Witam ponownie i od razu przepraszam, że musieliście tak długo czekać. Niestety moje życie ostatnio stało się nieco szalone i sama do końca go nie ogarniam. Plan jest taki, że od teraz ma się to zmienić, ale, jak wiadomo, plany rzadko wypalają. Postaram się więc, żebyście tym razem nie musieli czekać aż tak długo, ale, tak jak zawsze, niczego nie obiecuję. Bo obietnice też nigdy nie wypalają.
Zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału, który, mam nadzieję, przypadnie Wam do gustu, i dziękuję za wszystkie komentarze, ponaglenia i głosy wsparcia. Uwielbiam je czytać i wiedzieć, że czekacie, więc komentujcie, bo moje pisarskie ego też trzeba czasem podnieść. Dziękuję, dobranoc :)
Rozdział XI,
w którym wszyscy jesteśmy tylko i aż ludźmi
"Your skin
Oh yeah your skin and bones
Turn into something beautiful
And you know
For you I'd bleed myself dry
For you I'd bleed myself dry"*
Oh yeah your skin and bones
Turn into something beautiful
And you know
For you I'd bleed myself dry
For you I'd bleed myself dry"*
28 grudnia 2012 r.
To zabawne, jak życie czasem się układa.
Ostatniego dnia mojego pobytu w domu rodzinnym zaczęły mnie
nachodzić refleksje. Tutaj wszystko było po staremu. Moja mama
nadal robiła najlepszą lazanię na świecie, czytała książki
podróżnicze i krzyczała na mojego tatę, gdy zbyt głośno
puszczał muzykę. Mój tata nadal czytał „Logo”, próbując
pozostać na czasie, nie umiał za bardzo obsługiwać komputera i
żył tylko i wyłącznie swoją firmą. Tomek wciąż szukał, sam
nie wiedząc, czego szuka, z jednej strony niczego nie traktując
poważnie, z drugiej – upierając się, że się zakochał. Czy w
dziewczynie, czy w idei zakochania, co do tego nie byłem pewny. Gdy
się upiliśmy, nadal rozmawialiśmy po angielsku i wymyślaliśmy
scenariusze do filmów, które nigdy nie miały powstać, bo
następnego ranka niczego nie pamiętaliśmy. Artur wciąż był
zgryźliwy, nie umiał przegrywać – raz został ograny w kalambury
i zrezygnował – i zaczynał rozmowy o polityce, przez co wszyscy
potem się kłócili. Duśka nadal uspokajała każdą sprzeczkę,
siedziała przy stole po turecku i kładła się z psami na trawie. A
ja obserwowałem.
To nie wydawało się w porządku. Wszystko nie powinno być tak,
jak zawsze, bo nic
nie było tak, jak zawsze. Zastanawiałem się, czy oni wszyscy
dostrzegali jakiekolwiek zmiany we mnie, bo ja sam czułem się
zupełnie inną osobą. A może to była tylko moja wyobraźnia?
Miałem wrażenie, że tak wiele się zmieniło, jakby świat nagle
zaczął kręcić się w przeciwnym kierunku. Nie potrafiłem objąć
umysłem tego, że kiedy po raz ostatni spotkaliśmy się w tym domu
w tym gronie, byłem zupełnie inną osobą. Moje życie było
zupełnie inne. Bardziej nudne. Bardziej puste.
Najwyraźniej nikt jednak nie wyczytał tego z mojej twarzy, bo nikt
nic nie powiedział (za wyjątkiem znaczących uśmieszków Duśki).
Właściwie czas upływał całkiem spokojnie. Byłem już nowym sobą
(tak właśnie o sobie myślałem), ale udawało mi się odnaleźć w
swoim starym świecie. To mnie nieco uspokoiło. Nie wszystko się
zmieniło.
– Jesteś w niej zakochany?
Odwróciłem się, gdy usłyszałem głos za swoimi plecami, po czym
zobaczyłem, jak Tomek wychodzi na taras. Uniosłem pytająco brew,
kiedy usiadł koło mnie.
– W kim? – zapytałem niedomyślnie.
– Nie wiem, w kim. Ogólnie, czy jesteś – uściślił, nadal
niczego nie tłumacząc. Zanim zdążyłem odpowiedzieć,
kontynuował: – Sprawiasz wrażenie, jakbyś był zakochany.
– A jakie wrażenie sprawia ktoś zakochany? – zapytałem,
marszcząc brwi. Tomek wzruszył ramionami.
– Ciężko to opisać... Ale to ma swoją własną dynamikę.
Parsknąłem śmiechem.
– Czyli nagle jesteś ekspertem od zakochania, tak? – zadrwiłem,
szturchając go. Pokręcił głową ze śmiechem.
– Wręcz przeciwnie. Nie mam pojęcia, co z tym zrobić –
odparł, po czym przez chwilę się zastanowił. – Czy naprawdę o
tym rozmawiamy?
– Hej, jesteśmy dużymi chłopcami. Powinniśmy rozmawiać o
dorosłych rzeczach – powiedziałem poważnym tonem, po czym
zmieniłem temat. – To były zabawne święta, co?
– Nie do końca słowo, jakiego bym użył – Tomek skrzywił
się. – Ale trzeba było przez to przebrnąć.
Przyjrzałem mu się uważnie. Przez te kilka dni naprawdę zrobiło
na mnie wrażenie to, jak bardzo bronił swojego związku i osoby,
którą wybrał. Tomek zawsze był raczej typem konformisty –
trochę tak, jak ja. Wybierał łatwe rozwiązania, również trochę
tak, jak ja. To ciekawe, że obaj zdecydowaliśmy się pójść
drogą, o której wiedzieliśmy, że będzie trudna. Ludzie zawsze
będą patrzeć na niego i jego dziewczynę – Ewelinę? – krzywo,
będą gadać i będą się dziwić. To samo dotyczyło mnie i
Huberta. Może na tym właśnie to całe zakochanie polegało? Na
wybieraniu trudniejszej opcji, podczas gdy łatwiejsza była zaraz
pod nosem?
– Słuchaj, stary, nie wiem dokładnie, co się dzieje, ale...
masz kogoś, nie? – zapytał nagle Tomek, wyglądając na nieco
zażenowanego. – Nie musisz mi nic mówić, jeśli nie chcesz, ale
wtedy, po Wigilii, jak byliśmy tu z mamą i powiedziałeś, że też
sam na to wpadłeś, że nie warto być z kimś tylko z
przyzwyczajenia i dlatego, że to łatwe... To nie było tylko
hipotetyczne, prawda? Mówiłeś też o sobie. Takie odniosłem
wrażenie.
Teraz ja też zacząłem robić się zażenowany, ale skoro chciał
rozmawiać, to nie zamierzałem protestować. Nagle wypełniło mnie
całkowite zrozumienie dla mojego brata – jeszcze nigdy wcześniej
aż tak się z nim nie utożsamiałem. Wręcz czułem, że jestem mu
winny tę rozmowę, bo był w tak bardzo podobnej sytuacji do mojej i
chciałem, żeby wiedział, że też tam jestem i też przez to
przechodzę i nie ma w tym absolutnie niczego złego.
Pokiwałem głową, na co on też pokiwał głową.
– No właśnie. Nie musisz mi nic mówić, po prostu... jeśli coś
sprawia, że jesteś szczęśliwy, to nie odpuszczaj, dobra?
Niezależnie od tego, jak trudne by to nie było. Walcz o to. Bo to
się może już nie powtórzyć, wiesz?
– Wiem – odparłem głupio, nie mogąc wymyślić niczego
innego. Tomek westchnął, wyciągając z paczki papierosa i
odpalając go.
– Więc? Czy ona sprawia, że jesteś szczęśliwy? – zapytał,
spoglądając na mnie ukradkiem i unosząc jeden kącik ust. – Weź
no coś powiedz. Bo ja nigdy nie spodziewałem się, że poznam
kogoś, kto sprawi, że będę szczęśliwy. Zupełnie, jakbym do tej
pory żył tylko w połowie. Nie wiesz, że cokolwiek tracisz, dopóki
tego nie doświadczysz, nie?
Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, po czym zamknąłem je, gdy
nagle przyszło uświadomienie.
Tomek wyjął mi te słowa z ust. To było dokładnie to, co czułem
– zanim poznałem Huberta nie miałem pojęcia, na czym polega
życie, uczucia, cokolwiek. Żyłem tylko w połowie i myślałem, że
to ma właśnie tak wyglądać. Że nic więcej nie czeka. Zupełnie
tak, jakby nic z tego, co było wcześniej, nie było prawdziwe.
Razem z Hubertem nadeszło wszystko, co realne, i zawdzięczałem to
jemu. Gdyby nie on, nadal bym o tym nie wiedział.
To był pierwszy moment absolutnego porozumienia między mną a moim
starszym bratem. Jasne, lubiliśmy się, byliśmy dobrymi kumplami,
ale nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, nie rozmawialiśmy o takich
rzeczach. Nie miałem pojęcia, o czym rozmyślał ani co go
dręczyło. Nigdy do końca nie był dla mnie prawdziwym człowiekiem
z krwi i kości, był papierowy, zupełnie, jakby za jego
prymitywnymi żartami i maską dupka nic się nie kryło. A przecież
to nie było możliwe. Wszyscy jesteśmy czymś więcej niż tylko
to, jakie sprawiamy wrażenie.
Tomek też był czymś więcej. I był dzielny, bo zakochał się i
powiedział o tym światu, mimo że być może byłoby łatwiej,
gdyby po prostu odpuścił. I wierzyłem, że zrozumie. Postanowiłem
dać mu na tyle kredytu zaufania, by wierzyć, że zrozumie.
Mój głos nawet przez chwilę nie zadrżał, gdy to mówiłem.
Byłem w kilku trudnych sytuacjach, ale w momencie, gdy to
powiedziałem, odkryłem, że to akurat było łatwe. To były tylko
słowa, które w dodatku były prawdą, a mówienie prawdy wcale nie
jest aż takie trudne, jak mogłoby się wydawać.
– Tak, on sprawia, że jestem szczęśliwy.
Tomek na początku chyba w ogóle nie zarejestrował tych słów.
Spojrzałem na niego ukradkiem i obserwowałem, jak jego twarz się
zmieniała; najpierw zmarszczył brwi, potem zrobił głupią minę,
która upodobniła go do ryby. Widziałem moment, w którym
informacja została przez niego zarejestrowana, odwrócił się
gwałtownie, spojrzał na mnie i zamrugał. Popatrzył przez chwilę,
po czym zamrugał znowu, a ja cierpliwie czekałem.
– Okej... – powiedział powoli, po czym odwrócił ode mnie
wzrok i wpatrzył się gdzieś w przestrzeń. – Okej, czaję –
dodał bardziej do siebie niż do mnie. – Zaraz, serio? –
zapytał, z powrotem na mnie spoglądając. Uniósł brwi. – Robisz
sobie ze mnie jaja, co?
Uśmiechnąłem się, nie mogąc się powstrzymać, i nic nie
odpowiedziałem. Tomek znowu zmarszczył brwi, wpatrując się we
mnie w skupieniu, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy, czy
żartowałem, czy nie.
– Ty mówisz poważnie? Nie... nie mówisz poważnie, co?
Tym razem zacząłem się śmiać, no bo naprawdę? Tomek w
odpowiedzi zachichotał nerwowo.
– Stary... prawie mnie nabrałeś – rzucił, wyglądając na
nieco oszołomionego i kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Oczywiście, że mówię poważnie – powiedziałem w tym samym
momencie, z trudem opanowując śmiech.
– Nie... tak? – zapytał mój brat, wyglądając, jakby już
kompletnie zgłupiał. Znowu zacząłem się śmiać. – Stary, bo
ja już nie wiem czy żartujesz, czy nie! To nie jest śmieszne!
Uspokoiłem się i wziąłem głęboki oddech.
– Sorry... i tak, mówię całkowicie poważnie – przyznałem,
tym razem już się nie śmiejąc. Przeszło mi przez myśl, że
jeszcze mogłem się wycofać. Ale nie zrobiłem tego.
– Ale serio? – powtórzył Tomek po kilku sekundach ciszy.
– No przecież mówię, że serio! Ile razy mam powtarzać? –
nie wytrzymałem, przewracając oczami. Tym razem to Tomek parsknął
śmiechem, nieco oszołomionym, bo chyba w końcu dotarło do niego,
że nie żartowałem. Też się zaśmiałem, bo to był chyba
najbardziej absurdalny coming out w historii.
– Stary... wygrałeś wszystkie zawody na najlepsze rodzinne
zaskoczenie... na następne parę lat – powiedział tonem pełnym
zatrwożonego podziwu. – Nie mogłeś zrobić tego w Wigilię,
kiedy wszyscy się dzieliliśmy, co?
Zaśmiałem się cicho.
– Rozważałem to – przyznałem z uśmiechem, bo jak na razie
nie szło tak źle. Może rzeczywiście robiłem wielki problem z
niczego? – Ale uznałem, że to by było zbyt wiele.
– Pewnie masz rację... Chociaż nie wiem, czy dałoby się zrobić
z tego większą katastrofę – powiedział Tomek, po czym zamyślił
się. – Poczekaj, jeszcze tego nie przetrawiłem... Czyli, że
poważnie jesteś pedałem? Penisy zamiast cipek? Waginosceptyczny?
Wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
– Tak, myślę, że „waginosceptyczny” jest tutaj doskonałym
określeniem – wydyszałem pomiędzy jednym wybuchem śmiechu a
drugim. – Zacznę je stosować.
– Wiesz, stary, zawsze po prostu uważałem, że cały sens układu
pokarmowego polega na tym, że działa w jedną stronę... –
powiedział, szczerząc zęby. Najwyraźniej udzieliła mu się moja
wesołość. Parsknąłem śmiechem.
– Wiesz... to tak jak z płucami. Teoretycznie mamy je, żeby
oddychać, ale to nie znaczy, że nie możemy też palić, nie? –
odparłem bez wahania, zachwycony własną analogią. Tomek
zarechotał, kiwając głową z aprobatą.
– Punkt dla ciebie. Dla odrobiny przyjemności można trochę
nagiąć zasady – rzucił, po czym zaśmiał się absurdalnie,
kręcąc głową i chowając twarz w dłoniach. – Chyba za wcześnie
na rozmowę o gejowskim seksie... jeszcze się z tym do końca nie
pogodziłem, daj mi chwilę, dobra? – Zaciągnął się głęboko
papierosem, zamykając oczy, po czym skrzywił się. – Ale że tak
z tyłu? Wiem, że musi być jakiś powód, dla którego geje pieprzą
się jak króliki, ale jakoś nie brzmi to dla mnie zbyt dobrze...
– Przestań się torturować! – zawołałem ze śmiechem, ale
Tomek najwyraźniej nie był w stanie.
– Nie, teraz nie mogę przestać o tym myśleć! Mentalny obraz
zostanie ze mną na zawsze! – krzyknął z przesadnym tragizmem.
Prawie zakrztusiłem się ze śmiechu.
– Rany, co się dzieje, chłopaki? – dobiegł nas z tyłu głos
Duśki. – Ktoś was obdziera ze skóry? – zaśmiała się razem z
nami, podchodząc do ławki.
– Gorzej, Kuba lubi chłopców – rzucił bezmyślnie Tomek, po
czym znieruchomiał. – O kurwa... sorry, stary, nie chciałem... –
zaczął przepraszającym tonem, choć wciąż nie był w stanie do
końca przestać rechotać.
– Raczej jednego konkretnego chłopca – poprawiła go Duśka
całkowicie spokojnym tonem, siadając koło nas, po czym zaczęła
się na mnie uporczywie gapić, unosząc jedną brew.
– Spoko, ona wie – powiedziałem tylko, na co Tomek odetchnął
z ulgą.
– Dzięki Bogu. Nie będzie mi się to teraz wyrywać przy każdym,
z kim będę rozmawiał, obiecuję. To była jednorazowa wpadka –
zapewnił mnie.
– Dzięki, doceniam to.
– To co, wszyscy wiedzą? – zapytał nagle Tomek z
zainteresowaniem.
– Nie, tylko wy – odparłem. Wesołość ze mnie uleciała i
nagle z całą siłą zdałem sobie sprawę z tego, że ujawniłem
się przed kolejną osobą. I świat wcale się nie skończył.
– Wiesz co, jestem z ciebie naprawdę dumna – oświadczyła
Duśka, przyglądając mi się z uśmiechem. – I w ogóle z nas –
rzuciła nagle, wskazując na całą naszą trójkę. – Tomek bzyka
nastolatkę, ty faceta, a ja nie mam żadnego planu na życie. Myślę,
że jesteśmy chodzącym sukcesem, co?
Kiedy to powiedziała, już było po nas i nie mogliśmy przestać
się śmiać przez kolejne kilkanaście minut. Było absurdalnie i
cudownie. Siedziałem sobie na ławeczce za moim domem z moją
siostrą po prawej stronie i moim bratem po lewej, i wspólnie
śmialiśmy się z tego okropnego, aczkolwiek bardzo trafnego
podsumowania. Było w tym coś bardzo niewłaściwego, a jednocześnie
wspaniałego.
– Artur! – zawołała Duśka, kiedy zobaczyła, jak twarz
naszego brata pojawiła się w otwartym oknie. – Dołączasz do
naszego klubu beznadziejnych przypadków? – zapytała ze śmiechem,
na co Artur uniósł pytająco brwi. – Jesteś z nami spokrewniony,
więc musisz być w jakiś sposób beznadziejny!
Artur zastanowił się przez chwilę.
– Mam jedną stopę większą od drugiej – odparł, wzruszając
ramionami. Duśka parsknęła śmiechem, po czym przywołała go
ręką.
– Nadasz się. Chodź!
***
„Jesteśmy waginosceptyczni.” – napisałem,
po czym wysłałem wiadomość do Huberta, uznając, że z całą
pewnością będzie zachwycony tym określeniem. Chwilę później
mój telefon zawibrował.
Kociak: „Że co?
:D”
Ja: „Mój brat nazywa gejów „waginosceptycznymi”. Uznałem,
że Ci się spodoba.”
Kociak: „Od dziś jestem jego fanem. Tak po prostu
postanowiliście obgadać z bratem kwestię gejowskiej terminologii,
czy zacząłeś wprowadzać w życie misję „wychodzenie z szafy”?”
Ja: „Misja została oficjalnie rozpoczęta i jak dotąd jest
całkowitym sukcesem. Będę za godzinę w Krk, idę prosto do
Ciebie, bo nie wytrzymam ani sekundy dłużej.”
Kociak: „Cierpliwość jest cnotą, młody padawanie.”
Ja: „Uważasz,
że jestem cnotliwy?! I jestem starszy od Ciebie...”
Kociak: „No nie
wiem... Może chciałbyś mi udowodnić, że nie jesteś? ;) Znaczy
cnotliwy, nie starszy... Ech, ta konwersacja chyba nie ma sensu.”
Ja: „Wiem.
Kocham Cię.”
Kociak: „A to
tak a'propos czego?”
Ja: „Bo chcę
usłyszeć to samo.”
Kociak: „Raczej
zobaczyć. To jest wymuszanie wyznań miłosnych. No dobra, ja Ciebie
też. Wracam do mazania po ścianie.”
Ja: „Ej, nie
psuj ściany!”
Ja: „I nie
ignoruj mnie!”
Ja: „Huuuubert!”
Ja: „Dupek.”
***
Drzwi otworzyły się
gwałtownie i zobaczyłem Huberta ze skrzyżowanymi ramionami,
patrzącego na mnie krzywo.
– Nazwałeś mnie dupkiem
– oświadczył, jednak wydało go lekkie uniesienie kącika ust.
Wcale nie był zły.
– Oj, uraziłem cię? –
zapytałem z udawanym zmartwieniem, jednak nie mogłem powstrzymać
szerokiego uśmiechu, który wpłynął na moją twarz.
Hubert znowu stał przede
mną, więc wszystko znowu było w porządku. Wyglądał
tak samo rewelacyjnie, jak zawsze, miał trochę krótsze włosy,
najwyraźniej był u fryzjera, i skąd to wiedziałem, przecież
nigdy nie zauważałem takich rzeczy? Nie byłem w stanie się
powstrzymać, tak jak w każdej sytuacji, która była z nim
związana. Zrobiłem dwa kroki do przodu, rzuciłem torbę na
podłogę, położyłem dłonie po obu stronach jego twarzy i
przycisnąłem swoje usta do jego. Kociak natychmiast uchylił
wargi, wpuszczając mój język do środka, a ja kopnąłem na oślep,
zatrzaskując za sobą drzwi. Przywykłem już do tego, całowaliśmy
się tyle razy, że w moich ruchach nie było niczego niezręcznego.
Wsunąłem jedną dłoń pod jego czarną koszulę, która sprawiała,
że wydawał się drobniejszy niż rzeczywiście był, a on chwycił
moje biodra i przyciągnął mnie bliżej siebie. Zrobił krok w tył,
ciągnąc mnie za sobą, i prawie się potknął, ale przytrzymałem
go, a sam złapałem się szafki, bo inaczej obaj runęlibyśmy na
podłogę. Zrobiliśmy kilka chwiejnych kroków, aż w końcu plecy
Huberta przylgnęły do ściany, ale dla mnie to nadal nie było
wystarczające i zbliżyłem się jeszcze bardziej, jakbym chciał go
w tę ścianę wcisnąć. Nigdy nie było wystarczająco blisko.
Hubert mruknął coś, odrywając się ode mnie i wciągając głośno
powietrze, po czym zaczął całować moją brodę i szczękę, a ja
przez chwilę próbowałem odpiąć kilka guzików jego koszuli, ale
zrezygnowałem, ponieważ to nie było aż tak ważne, i w zamian
skierowałem dłonie niżej, do zamka w jego dżinsach.
– Celibat dobrze na ciebie
wpływa – wydyszał Hubert pomiędzy pocałunkami.
– Nie nazwałbym tego
„dobrze” – zaprotestowałem, próbując zsunąć spodnie z jego
bioder, ale były obcisłe i kompletnie mi to nie wychodziło. – Od
tej pory będę nosił cię ze sobą wszędzie w kieszeni.
Hubert roześmiał się, widząc moje starania, po czym odepchnął
się od ściany, postanawiając mi pomóc.
– W kieszeni? – zapytał rozkojarzonym tonem.
– Jesteś mały. Da się to zrobić – odparłem, parskając
śmiechem, w odpowiedzi na co pacnął mnie żartobliwie w tył
głowy.
W końcu udało nam się pozbyć spodni Kociaka i moich spodni i
mojej koszulki, jego koszulę zostawiając w spokoju, po czym
niezgrabnie, w skarpetkach, zaczęliśmy się przemieszczać, ale nie
dotarliśmy do łóżka i zatrzymaliśmy się na szafce na buty.
Najwyraźniej żadnemu z nas to nie przeszkadzało, no bo w sumie
szafka była idealnej wysokości i to też było dobre miejsce, a
sprawa była dość nagląca. Hubert próbował na niej usiąść,
ale w tym samym momencie ja zmieniłem zdanie i pociągnąłem go za
sobą w dół.
– Powinniśmy się kochać – wypaliłem, po czym zaśmiałem się
absurdalnie, bo leżeliśmy w samych majtkach (i w jednej koszuli) na
środku przedpokoju.
– Teraz? – zapytał Kociak, unosząc brew i podnosząc się na
łokciach, żeby całkowicie mnie nie przygniatać.
– Aha – potwierdziłem nieco rozkojarzony, bo jego noga nagle
znalazła się pomiędzy moimi i postanowiła tam zostać.
– Pewny jesteś? – zapytał Hubert, wracając ustami do mojej
szyi, bo chyba nie umiał leżeć spokojnie w takiej pozycji i
prowadzić poważnej konwersacji. Zaśmiałem się znowu.
– Nie chcę się kochać z nikim innym, ale... – oświadczyłem
z przekonaniem, ale, chwilowo wytrącony z równowagi przez jego
usta, zapomniałem o dalszej części zdania. Hubert parsknął
śmiechem.
– Doceniam to – wszedł mi w słowo.
– ...ale... – zaznaczyłem z naciskiem. – ...seks jest fajny,
i uprawianie go jest zdrowe, więc będę to robił z tobą, okej?
Zanim zdążyłem dokończyć, Kociak już nie był w stanie
przestać się śmiać, trzęsąc się na mnie.
– Cóż za oszałamiająca argumentacja, nie jestem w stanie jej
podważyć – pochwalił mnie, nadal nie przestając się śmiać. –
Byłbym pod o wiele większym wrażeniem, gdybym nie był
przyzwyczajony do twojej subtelności.
Mruknąłem potwierdzająco, wracając do całowania go.
– No... więc wnoszę wniosek o to, żebyś poszedł ze mną do
łóżka – dodałem, już zupełnie nie zastanawiając się nad
tym, co mówię.
– Pana wniosek został rozpatrzony pozytywnie – wyszeptał
Kociak, odrywając się ode mnie i podnosząc się z trudem, po czym
wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. Złapał mnie za ramiona
i zaczął mną sterować w kierunku sypialni, ja szedłem tyłem,
więc po drodze potknęliśmy się o puszkę farby. Opadliśmy na
łóżko, a Kociak położył dłonie po obu stronach mojej głowy.
– Jakieś specjalnie życzenia? – zapytał zachrypniętym
głosem, przybliżając swoją twarz do mojej tak, że prawie
stykaliśmy się nosami.
– Nigdy tego nie robiłem – oświadczyłem, choć doskonale
wiedziałem, że miał tego świadomość.
– To nie jest życzenie. I wiem o tym – stwierdził, po czym
zastanowił się przez chwilę. – Być może wolisz być na górze,
bo jesteś do tego bardziej przyzwyczajony i to będzie dla ciebie
mniej dziwne...
– Jak dotąd nie zdawało to zbyt dobrze egzaminu – przerwałem
mu.
– Bo robiłeś to z osobnikami nie tej płci – zauważył Kociak
zupełnie, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. –
Albo może wolisz, żebym ja był na górze i przejął inicjatywę,
bo ja przynajmniej wiem, co robię...
– Hej! – zawołałem z oburzeniem, na co Hubert się roześmiał.
Zastanowiłem się przez chwilę, po czym ostentacyjnie zdjąłem
dłonie z jego pleców i położyłem je biernie na łóżku. –
Rób, co tylko chcesz – zachęciłem go przesadnie zalotnym tonem.
Hubert zajęczał, zamykając oczy.
– Jaki uległy chłopiec... Nie, nie idziemy w tym kierunku.
Naczytałeś się „Pięćdziesięciu twarzy Grey'a”? – zapytał,
pochylając się, żeby mnie pocałować.
– Czytałem – przyznałem ze wstydem, kiedy się od siebie
oderwaliśmy. Oczy Kociaka rozszerzyły się komicznie.
– Rany, co cię do tego skłoniło? – zapytał z
niedowierzaniem, odsuwając się i wpatrując się we mnie ze
zdumieniem. Przewróciłem oczami, przyciągając go z powrotem.
– Ja tu, że chcę uprawiać z tobą seks, a ty chcesz w zamian
dyskutować o słabej literaturze?
– Dobra, nie obchodzi mnie, co cię do tego skłoniło –
przyznał Kociak, natychmiast zmieniając zdanie. – Chodź tu.
Wróciliśmy do całowania się, bo to było o wiele ciekawsze niż
rozmawianie o książkach, i Hubert w końcu złapał mnie w pasie i
rozsunął moje nogi tak, żeby znajdował się pomiędzy nimi, więc
owinąłem je wokół jego bioder, bo to wydawało się właściwe, i
to była naprawdę dobra pozycja. Kociak oderwał się ode mnie, po
czym wyciągnął rękę, otworzył szufladkę szafki obok łóżka i
wyciągnął z niej butelkę i prezerwatywę – dobrze, bezpiecznie
– i wtedy dotarło do mnie z całą mocą, co zamierzałem zrobić.
Kilka godzin później leżałem na plecach z szeroko otwartymi
oczami i nie mogłem zasnąć, bo myślałem tylko o tym, że szkoda,
że moja rozmowa z bratem nie miała miejsca po tym wydarzeniu, bo
wtedy prawdopodobnie byłbym w stanie lepiej mu wyjaśnić, dlaczego
– jak to zgrabnie ujął – geje pieprzą się jak króliki.
Hubert leżał koło mnie, sapiąc ledwo słyszalnie – daleko temu
było do chrapania, ale nie spał też zupełnie cicho, a ja
wgapiałem się w sufit, trochę obolały, ale całkowicie
usatysfakcjonowany. Tak naprawdę nieco mnie to martwiło, ponieważ
na ten moment, mimo swojego wrodzonego sceptycyzmu odnośnie tego
typu rzeczy, całkiem poważnie planowałem spędzić z leżącym
obok mnie gościem resztę życia, choćby próbował nam stanąć na
drodze cały cholerny świat. No, więc mocno się martwiłem, no bo
co by było, jeśli bym tego nie polubił? Było to mało
prawdopodobne, ale zawsze miałem tendencję do dramatyzowania.
Ale okazało się, że to jest coś, co mógłbym robić regularnie
do końca swoich dni. Chyba nawet mój mózg trochę eksplodował, bo
najwyraźniej nigdy wcześniej w życiu nie odczułem prawdziwej
przyjemności seksualnej – to znaczy przed Kociakiem – i nawet
nie zdawałem sobie z tego sprawy. To było smutne odkrycie.
A więc oficjalnie stałem się pełnowymiarowym gejem, ale jeśli
tak to miało wyglądać, to zdecydowanie mogłem z tym żyć.
___________________________________________________________________________________
* Coldplay – "Yellow"
Kocham ♥ Kocham Cię bo wreszcie nareszcie!
OdpowiedzUsuńŚwietne ale krótkie :( Mam nadzieję że na kolejny rozdział nie trzeba będzie czekać aż tyle. Nawet nie wiesz jak szeroko człowiek potrafi się uśmiechnąć gdy po tak długim czasie wreszcie dostaje obiecany rozdzialik.
Waginosceptycy wymiatają, o dziwo nie pierwszy raz spotykam się z tym terminem. Tylko nie pamiętam już gdzie to słyszałam/czytałam.
Mniejsza o to... Już tęsknię i czekam na kolejny ;)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGenialne i fenomenalne! ;D
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że wróciłaś i dodałaś ten cudowny rozdział, który przeczytałam jednym tchem! ;P Czekam na więceej :3
Życzę mnóstwa weeny! ;)
Jak zwykle miodzio tylko ,że troszkę krótszy :) Kubuś się powoli ujawnia jestem ciekawa jak rodzice to przeżyją.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg;) weene raczej masz więc życzę czasu na przelanie jej na papier :D
Katarina
Cześć. W końcu postanowiłam się ujawnić xD
OdpowiedzUsuńWiedz, że niedawno zaczęłam czytać twoje opowiadanie, które moim zdaniem jest wprost wyśmienite. Mmniam~! Nie jest przesłodzone, ani zbyt poważne, czyli takie jakie lubię - a mnie trudno zadowolić. Postacie są bardzo, ale to bardzo realne, a wszystko co dzieje się wokół nich jest takie prawdziwe. *.* Szaleję za tobą.
Podziwiam cię kochana autorko, że potrafisz tak pięknie przedstawić to, co tworzy się w twojej główce.
Życzę weny i mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będzie trzeba czekać tak długo.
PS. W głowie miałam huragan myśli, dotyczących tego, co by ci tutaj napisać, a okazało się, że przelałam tylko małą cząstkę tego co chciałam przekazać. Cóż... xD Jestem mało ogarnięta.
Jeszcze raz weny!
_HitoShi_
Swietne, swietne, swietne! ;) Kiedy kolejny rozdział?! :D
OdpowiedzUsuńMika_92
Jeśli postaracie się z komentarzami to myślę, że pod koniec miesiąca ;)
UsuńJeju nie dręcz nas już. I tak wiesz, ze wiekszość czytelnikow nie komentuje, a wszyscy czekają na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńIrys.
Grrr! Piszę komentarz już trzeci raz i jestem z lekka wściekła więc będę się strzeszczać;
OdpowiedzUsuń- rozdział rzeczywiście przykrótki, ale po sesji nie spodziewałam się w sumie niczego innego. Tylko to cudne, słodkie zakończenie... No wlasnie, zakończenie, a ja chciałam dalej.
- To opowiadanie jest po prostu cudowne, takie urocze, prawdziwe, z realnymi ludzmi z ich problemami, słabostkami i wszystkim tym co trapi głównego bohatera. Cudo! No i Hubert i Kuba i Duśka, a nawet reszta rodzeństwa Kuby jest świetna, naprawdę ich wszystkich lubię, masz niesamowity talent do tworzenia bohaterów.
Oczywiście są w twoim tekście pewne niezręczności, no i to, że akcja dotyczy głownie romansu miedzy chłopakami powoduje, że momentami to się nuży, ale masz wspaniały styl pisania, i widoczną wprawę, więc te momenty zdarzają się rzadko.
Pisz szybko, pozdrawiam o mnóstwa weny życzę.
Rose
Wiem, że większość czytelników nie komentuje, ale mi jest o wiele milej, jeśli ktoś jednak zostawi parę słów ;) I nie zamierzam nikogo dręczyć - zawsze wrzucam rozdziały natychmiast po napisaniu i sprawdzeniu ich. Po prostu zwykle trochę to zajmuje, bo nie dysponuję wielką ilością wolnego czasu. Postaram się dokończyć tym tygodniu, ale, jak zawsze, nic nie obiecuję ;)
OdpowiedzUsuńCzekamy z niecierpliwością! ❤
UsuńNie wiem, jakim cudem trafiłam na Twojego bloga, bo raczej nie przepadam za obyczajówkami, a tu taka niespodzianka! Wciągnęło mnie i pozamiatało, i przyznam, że jestem pod wielkim wrażeniem. Masz świetny styl, a cała historia jak i postacie są takie realne, że można Ci tylko pogratulować talentu. Bardzo podobają mi się wstawki z popkultury, sprawiają, że historia jest jeszcze bardziej autentyczna. Mnie osobiście bardzo bawiły, więc nie przestawaj ;) Poza tym świetnie budujesz napięcie, które czuć wyraźnie w pierwszych rozdziałach, do tego wspaniale oddajesz emocje Kuby, choć jak na faceta, momentami potrafi być babą :P Kociak jest po prostu mega uroczy, uwielbiam jego zgrywy z Kuby. No i dialogi, to prawdziwe perełki, momentami czyta się z bananem na twarzy. Poza tym, dobrze przeczytać historię, która dzieje się w Polsce, w znanym mi mieście. Jestem po prostu zauroczona <3 Dzięki za to opowiadanie, naprawdę sprawiło mi ogromną przyjemność ;3 Oczywiście, niecierpliwie czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo wolnego czasu, z autopsji wiem, że tego najbardziej brakuje piszącemu ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńKuba powiedział Tomkowi, ze jest gejem, no i świat się nie zawalił tak jak myślał, no a potem seks cudowny....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia