Witam serdecznie i zapraszam do przeczytania kolejnego rozdziału. Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, jesteście fantastyczni, i zwracam się z prośbą - jeśli czytacie, a statystyki wskazują na to, że jest Was całkiem sporo, zostawcie po sobie słówko. Bardzo mnie to napędza do dalszego pisania :)
BTW, zaczyna się nowy rok akademicki, więc chciałam ostrzec, że rozdziały mogą pojawiać się nieco rzadziej. Postaram się utrzymać obecne tempo, ale równie dobrze może to być raz na dwa tygodnie. Jedyne, co mogę obiecać, to że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyście zbyt długo nie czekali, ale w tym roku planuję ciągnąć dwa kierunki i nadal pracować, więc moje życie może zrobić się nieco chaotyczne. Proszę więc o wyrozumiałość ;)
To tyle ode mnie, enjoy ;)
Rozdział VI,
w którym siostra ma zawsze rację, nawet kiedy jej nie ma
"You are the hole in my head
You are the space in my bed
You are the silence in between what I thought
And what I said"*
14 grudnia 2012 r.
You are the space in my bed
You are the silence in between what I thought
And what I said"*
14 grudnia 2012 r.
Spędziłem na zastanawianiu się kolejny tydzień. Kociakowi udawało się znaleźć czas, żeby odbierać moje telefony, przez co sądziłem, że poprzednim razem nie był do końca szczery, kiedy wytłumaczył się brakiem czasu. Nie spotkaliśmy się jednak, mimo że kilkukrotnie to sugerowałem, miałem więc wrażenie, że nieco mnie unikał. A może po prostu chciał dać mi czas do namysłu i nie ingerować w moją decyzję? Może wiedział, że za każdym razem, kiedy go widziałem, nie miałem żadnych wątpliwości - pojawiały się one dopiero w momencie, w którym wracałem do domu. Prawdopodobnie więc wcale mnie nie unikał, a ja miałem po prostu paranoję.
Nie
zmieniało to faktu, że potrzebowałem się z nim zobaczyć; potrzebowałem tego tak
bardzo, że to aż bolało. Wiedziałem, że było to egoistyczne z mojej strony, bo
tak naprawdę o niczym nie udało mi się zdecydować. Myślałem o tym bez przerwy,
ale chyba świadomie odwlekałem ostateczną decyzję w czasie. Bardzo chciałem z
kimś porozmawiać, ale jedyną osobą, z którą mogłem to zrobić, był Hubert, a on
za każdym razem wolał mówić raczej o błahostkach niż o czymkolwiek poważnym.
Byłem w kropce.
Przez
ten tydzień czułem się trochę jakbym był we śnie, a nie w prawdziwym życiu;
jakbym obserwował siebie z boku podczas jakiejś dziwacznej gry, co do której
nie wiedziałem, jakie są zasady ani jaki wynik poprowadzi mnie do wygranej. Chciałem
zaryzykować, ale jednocześnie bardzo chciałem nie chcieć ryzykować. Nie, żeby
to miało jakikolwiek sens.
Rozmawiałem
z Kociakiem poprzedniego wieczora; powiedział, że następnego dnia miał wolne, ale
będzie malował, a na popołudnie miał jakieś plany. Trochę zabolało mnie to, że miał
czas, by umówić się z kimś innym, a ze mną nie, ale zignorowałem to, bo
przecież nie był wobec mnie w żaden sposób zobowiązany, a ja nie miałem prawa
do tego, by monopolizować jego czas. Uszanowałem to. Opowiedział mi trochę o
swoim dniu i wypytał o moją pracę. Niby nic specjalnego, a jednak dla mnie
miało to ogromne znaczenie. To, że w ogóle go to interesowało, że poświęcał swój
czas, którego miał niewiele, na to, by ze mną porozmawiać, sprawiało, że mój
dzień od razu stawał się lepszy. To było tak, jakby mój nastrój był już na
stałe uzależniony od tego, co Kociak robił, mówił i myślał.
Oderwałem
wzrok od komputera, kiedy usłyszałem dzwonek telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz
i zobaczyłem imię mojej siostry. Z początku nie zamierzałem odbierać, ale
zdałem sobie sprawę z tego, że ostatnimi czasy niechętnie odbierałem telefony
od kogokolwiek za wyjątkiem Kociaka. Z postanowieniem, że nie mogę kompletnie
odizolować się od reszty świata, nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-
No wreszcie! – zawołała Duśka. – Ja wiem, że jesteś teraz człowiekiem
pracującym, moje kondolencje, przy okazji, ale mógłbyś nie znikać zupełnie bez
śladu – dodała z wyrzutem, ale potrafiłem wyczuć z jej tonu, że żartowała.
Uśmiechnąłem się.
-
A tak dobrze mi szło unikanie świata i ludzi – zaśmiałem się. – Co słychać?
-
Chciałam ci tylko powiedzieć, że zmieniłam zdanie i przylatuję do ciebie
zamiast do Tomka – oświadczyła bez wahania, a ja zamrugałem z zaskoczeniem.
-
Okej… dlaczego? – zapytałem, marszcząc brwi. Plan był taki, że Duśka przyleci
krótko przed świętami do mojego najstarszego brata do Warszawy, a stamtąd
pojadą prosto do domu, jednak moja siostra nigdy nie należała do ludzi zbytnio
przewidywalnych. Ani planujących.
-
Bo bardziej cię lubię – stwierdziła z typową dla siebie bezpośredniością. – I
bardziej lubię Kraków.
Uśmiechnąłem
się pod nosem. Czasami Duśka bardzo przypominała mi Kociaka. Albo raczej Kociak
Duśkę. Może jedynie on był nieco bardziej… wyrafinowany niż ona. I taktowny.
-
Okej, wiesz, że zawsze jesteś zaproszona – powiedziałem uprzejmie, choć wcale
nie byłem tego taki pewien. Ostatnio nie byłem nawet w stanie zająć się sobą, a
co dopiero poradzić sobie z gośćmi, ale komu jak komu, jej nie mogłem odmówić.
-
Świetnie – stwierdziła z satysfakcją. – Będę dwudziestego jakoś po południu,
muszę jeszcze sprawdzić. A teraz gadaj, co jest nie tak.
Co…?
Skąd,
do cholery, o tym wiedziała? Czy naprawdę byłem aż tak oczywisty?
-
Skąd przyszło ci do głowy, że coś jest u mnie nie tak? – zapytałem, starając
się brzmieć nonszalancko. Czy ona miała jakiś cholerny szósty zmysł, czy co?
Przecież nie wspomniałem nawet słowem na ten temat! Zachowywałem się zupełnie
normalnie!
-
Ponieważ rozmawiam z tobą od dwóch minut i słyszę, że jesteś rozkojarzony –
oświadczyła z absolutną pewnością siebie. Rany, już zapomniałem, jaka bywała
przytłaczająca. – Poza tym jesteś osobą, która zawsze, ale to zawsze odbiera
telefon. Ta nowa praca ci się nie podoba? Wiem, że miałeś nadzieję, że zdasz
aplikację… A co z tą nową dziewczyną, wszystko okej między wami?
Byłem
wręcz wdzięczny za jej potok słów. Dopóki ona mówiła, ja nie musiałem.
-
Nie… to znaczy, praca nie jest jakaś nadzwyczajna, ale da się przeżyć i płaci
rachunki… A co do dziewczyny to… też jest w porządku – odparłem z lekkim
wahaniem, co do którego miałem nadzieję, że przejdzie niezauważone. Oczywiście
w przypadku Duśki nic nie przechodziło niezauważone.
-
Czyli jednak dziewczyna – powiedziała, natychmiast wyczuwając mój ton. –
Słuchaj, Kuba, ja wiem, że lata lecą i w pewnym momencie człowiek czuje presję
ustatkowania się, ale nie rób tego na siłę. Będziesz tylko żałował. Jeśli nie
czujesz, że ona jest właściwą osobą, to nie pchaj się w to. Zdążysz jeszcze
poznać kogoś, kto będzie dla ciebie naprawdę wyjątkowy. Ja sama też czekam.
Uśmiechnąłem
się, ponieważ to, co mówiła, całkowicie odzwierciedlało moje myśli. Tyle, że
ona nie wiedziała o tym, że poznałem tę właściwą osobę, i że właśnie w tym
tkwił problem.
-
Tak, wiem o tym, i nie martw się, nie zamierzam. W ogóle to prawdopodobnie z
nią zerwę – wyznałem, wzruszając ramionami. Zastanawiałem się już nad tym kilkukrotnie
i zawsze dochodziłem do tego samego wniosku. Już i tak miałem wiele problemów,
nie musiałem do nich dokładać dziewczyny, co do której wiedziałem, że nigdy nie
polubię tak bardzo, jak powinienem. Że nigdy nie będę jej lubił na tyle, na ile
lubię jego. Poza tym potrzebowałem zrobić cokolwiek, a zerwanie z Ewką wydawało
się mniej drastycznym ruchem niż rozpoczęcie… czegokolwiek… z Hubertem. To
byłby już jakiś krok do przodu, tylko po to, żebym miał czyste sumienie.
-
To… to dobrze – powiedziała automatycznie Duśka, ale słyszałem, że była
zaskoczona. Wiedziała przecież, że nigdy nie umiałem sobie radzić z dziewczynami
ani wykazać inicjatywy. – Jeśli nic do niej nie czujesz, nie ma sensu czekać.
Nie przejmuj się. Znajdziesz kogoś.
Nie
wiem, co mi odbiło, że w ogóle zacząłem rozważać powiedzenie jej prawdy, zwłaszcza,
że miała przyjechać za niecały tydzień, i ona będzie tutaj, w Krakowie, i
będzie wiedzieć, i Kociak też tu będzie, a ja jeszcze nie wiedziałem, jaką
decyzję podejmę, i cała ta sytuacja mogła skończyć się bardzo, bardzo źle. Ale
ze wszystkich bliskich mi ludzi była osobą, która najprędzej zrozumiałaby i
doradziła coś, nie owijając w bawełnę. Nie będzie zakłopotana, nie nawrzeszczy
na mnie, nie będzie udawała, że wszystko jest w porządku. Czułem, że jeśli tego
z siebie nie wyrzucę, to eksploduję.
-
Nie do końca w tym tkwi problem… - zacząłem z wahaniem. – To znaczy… zresztą,
nieważne. To i tak nie jest rozmowa na telefon – wycofałem się, po raz kolejny
myśląc o tym, jakim jestem tchórzem. Oczywiście ciekawość Duśki natychmiast
wzrosła.
-
Po prostu mi powiedz. Gwarantuję, że będzie ci lepiej. Cokolwiek to nie jest,
nie może być tak źle – powiedziała spokojnie, wchodząc w rolę Wyrozumiałej
Duśki. Westchnąłem. Zaskoczyło mnie to, że część mnie naprawdę chciała jej
powiedzieć. No bo i czemu nie? Wiedziałem, że nie będzie miała nic przeciwko, i
wiedziałem, że mi pomoże. Rozłożenie odpowiedzialności za moją decyzję na dwie
osoby też brzmiało kusząco.
Jedynym,
co mnie przerażało, było to, że wiedziałem, że kiedy komuś o tym powiem,
wszystko to nagle stanie się całkowicie realne. I, jakkolwiek głupie by to nie
było, trochę bałem się mówić o tym na głos.
-
To właściwie dosyć skomplikowane… nie wiem, od czego zacząć – wyznałem,
wreszcie się poddając. Co mogło najgorszego się stać? W końcu zamierzałem
powiedzieć prawdę. Ostatecznie i tak musiałem się z nią zmierzyć, a moja
siostra była całkiem niezłym materiałem na terapeutkę.
I
prawda cię wyzwoli.
-
Najlepiej od początku. Albo od tego, co cię najbardziej męczy – poradziła
Duśka, nie poganiając mnie, ale jednocześnie zachęcając, żebym kontynuował.
Wziąłem głęboki oddech.
-
Zakochałem się – wyrzuciłem z siebie bez zastanowienia. Moja rozmówczyni milczała
przez chwilę, najwyraźniej zbyt zaskoczona, żeby zareagować od razu.
Ja
i Duśka byliśmy do siebie właściwie całkiem podobni, zwłaszcza w tej kwestii.
Żadne z nas nie używało takich słów jak miłość – trochę się z tego
podśmiewaliśmy, ponieważ nigdy tego nie przeżyliśmy. Nie byliśmy po prostu
typami, które raz na jakiś czas zakochują się i wyśpiewują hymny pod adresem
swoich wybranków. Zgadzaliśmy się raczej co do tego, że zostaniemy sami na zawsze,
bo dopóki nie poznamy miłości swojego życia, nic innego nas nie
usatysfakcjonuje, a na to w przypadku żadnego z nas się nie zapowiadało
(przynajmniej jak do tej pory). Wiedziałem jednak, że oboje gdzieś w głębi
duszy, pomimo całego naszego cynizmu i zgorzknienia, marzyliśmy o przeżyciu
czegoś, co poruszy nasze zmrożone serduszka.
Dlatego
nie dziwiło mnie jej zaskoczenie. Duśka umawiała się z różnymi facetami, ale
zwyczajnie się nie zakochiwała. Jak do tej pory ja byłem jej męskim odpowiednikiem.
-
Okej… to… to świetnie. Tak naprawdę? – dopytała z niedowierzaniem, po czym
natychmiast się poprawiła: - Nie no, świetnie. Zgaduję, że nie w swojej
dziewczynie? – zapytała, po czym kontynuowała, nie czekając na moją odpowiedź:
– Zgaduję też, że musi być w tym coś więcej, ale i tak mógłbyś oświecić mnie,
czemu nie zerwiesz z tą, z którą teraz jesteś i nie zaczniesz umawiać się z tą
dziewczyną, w której się zakochałeś? Wiesz, żebyście mogli żyć razem długo i
szczęśliwie? – zasugerowała zupełnie zdezorientowanym tonem, kiedy już udało
jej się opanować pierwszy szok. Westchnąłem. Teraz nadszedł czas na tę
trudniejszą część, ale wziąłem się w garść. Jeśli już zdecydowałem, że powiem,
to powiem.
-
No właśnie to nie jest takie proste… - zacząłem, wciąż zbierając się na odwagę.
Duśka znowu nie dała mi dokończyć.
-
Co jest z nią nie tak? Zakochałeś się, to niesamowite! Co ona, ma czterdzieści
lat i jest po rozwodzie? Poczekaj… jest w mafii? Odkryłeś, że jest naszą
nieślubną siostrą? To jedyne powody, które przychodzą mi do głowy, przez które
nie mógłbyś z nią po prostu być, dorobić się gromadki dzieci i razem się
zestarzeć.
Z
tą gromadką dzieci to niezbyt trafiła. Parsknąłem śmiechem, słysząc jej
pomysły. To trochę poprawiło mi humor. Rzeczywiście mogło być gorzej. Przeszedłem
się po mieszkaniu, zaglądając do każdego pokoju i rozglądając się paranoicznie,
by upewnić się, że nikogo innego nie było w domu.
-
Nie, wszystko jest w porządku… nie ma czterdziestu lat, nie jest w mafii i
zdecydowanie nie jest naszą siostrą. Problem tkwi w tym, że jest facetem –
wypaliłem, natychmiast tego żałując. Kiedy po drugiej stronie przez chwilę
panowała cisza, dodałem zupełnie bez sensu: - Ma na imię Hubert.
-
O kurwa – wyrwało się Duśce po kilku sekundach kompletnego szoku. – O kurwa,
Kuba.
Przez
chwilę czekałem na jakąkolwiek inną reakcję, ale nie doczekałem się.
Westchnąłem.
-
No, więc, jak widzisz… to jest trochę problem – dokończyłem kulawo. Usłyszałem,
jak Duśka bierze uspokajający, głęboki oddech.
-
Okej… Okej… Poczekaj, daj mi ochłonąć – powiedziała Duśka powoli. Miałem
wrażenie, że kompletnie zwaliłem ją z nóg. – Dobra, czyli… czyli zakochałeś się
w facecie. Podtrzymuję swoje pytanie, co sprawia, że nie możecie być razem
długo i szczęśliwie? – powtórzyła, najwyraźniej starając się zachować spokój.
Przewróciłem oczami.
-
Tylko ty mogłaś zadać takie głupie pytanie – zauważyłem z irytacją. – Próbuję… próbuję
przyzwyczaić się do tej myśli.
-
Dobrze – odparła natychmiast Duśka. – Bardzo dobrze. Każdy… każdy powinien być
z tym, z kim chce być. Dobra… po pierwsze, czy on też lubi ciebie? Czy w ogóle
lubi facetów?
-
Zdecydowanie lubi facetów. I chyba lubi mnie – dodałem niepewnie, bo tak
naprawdę to wcale nie byłem tego taki pewny. Czułem, jak Duśka wchodzi w swój
zdeterminowany tryb.
-
Okej. Okej, świetnie. Więc przyzwyczajaj się do tej myśli szybko, zanim ci ktoś
zwinie chłopaka sprzed nosa – oświadczyła zdecydowanym tonem. Najwyraźniej ona,
po pierwotnym szoku, nie miała żadnego problemu z przywyknięciem do tej myśli.
Parsknąłem śmiechem.
- Powiedział, że powinienem się zastanowić. No więc się zastanawiam – poinformowałem ją. Rzeczywiście kiedy tylko się tym z kimś podzieliłem, to było jakby kamień spadł mi z serca. Przez chwilę wszystko wydawało się tak proste, jak zawsze było proste dla niej.
- Powiedział, że powinienem się zastanowić. No więc się zastanawiam – poinformowałem ją. Rzeczywiście kiedy tylko się tym z kimś podzieliłem, to było jakby kamień spadł mi z serca. Przez chwilę wszystko wydawało się tak proste, jak zawsze było proste dla niej.
-
No i co wymyśliłeś?
-
Jeszcze nic – stwierdziłem z rezygnacją.
-
Chcesz z nim być? – zapytała prosto z mostu. Nie brzmiała ani na zniesmaczoną,
ani zezłoszczoną, ani rozczarowaną, przez co poczułem ulgę, choć wiedziałem, że
– jeśli przyjdzie co do czego – reszta mojej rodziny nie będzie tak
wyrozumiała. Duśka sprawiała jedynie wrażenie zaciekawionej, może nawet nie do
końca zdrowo zafascynowanej całą sytuacją.
-
Chcę z nim wszystko – odparłem bez wahania. Po raz pierwszy przyznałem to na
głos i świat wcale się nie zatrzymał, nikt też przez to nie umarł. Nagle
wypowiedziane przeze mnie słowa uderzyły we mnie z siłą, która powaliłaby
słonia. Naprawdę chciałem. Wszystkie inne problemy wciąż pozostawały na
miejscu, ale przynajmniej tyle wiedziałem. Chciałem Kociaka i nikogo
innego.
-
W takim razie nie wiem, nad czym się zastanawiasz. Kazał ci to przemyśleć,
mądrze z jego strony, ale ty wiesz, czego chcesz, więc idź do niego i mu o tym
powiedz.
-
Myślisz? – zapytałem z wahaniem. – No nie wiem, Duśka, przecież to wpłynie na
całe moje życie. Stanę się kimś zupełnie innym niż do tej pory myślałem, że
jestem. To nie jest coś, o czym można zdecydować lekkomyślnie – dodałem
defensywnym tonem.
-
Każda ważna decyzja wpływa na całe nasze życie, a tak czy siak trzeba ją
podjąć. I nie przesadzaj, będziesz dokładnie tym samym człowiekiem. A jeśli
ktoś tego nie zrozumie, to jego problem.
Westchnąłem.
Wiedziałem, że miała rację, i brakowało mi argumentów, ale i tak nie byłem
przekonany. Dlaczego, do cholery, nie mogłem być trochę bardziej zdecydowany?
-
Słuchaj, jak długo to już trwa? – zapytała cicho Duśka, jakby z zastanowieniem.
Policzyłem w myślach.
-
Dwa miesiące. Plus, minus.
-
No widzisz, to trochę długo jak na chwilowe zauroczenie. A teraz jak to między
wami jest?
-
Myślę, że jesteśmy przyjaciółmi. Spędzamy razem naprawdę mnóstwo czasu –
odparłem zdawkowo. Niemal słyszałem, jak Duśka po drugiej stronie kiwa głową.
-
Czyli się znacie – oświadczyła z przekonaniem. – Znacie się i nadal się
lubicie, i, co najważniejsze, jesteście przyjaciółmi. Podtrzymuję swoje zdanie,
że nie ma nad czym się zastanawiać. Nie pozwól ludziom wejść sobie na głowę,
jeśli chcesz z nim być, to z nim bądź.
W
jej ustach to brzmiało tak niesamowicie łatwo.
Chciałem.
To już udało mi się ustalić - jasne, że chciałem. Bałem się jak cholera, byłem
przerażony, nie potrafiłem sobie tego wyobrazić, ale niczego w swoim życiu nie
chciałem bardziej. Przecież gdybym teraz nie spróbował, żałowałbym tego do
końca swoich dni. Dlaczego, jeśli czegoś chciałem, nie potrafiłem po prostu sięgnąć
i sobie tego wziąć? Dlaczego musiałem być taki cholernie nieasertywny?
-
Skąd wiesz, że to właśnie to? – zapytała nagle Duśka. – No wiesz… miłość i tak
dalej.
Zastanowiłem
się przez chwilę.
-
Cóż… nie chciałem tego. Broniłem się rękami i nogami, ale to po prostu nie
odchodzi, czegokolwiek bym nie zrobił. Zwykle kiedy umawiałem się z
dziewczynami, sam zmuszałem się do tego, żeby je lubić. Teraz było na odwrót –
wyjaśniłem, mając nadzieję, że udało mi się mniej więcej ubrać w słowa to, co
czułem. Duśka mruknęła potwierdzająco. – Poza tym… myślę o nim praktycznie
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wszystko i wszystkich do niego porównuję. A
jeśli się nie widzimy, to zawsze zastanawiam się, co Kociak właśnie robi i o
czym myśli, a teraz nie widzieliśmy się od tygodnia i mam wrażenie, że usycham,
albo że zaraz eksploduję, albo że umrę, albo… sam nie wiem – dokończyłem
niepewnie, dumny z siebie, że zdobyłem się na taką elokwencję, a jednocześnie
odrobinę zawstydzony. Najgorsze było to, że to wszystko było prawdą. Gdyby nie
było, coś takiego nigdy nie przeszłoby mi przez gardło.
-
Łał – podsumowała cicho Duśka. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego
romantyzmu, zwłaszcza w moim wykonaniu. – Po tym, co usłyszałam, jeśli nie
pójdziesz tam dzisiaj i nie rzucisz się na niego, nigdy ci tego nie wybaczę –
oświadczyła, na co parsknąłem śmiechem. – Kociak? – dodała z zaintrygowaniem
nieco prowokującym tonem. Przewróciłem oczami, choć wiedziałem, że rzeczywiście
zabrzmiało to dziwnie.
-
To nie jest zdrobnienie, każdy tak na niego mówi. Ma na nazwisko Kociński –
wyjaśniłem, nie chcąc, żeby odniosła wrażenie, że ja i on byliśmy aż tak
blisko.
- Dobra, to opowiedz mi o nim – powiedziała rozkazującym tonem. Zmarszczyłem brwi.
- Dobra, to opowiedz mi o nim – powiedziała rozkazującym tonem. Zmarszczyłem brwi.
-
No ale… co chcesz wiedzieć? – zapytałem bez zrozumienia. Duśka westchnęła z
irytacją.
-
Cokolwiek. Na razie znam tylko jego imię. I ksywkę.
-
Jest trochę młodszy ode mnie. O dwa lata. I jest artystą. Studiuje na ASP.
-
Dobry jest? – zapytała. W jej głosie wyczułem aprobatę. Duśka zawsze uwielbiała
wszystko, co artystyczne.
-
Jest geniuszem – zapewniłem ją i przez chwilę poczułam się głupio, no ale
przecież to była prawda. – Jest też trochę dziwny. I… tak naprawdę nie wiem o
nim zbyt wiele – dodałem z lekkim zawstydzeniem, nie po raz pierwszy zdając
sobie z tego sprawę. – Ale jest jedną z najbardziej intrygujących osób, jakie
poznałem. I jego podejście do życia… jest po prostu inny – dokończyłem, mając
nadzieję, że zrozumie, co miałem na myśli.
- Liczę, że go poznam, kiedy przyjadę do Krakowa? – zapytała, choć miałem wrażeniem, że wolałaby dalej wypytywać. Przewróciłem oczami. Właśnie tego się obawiałem.
- Liczę, że go poznam, kiedy przyjadę do Krakowa? – zapytała, choć miałem wrażeniem, że wolałaby dalej wypytywać. Przewróciłem oczami. Właśnie tego się obawiałem.
-
Zobaczymy. Nie wiem jeszcze, co z tego wyjdzie – odparłem, starając się niczego
nie obiecywać. Zawsze nie znosiłem mówienia o czymś, zanim byłem tego pewny.
Nikomu nie powiedziałem o studiach prawniczych, dopóki nie miałem
stuprocentowej pewności, że się na nie dostałem. Jeśli powie się o czymś i
potem to się nie uda, pozostaje tylko niesmak i rozczarowanie.
-
Żądam regularnego info odnośnie tego, jak idzie. Naprawdę, porozmawiaj z nim –
przekonywała mnie i w końcu ja sam zacząłem zgadzać się z tym pomysłem.
Musiałem zacząć działać.
-
Okej – oświadczyłem w nagłym przypływie niepoczytalności. – Okej, tak zrobię.
-
Mój chłopak. Daj mi znać, jak poszło – rzuciła, po czym rozłączyła się po
krótkim pożegnaniu. Siedziałem na swoim łóżku, wpatrując się tępo w komórkę, i
w którymś momencie zorientowałem się, że moje dłonie zaczęły się trzęść. Teraz albo nigdy, pomyślałem. Odnalazłem
jego numer w ostatnich połączeniach i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
-
Dodzwoniłeś się do Kociaka, nie zostawiaj wiadomości po sygnale, bo i tak jej
nie odsłucham – usłyszałem po kilkudziesięciu sekundach.
Zalała
mnie fala rozczarowania. Opuściłem rękę z telefonem, wzdychając niecierpliwie.
Właśnie teraz, kiedy byłem gotowy na wszystko, on nie odbierał? Wiedziałem, że
nie powinienem mieć do niego pretensji, ale mimo wszystko trochę miałem. Nie
mówiąc już o tym, że od czasu, kiedy nie odbierał moich połączeń, bo był „zbyt
zajęty”, od imprezy w Atmosferze, ani razu nie zignorował telefonu ode mnie.
Więc dlaczego akurat dzisiaj…?
No
cóż, tym razem trzeba było obmyślić taktykę. Nie mogłem znów przyjść
nieprzygotowany i zrobić z siebie kompletnego idiotę. Choć znając życie i tak w
momencie, w którym go zobaczę, zabraknie mi języka w gębie.
Boże,
byłem tak wdzięczny światu za Duśkę. Jednak powiedzenie jej było dobrym wyborem
– gdybym miał jeszcze przez jakiś czas sam sobie z tym wszystkim radzić, chyba
bym zwariował. A ona potrafiła podejść do tematu z rozsądkiem w czasie, kiedy
mi rozsądku zdecydowanie brakowało. Nawet niczego nie robiąc pomogła mi ustalić
pewne fakty i pogodzić się z nimi. Teraz już będzie tylko łatwiej.
Oczywiście
wciąż się bałem. Bałem się jak nie wiem. Przykładowo nie wyobrażałem sobie
przerwania rodzinnego obiadu, żeby oświadczyć moim rodzicom, że od jakiegoś
czasu spotykam się z facetem; że jestem w nim zakochany i chcę spędzić z
nim resztę życia. To po prostu nie byłem ja, prędzej umarłbym ze wstydu niż
powiedział im o czymś takim, nie mówiąc już o konsekwencjach. Moi rodzice nie
byli radykalnymi konserwatystami, nie wydziedziczyliby mnie ani nic takiego,
ale z całą pewnością nie byliby zachwyceni. Nie chciałem widzieć ich wyrazu
twarzy, ich spojrzeń w momencie, w którym im o tym powiem. To była jednak na tyle
daleka i niepewna przyszłość, że postanowiłem na razie się nad tym nie
zastanawiać. Póki co chciałem skupić się na chwili obecnej i na Hubercie, bo
przecież o niego w tym wszystkim chodziło. Nikt inny nie miał znaczenia.
Zacząłem
się ubierać i już wyciągnąłem telefon, żeby zamówić taksówkę, kiedy zdałem
sobie sprawę z tego, że był piątkowy wieczór i była bardzo mała szansa na to,
że zastanę Kociaka w domu. W zasadzie prawdopodobieństwo tego praktycznie
wynosiło zero. Przez chwilę rozważałem zdobycie – w jakiś sposób – numeru
telefonu do tej jego koleżanki z niebieskimi włosami, Leny, ale uznałem, że
nękanie jego przyjaciół byłoby lekką przesadą. Kociak był bardzo prywatną
osobą, mógłby nie być tym zachwycony. Pozostawało mi więc jego mieszkanie –
warto było spróbować.
Parę
minut później w biegu chwyciłem klucze i wskoczyłem do taksówki, która czekała
już pod moim blokiem. Poinformowałem kierowcę, pod jaki adres się udajemy, a
resztę podróży spędziłem na planowaniu słów, za pomocą których zamierzałem
przekonać Kociaka do tego, żeby porzucił wszystkie wątpliwości i został ze mną
do końca swoich dni. Parsknąłem śmiechem na swój własny dramatyzm.
Nie
wiedziałem jeszcze, jak chciałem to zrobić. Nie wiedziałem, co powiem bądź
czego nie powiem światu, ale wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Inna
praktycznie nie istniała.
Złapałem
się na tym, że wyłamuję palce ze zniecierpliwieniem. Chciałem już tam być,
zobaczyć go i powiedzieć mu o wszystkim, bez żadnych wymówek i wykręcania się.
Chciałem sprawić, że się uśmiechnie, i zostać jedynym powodem, dla którego
kiedykolwiek będzie się uśmiechał. Najwyraźniej taksówkarz dostrzegł mój rozmarzony
wyraz twarzy, bo rzucił z rozbawieniem:
-
Życzę panu powodzenia. Przydałby się kwiaty, zakręcić do kwiaciarni? Nie wiem,
czy cokolwiek jeszcze otwarte…
Zamrugałem
z zaskoczeniem. Z całą pewnością sądził, że jechałem na spotkanie z dziewczyną,
a ja postanowiłem nie wyprowadzać go z błędu. Zastanowiła mnie kwestia kwiatów,
ale szybko z nich zrezygnowałem. Przecież Kociak nie był dziewczyną, na litość
boską! Poza tym nie wydawał mi się zbyt kwiatowym typem. Czy jednak powinienem
mu kupić cokolwiek? Niewiele rzeczy mi do niego pasowało, może ewentualnie
pędzel albo coś w tym stylu? Niestety kompletnie nie znałem się na pędzlach,
więc ten pomysł również porzuciłem. Czułem się zupełnie skołowany.
-
Obędzie się bez kwiatów – odparłem zdecydowanie, na co taksówkarz jedynie
wzruszył ramionami.
Kilkanaście
minut później stanąłem przed drzwiami do mieszkania Kociaka i wziąłem głęboki
oddech, aż nagle nawiedziła mnie straszna myśl – a co, jeśli rzeczywiście nie
będzie go w domu? Szanse na to wynosiły jakieś dziewięćdziesiąt procent, a ja
tak się nastawiłem, i będę tkwił tutaj jak idiota, dzwoniąc raz po raz
dzwonkiem.
Nie dowiem się, dopóki nie spróbuję,
zdecydowałem. Jeśli go nie będzie, spróbuję ponownie. I jeszcze raz. Dla niego
mógłbym próbować nawet do końca świata.
Po
naciśnięciu dzwonka przez chwilę po drugiej stronie drzwi panowała cisza, a ja
zacząłem się pocić. W końcu usłyszałem kroki i niemal zasłabłem z ulgi, a jednocześnie poczułem panikę.
Drzwi
otworzyły się na oścież, ukazując Kociaka ubranego w luźne, dresowe spodnie i
rozciągnięty t-shirt z napisem „J’aime Paris”. Był na boso, a jego włosy jak
zawsze odstawały we wszystkich kierunkach. Jeszcze nigdy nie widziałem go wyglądającego
tak… zwyczajnie.
-
Kuba – rzucił z zaskoczeniem, mrugając kilkukrotnie.
-
Hej – powiedziałem niepewnie, przestępując z nogi na nogę i usilnie próbując
wymyślić, co dalej powiedzieć. Przecież miałem plan!
-
Coś się stało? – zapytał.
Czy nie mogłem po
prostu do niego przyjść, nawet gdyby nic się nie stało? No cóż,
niezapowiedziany pewnie nie. To nie wydawało się zbyt uprzejme.
- Tak – odparłem zdecydowanie. – Nie – zmieniłem natychmiast zdanie. Kącik ust Kociaka uniósł się nieco. Ucieszyłem się, że znowu sprawiłem, że się uśmiechnął, nawet jeśli śmiał się ze mnie. – Dzwoniłem do ciebie, ale nie odebrałeś… ale mówiłeś, że masz jakieś plany, więc…
__________________________________________________________________________________
* Florence and the Machine - "No light, no light"
- Tak – odparłem zdecydowanie. – Nie – zmieniłem natychmiast zdanie. Kącik ust Kociaka uniósł się nieco. Ucieszyłem się, że znowu sprawiłem, że się uśmiechnął, nawet jeśli śmiał się ze mnie. – Dzwoniłem do ciebie, ale nie odebrałeś… ale mówiłeś, że masz jakieś plany, więc…
-
Byłem zajęty – wyjaśnił niezobowiązująco. Wyglądał, jakby zastanawiał się, czy
zaprosić mnie do środka, czy może najpierw dowiedzieć się, czego chciałem.
-
Gdzie byłeś? – zapytałem, zanim zdążyłem ugryźć się w język, po czym mentalnie
klepnąłem się w czoło. Czy to było wścibskie? To było wścibskie, prawda?
-
Na randce – odparł nonszalancko Kociak.
Zaraz…
co?
-
Co? – wyraziłem na głos swoje myśli, czując, jak ciśnienie zaczyna mi
podskakiwać. – Po co? – zapytałem, wiedząc, że było to raczej głupie pytanie,
no ale… jak to? Dlaczego?
Kociak
uniósł brwi.
-
A po co chodzi się na randki? – zapytał retorycznie. – Po to, żeby po raz
kolejny nie poznać miłości mojego życia, rzecz jasna – odpowiedział sam sobie z
lekkim uśmiechem.
Nie.
Po prostu nie.
Nagle
wyobraziłem sobie Kociaka z innym facetem, prawdopodobnie bardzo dużym i
napakowanym. Kociak był raczej drobny, więc możliwe, że lubił postawnych
facetów, prawda? Ja nie byłem postawny. Cholera, dlaczego wcześniej o tym nie
pomyślałem?
Zaśmiałem
się w duchu z własnej absurdalności.
-
Czy on… czy ty…? – wydusiłem z siebie, nie będąc pewnym, czego dokładnie
próbowałem się dowiedzieć.
-
Nie, nie ukrywam go w sypialni – odparł Kociak spokojnym tonem, opierając się o
futrynę. – Gdybym zabrał go do domu, z pewnością nie otworzyłbym ci drzwi.
Nie
wiedziałem, czy ten komentarz powinien mnie uspokoić czy wręcz przeciwnie.
Nagle nawiedziła mnie inna wizja – wizja Kociaka i tego napakowanego faceta w
jego sypialni – i zachciało mi się wymiotować.
-
Ja… - zacząłem, czując, jak zaczyna zasychać mi w gardle. Zupełnie nie tak to
się miało potoczyć. Przecież wiedziałem, co chciałem powiedzieć, do cholery! A
teraz jedynym, na czym byłem w stanie się skupić, był on z jakimś innym
gościem, gościem, który nie był mną, i naprawdę zaczynałem być wściekły i
jednocześnie chciało mi się płakać. Próbowałem nie kierować swojej złości na
Kociaka, bo teoretycznie wiedziałem, że nie miałem ku temu powodu, ale i tak to
robiłem. Jeszcze nigdy, odkąd go znałem, nie byłem na niego tak zły.
Hubert
uniósł brwi z politowaniem.
-
Znowu masz problem z wyrazami, Kuba. Może po prostu powinieneś nauczyć się ich
od początku? Naśladownictwo jest dobrą metodą, polecam…
-
Przestań ze mnie kpić, kiedy próbuję być na ciebie zły – przerwałem mu, usilnie
starając się nie uśmiechnąć. Cholera, chyba miałem w sobie coś z masochisty,
skoro uwielbiałem, kiedy ze mnie drwił.
-
Żyję po to, żeby z ciebie kpić – odparł Kociak usatysfakcjonowanym tonem, a
atmosfera między nami zaczęła się rozluźniać. Moja złość nieco opadła. Znowu
byliśmy po prostu Hubertem i Kubą. Przez chwilę żadni inni faceci nie istnieli.
– Dlaczego miałbyś być na mnie zły? Jeden nierozsądny pocałunek nie sprawia, że
teraz jesteśmy na wyłączność, Kuba.
Poczułem,
jakby dał mi w twarz, a uśmiech natychmiast spłynął z mojej twarzy.
Nierozsądny. Dla Kociaka to nie znaczyło nic więcej, to był tylko nierozsądny
pocałunek.
Chyba
chciałem się odwrócić i odejść, bo czułem, że jeśli za chwilę tego nie zrobię,
to zacznę płakać na jego oczach, a nie potrafiłem wyobrazić sobie niczego
bardziej żenującego. Hubert najwyraźniej dostrzegł i poprawnie zinterpretował
mój wyraz twarzy, bo jego mina natychmiast złagodniała.
-
Kuba – powiedział cichym, przepraszającym tonem, przygryzając wargę i
przytrzymując mnie za łokieć. – Poczekaj.
Spojrzałem
na niego i wyglądał tak niepewnie i niewinnie w swojej za dużej koszulce i z
burzą czarnych loków. Postanowiłem po prostu zrobić to, po co tu przyszedłem, a
jeśli mnie odepchnie, bo przecież dla niego to będzie tylko kolejny nierozsądny
pocałunek, to przynajmniej wykorzystam ostatnią okazję. Bez dalszego
analizowania tej kwestii położyłem dłonie po obu stronach jego twarzy i przyciągnąłem
go do siebie.
Kociak
nie zareagował od razu, więc tym razem to ja przejąłem inicjatywę, nie do końca
wiedząc, co robiłem ani skąd brałem na to odwagę, ale znajdowałem się już na
etapie, na którym byłem gotów zrobić wszystko. Ten pocałunek nie był tak
głęboki jak poprzedni, musnąłem jedynie kilka razy jego wargi swoimi, zamykając
oczy i chłonąc ten moment wszystkimi zmysłami. Hubert pachniał i smakował jak
cytryna, imbir, whisky, miętowe papierosy i coś, czego nie byłem w stanie
zdefiniować. Jego wargi były nieco szorstkie i spierzchnięte, bo była zima, a
na jego policzkach można było wyczuć drobne, kłujące zaczątki zarostu. To
uczucie było zupełnie nowe, ale niekoniecznie nieprzyjemne. Zarejestrowałem te
wszystkie bodźce i schowałem je gdzieś głęboko na dnie swojego umysłu, po czym
odsunąłem się od niego, wciąż trzymając jego twarz w dłoniach.
-
Czy to też było nierozsądne? – zapytałem szeptem, patrząc na niego intensywnie.
Najwyraźniej nie miał z tym problemu, bo sam nie odrywał ode mnie wzroku.
-
Nie wiem, a na ile poczytalny w tym momencie się czujesz? – zapytał równie
cicho i całkowicie poważnym tonem, chociaż jego oczy błyszczały wesoło.
-
W ogóle – odparłem ze śmiechem. Sądziłem, że przez ostatnie dwa miesiące byłem
na emocjonalnym rollercoasterze? Teraz nagle cała wściekłość, smutek i płacz
zniknęły i znów czułem się, jakbym był pijany ze szczęścia. Nie rozumiałem sam
siebie, ale nawet jakoś specjalnie nie próbowałem.
-
Okej – powiedział prosto Kociak, wzruszając ramionami, po czym złapał mnie w
pasie – cholera, dlaczego musiałem mieć na sobie zimową kurtkę? – i ponownie
przycisnął swoje usta do moich, jednocześnie wciągając mnie do mieszkania i
zatrzaskując za nami drzwi.
Cóż,
przynajmniej moja siostra nie będzie mogła mieć do mnie pretensji. Chciała,
żebym przyszedł tutaj i się na niego rzucił, więc dokładnie to zrobiłem.
__________________________________________________________________________________
* Florence and the Machine - "No light, no light"
Wreszcie ktoś uświadomił Kubusiowi czego tak na prawdę pragnie :) Twoje opowiadanie tak mi się podoba ponieważ ludzie się właśnie tak zachowują , sami nie wiedzą czego chcą od życia a jak już sobie to uświadomią to często jest już za pózno na cokolwiek , dlatego dzięki Ci za Duśkę uświadamiaczkę ;) Koniec gorącyy ;D czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńWenny i pozdrawiam ;)
Boszu zielony:) Jaki ten Kubuś słodki, miodzio:) Kolejny raz udowodniłaś swój talent. Normalnie czytając czułam te wszystkie emocje Kuby. Zastanawiam się nad odczuciami Kociaka, ale to opowiadanie jest w końcu Kuby, więc można się tylko domyślać. Cudowny rozdział. Z niecierpliwością czekam na kolejny i co się stanie za drzwiami :) - właśnie w TAKIM momencie przerwać ? - niedobra :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
- Chcesz z nim być? – zapytała prosto z mostu. Nie brzmiała ani na zniesmaczoną, ani zezłoszczoną, ani rozczarowaną, przez co poczułem ulgę, choć wiedziałem, że – jeśli przyjdzie co do czego – reszta mojej rodziny nie będzie tak wyrozumiała. Duśka sprawiała jedynie wrażenie zaciekawionej, może nawet nie do końca zdrowo zafascynowanej całą sytuacją.
OdpowiedzUsuń- Chcę z nim wszystko – odparłem bez wahania. Po raz pierwszy przyznałem to na głos i świat wcale się nie zatrzymał, nikt też przez to nie umarł. Nagle wypowiedziane przeze mnie słowa uderzyły we mnie z siłą, która powaliłaby słonia. Naprawdę chciałem. Wszystkie inne problemy wciąż pozostawały na miejscu, ale przynajmniej tyle wiedziałem. Chciałem Kociaka i nikogo innego. <3<3<3
Chyba zaraz umrę z niepewności! Każdy chyba wie jakie to frustrujące uczucie, gdy z niecierpliwością przewija się kolejne rozdziały by w końcu dotrzeć do tego, po którym chwilowo nic nie następuje ;)
OdpowiedzUsuńZacząłam się jak juz chyba wieki temu po raz ostatni. Najpierw uderzyły we mnie słowa klucze: Polska, Kuba, Kraków i inne polskie nazwy. I wszystko mi świadkiem, że gdyby nie Twój styl i budząca się we mnie ciekawość, to już by mnie nie było. Nie czytam opowiadań umieszczonych w tych realiach, bo ogólnie czytam po to, żeby się od nich oderwać. Od przygnębiającej, szarej Polski. Ale, tak jak powiedziałam, trzymasz mnie tutaj dość chyba na stałe :)
Jest jakiś konkretny dzień, w jaki dodajesz rozdziały? Nie skupiłam się na datach, więc naprawdę chciałabym wiedzieć, żeby nie tkwić tutaj z nadzieją co kilka godzin ;)
Także, życzę wena :)
DaughterOfWind
Dzięki za wszystkie komentarze! Odpowiadając na pytanie: nie, nie dodaję rozdziałów w żaden konkretny dzień. Nie jestem zbyt zorganizowaną osobą i nigdy nie wiem, jak się wyrobię, a nie chcę składać obietnic i potem ich nie dotrzymywać. Tak, jak napisałam, od teraz rozdziały mogą pojawiać się rzadziej. Będę spędzać mniej czasu w pracy (w której piszę ciągle), a więcej na uczelni (a wtedy nie wyrabiam się z niczym). Kolejny rozdział przewiduję mniej więcej na przyszły weekend, co będzie dalej, zobaczymy.
UsuńBTW - Kraków Cię zniechęcił? No nie zdzierżę!
Pozdrawiam serdecznie ;)
Dziękuję za odpowiedź :)
UsuńHaha, nie Kraków sam w sobie, a polskie realia ;p Lubie Kraków. Chyba. Ogólnie mówią, że to nie wypada, bo studiuję w Warszawie, ale gdyby nie za wysokie progi to moim miejscem docelowym była właśnie uczelnia krakowska ;)
Również pozdrawiam. Odezwę się jeszcze :)
DaughterOfWind
Realia są jakie są, możemy jedynie robić wszystko, co w naszej mocy, żeby uczynić je bardziej interesującymi ;) A co do Krakowa to polecam serdecznie - każdy próg da się przeskoczyć :) Do Warszawy mam sentyment, ale - w mojej opinii - nie dorasta Krakowowi do pięt :P
UsuńPozdrawiam i liczę na to!
Czegoś tak niesamowitego jeszcze nigdy nie czytałam. Nie przestawaj pisać. Proszę. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńHej ;) niedawno odnalazłam Twojego bloga i powiedzieć, że jestem zachwycona to byłoby niedopowiedzenie :) Historia, którą tworzysz jest tak wciągająca i emocjonująca, że oczekiwanie na kolejny rozdział jest jak męczarnia :p dlatego życzę weny, wolnego czasu i czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńTrafiłam wczoraj na to opowiadanie. WOW! No po prostu...genialna jesteś:)
OdpowiedzUsuń