdziału to chwilowa rozłąka im dobrze zrobi. Kurde a już myślałam ,że Kubuś zrobi wieli coming aut to chyba by przebiło wszystkie niusy świąteczne w rodzinie;p ohh i Huber w końcu przyznał,że go kocha co prawda przez SMS ale to zawsze coś. Po prostu miodzio rozdziałek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam , weny i czasu życzę na pisanie ;)
Katarina
Boże jakie świetne opowiadanie! Niedawno zaczełam je czytać i skończyłam na 9 rozdziale więc mam dwa pytanka:) 1. Czy rozdziały pojawiają się regularnie? A jeśli tak to co ile i jakie dni? 2. Skąd jest to zdjęcie które przedztawia Kube i Huberta?
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to masz kawał talentu kobieto. Weny, weny, weny
Jeeej *.* rozdział jak zawsze fenomenalny! Chłopcy są cudowni nawet jeśli są osobno ;) a już podskoczyła mi adrenalina na myśl, że Kuba zrobi coming out, ale jednak nie ;p Czekam na kolejny rozdział i mam nadzieję, że Hubert i Kuba już wrócą wtedy do Krakowa :D Weeny! ;)
OdpowiedzUsuńLove_everyone
Hej:)
OdpowiedzUsuńczytam parę blogów regularnie w tym Twój i muszę przyznać,że masz najlepszy styl pisania z nich wszystkich. Nie wiem czy znacz ten blog http://twincest-bill-i-tom.blogspot.com/ masz tutaj adres ale tam dziewczyna, która go prowadzi robi ciekawy spis. Jak będziesz miała chwile zajrzyj tam i się zareklamuj bo czyta go wiele osób. Widzę,że nie narzekasz na brak czytelników ale im więcej tym lepiej, tak myślę;)
Byłam tam dzisiaj właśnie i pomyślałam o Tobie , wiesz nie chce się wtrącać czy coś po prostu tak mi się nasunęło:)
Katarina
Totalnie zaskoczyłaś z tym rozdziałem!!! :) W ogóle się nie spodziewałam, a ty myk odpalam stronę i jest!!! Tak bardzo chciałabym żeby chłopcy byli razem... Mam nadzieje, że tak się właśnie stanie. Podoba mi się jak opisujesz relacje między Hubertem a Kubą, to wszystko wydaje się takie prawdziwe :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :)
Z nastawieniem, iż rozdział pojawi się najwcześniej w połowie stycznia i tak wchodzę codziennie, i sprawdzam, i co? i jest niespodzianka!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!!!!!!!!
Rozdział rewelacyjny, też myślałam, iż Kuba nie wytrzyma i wykrzyczy rodzinie o swojej orientacji.
Rozmowy Kuby i Huberta są przecudowne, no uwielbiam jak rozmawiają (a przemyślenia Kuby są wprost fenomenalne), i w końcu Hubert, rozłąka jednak czasem jest potrzebna, zaczyna zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć do Kuby.
Ja cały czas mam w myślach prolog i bardzo nie chcę tego co nastąpi, ale wiem też że to TOM I opowiadania i jeśli pierwszy skończy się smutno to drugi musi ale to musi skończyć się szczęśliwie - Kuba i Hubert pasują do siebie jak dwie połówki jabłka.
Weny życzę i pozdrawiam ewa
I czekam na dalszy ciąg!!!!
Dziękuję. To było wspaniałe. Kocham tą historię i twój styl. Cieszę się niesamowicie, że Hubert się przełamał i mam nadzieję, że Kuba nie spieprzy sprawy i uświadomi sobie, że coming out jest dla niego ważny, z resztą mam również nadzieję, że jego rodzina też to zrozumie i doceni. Choć wątpię, by było tak pięknie i kolorowo. W końcu czymże jest życie bez odrobiny dramatu?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo czasu i weny. No i szczęśliwego Nowego Roku :3
Skąd jest to zdjęcie przedstawiające Kube i Huberta??
OdpowiedzUsuńCzekamy na kolejny rozdział! ;))
OdpowiedzUsuńUsycham z oczekiwania :/
OdpowiedzUsuńWiem, że nie należy popędzać autora, bo wena albo jest albo jej nie ma, ale ja tylko daje znać, że jestem i czekam cierpliwie lub mniej cierpliwie ale czekam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ewa
Moi drodzy. Niestety, sesja. Może coś mnie najdzie, ale jest bardzo małe prawdopodobieństwo, żebym dodała cokolwiek do końca lutego. Na ten moment pomiędzy moimi dwoma kierunkami nie wiem za bardzo, co się wokół mnie dzieje. Tak to jest, jak robisz sobie piętnastominutową przerwę w październiku, po czym orientujesz się, że potrwała ona cały semestr ;)
UsuńTrzymajcie kciuki i bądźcie cierpliwi.
Pozdrawiam wszystkich studentów (i całą resztę też!)
Czuję się pozdrowiona. Również pozdrawiam i czekam na posesjowy chillout.
UsuńZ poważaniem,
Wyprana z mózgu Caramell
Czuję się pozdrowiona. Również pozdrawiam i czekam na posesjowy chillout.
UsuńZ poważaniem,
Wyprana z mózgu Caramell
Witam,
OdpowiedzUsuńwielka szkoda, że nie powiedział w tamtym momencie, że jest z kimś kogo kocha i ten ktoś ma na imię Hubert...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Sesja sesja i po sesji a rozdziału nie ma ;c bardzo mi smutno z tego powodu bo bardzo go teraz potrzebuję. Mam nadzieję że znajdziesz chwilę i niedługo się pojawi. Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń"Według nowej polityki Googla, wchodzącej w życie 23 marca tego roku, wszystkie strony z materiałami erotycznymi lub pornografią stworzone na platformie Blogger otrzymają status prywatnych, a dostęp do nich będą mieli jedynie zaproszeni przez właściciela bloga użytkownicy"
OdpowiedzUsuńSłyszałaś?
Znalazłam coś takiego na temat tych blokad: https://support.google.com/blogger/answer/6170671?hl=pl
OdpowiedzUsuńNo i co z rozdzialem???
OdpowiedzUsuńMoi drodzy, pracuję nad tym :) Dziś jest chyba mój pierwszy wolny dzień od kiedy zaczęła się sesja, jak tylko trochę odpocznę, dokończę kolejny rozdział. Cierpliwości :)
UsuńAch, i dziękuję za info o zmianie polityki Google, mam nadzieję, że nie wpłynie ona w żaden sposób na bloga, skoro dotyczy tylko materiałów graficznych.
Czekamy!! :D
OdpowiedzUsuńwszystkie rozdziały przeczytałam jednym tchem i powiem jedno... chce jeszcze. piszesz niesamowicie i ciesze się że trafiłam na Twój blog.
OdpowiedzUsuńRównież jak pozostali życzę weny.
Biffy Clyro - Bubbles --- słucham tego teraz cały czas :)
OdpowiedzUsuń