piątek, 3 października 2014

Rozdział VII, którego nadejście było tylko kwestią czasu


 

Rozdział VII,


którego nadejście było tylko kwestią czasu




        "All that I am
        All that I ever was 
        Is here in your perfect eyes, they're all I can see
        I don't know where
        Confused about how as well
        Just know that these things will never change for us at all"*



        15 grudnia 2012 r.



        Miałem wrażenie, że obudziłem się zaledwie kilka minut po zaśnięciu. Czułem się niesamowicie zmęczony. Otworzyłem jedno oko, ale natychmiast ponownie je zamknąłem, żeby uchronić się przed promieniami słonecznymi. Było dość zimno i byłem owinięty w kołdrę jak w kokon. Dlaczego było tak zimno?

       Ponownie uchyliłem powieki i zobaczyłem zupełnie nieznajomą ścianę. Sufit też z niczym mi się nie kojarzył. Uniosłem się odrobinę na łokciach, rozglądając się ukradkiem, kiedy wydarzenia z poprzedniego wieczora uderzyły we mnie, niemal zwalając mnie z nóg.

         Leżałem w wielkim łóżku stojącym na samym środku przestronnego pomieszczenia. Obok mnie stał mały stoliczek, a całą przeciwległą ścianę zajmowały wysokie od podłogi do sufitu okna, przez które do pokoju wlewało się słońce. Na pozostałych ścianach porozwieszane były obrazy, zdjęcia i pojedyncze, wyrwane z notesu rysunki. Pod jednym z okien stało małe, zagracone biurko, resztę przestrzeni zajmowały stojące sztalugi – na niektórych znajdowały się niedokończone obrazy na płótnach, na niektórych nie – lampy oraz pudełka. Wczoraj zobaczyłem ten pokój po raz pierwszy i nie miałem okazji mu się przyjrzeć. Nigdy wcześniej nie byłem w tej części mieszkania.

        Wziąłem głęboki oddech i obróciłem się w miejscu, spoglądając na drugą połowę materaca. Hubert sprawiał wrażenie pogrążonego w głębokim śnie. Leżał na brzuchu w poprzek łóżka i dopiero wtedy poczułem, że jego stopy splatały się z moimi, choć jego głowa znajdowała się niemal na krawędzi. Oddychał cicho, wyraz jego twarzy był spokojny i zrelaksowany, a parę kosmyków czarnych włosów opadało mu na czoło. Mimo tego miałem wrażenie, że wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle. Chyba zaczynałem wariować.

       Byliśmy przykryci nie tylko kołdrą, ale także kocem, który Kociak musiał przynieść w nocy, bo poprzedniego wieczora z całą pewnością go tu nie było. Nagle zrozumiałem, dlaczego było tak zimno – w kamienicach na Kazimierzu wciąż paliło się w piecach. Podziękowałem w duchu za centralne ogrzewanie, po czym przekręciłem się na plecy i utkwiłem wzrok w suficie. Jeszcze nie byłem w stanie do końca uwierzyć w to, że to wszystko rzeczywiście się wydarzyło. To przecież było niemożliwe, że leżałem właśnie w łóżku Huberta, w jego mieszkaniu, po… Myślałem, że śniłem, i że za chwilę obudzę się we własnym łóżku, ale szereg wspomnień, które nagle mnie nawiedziły, przeczył tej teorii. 
 

        Moje plecy dotykają ściany, Kociak rozpina moją kurtkę i ściąga mi ją z ramion, porzucając ją gdzieś na podłodze.


       


      Jego usta są wszędzie, najpierw na moich wargach, a potem na szczęce i szyi, prawą ręką rozpina pierwszy guzik mojej koszuli.

 
        …

 
       Moje dłonie w jakiś sposób znajdują się pod jego koszulką, błądzą po jego plecach, a potem przesuwają się na jego brzuch. Jest bardzo chudy, mogę niemal policzyć jego żebra.


       


     Jakimś cudem obaj jesteśmy półnadzy, nasze klatki piersiowe stykają się ze sobą. Znowu się przemieszczamy, tym razem on tyłem, ciągnąc mnie za sobą.


       


        Jestem tak podniecony, że to aż boli. Kociak na oślep otwiera drzwi, a ja popycham go w kierunku łóżka. Nie mam czasu na to, by się rozejrzeć. Próbuję na bieżąco analizować wszystko, co się dzieje, ale myślenia sprawia mi poważną trudność.

 
        …


       – Kuba… nie musimy robić niczego, na co nie jesteś gotowy – słyszę, jak szepcze, błądząc wargami po mojej twarzy. Mruczę coś, nie do końca będąc w stanie odpowiedzieć, po czym łapię go za biodra i ocieram się o niego. Chyba wie, co próbuję przekazać.

  
       …


      Hubert znowu nas przekręca i teraz to on leży na mnie, składa drobne pocałunki w okolicach moich obojczyków, a jego dłonie zmierzają w dół i zaczynają rozpinać mój rozporek. Poruszam biodrami, nie mając już nad nimi żadnej kontroli.

 
       …


       Jestem otoczony z każdej strony przez jego ciepłe ciało i poruszające się mięśnie. Gdzieś w moim mózgu pojawia się myśl, że Hubert nie jest zbyt umięśniony, ale nie jest też zupełnie drobny. Z całą pewnością jest mężczyzną; jest zbudowany jak mężczyzna i pachnie jak mężczyzna. Nie jest tak miękki i delikatny jak dziewczyny, z którymi się kochałem, jest ostry, twardy i silny, i jeszcze nie wiem, co o tym sądzić.


       


        Przestaję myśleć, kiedy zsuwa dżins z moich ud, jednocześnie zagłębiając czubek języka w moim pępku. Nie wiem, czy wcześniej wydawałem jakieś odgłosy, ale teraz czuję się, jakbym grał w filmie porno. Z tym, że ja nie udaję.


       


        Spoglądam w dół, niemal półprzytomny z podniecenia. Kociak patrzy na mnie z dziwnym błyskiem w oku i unosi kącik ust, po czym zamyka oczy i pochyla się.

 
        …


        – Nnn… nie przestawaj… – mruczę, skupiając całą swoją siłę woli na tym, żeby się nie poruszać. Próbuję chwycić się materaca i wydaję z siebie jeden ciągły dźwięk, którego nie potrafię nawet opisać, a po zawstydzająco krótkim czasie zaczynam drżeć i mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Moje usta się otwierają, ale nie wydobywa się z nich żaden odgłos. 
 

        … 


       Jest mi trochę wstyd, ale on wydaje się nie przejmować, więc dotykam go i nie ma we mnie żadnego oporu, jedynie zaciekawienie. Czuję się fenomenalnie, jestem całkowicie zrelaksowany, przestaję myśleć o własnej przyjemności i poświęcam całą uwagę na badanie opuszkami palców każdego fragmentu jego ciała. Całuję zakrzywienie jego ramienia, potem jego żebra, wnętrze ud i kostki. Potem całuję jego wargi, wsuwam między nie język, czując swój własny smak i jednocześnie szybko poruszając ręką. Hubert jęczy cicho, więc myślę, że chyba robię coś dobrze.

 
        …


      Przysysam się do jego szyi i nagle w mojej dłoni rozlewa się coś ciepłego, Kociak odchyla głowę i przygryza wargę, a mi w tym samym momencie udaje się zerknąć na jego twarz. Już na co dzień jego mimika jest bardzo ekspresyjna i imponująca, ale jego wyraz twarzy w tym momencie musi być najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałem. Oddycha głęboko jeszcze przez parę sekund, a ja opieram czoło o jego klatkę piersiową.


        …


       – Rany, naprawdę powinieneś poważnie rozważyć robienie tego zawodowo – mówię, leżąc na nim całym swoim ciężarem i nie mając siły się poruszyć.

         – Powinienem zostać męską prostytutką? – pyta, parskając śmiechem.

         – Gwiazdą porno – decyduję po chwili zastanowienia.

         – Dzięki za wskazanie mi mojego powołania – mruczy, a ciało pode mną trzęsie się lekko, co rozpoznaję jako śmiech. Ja też zaczynam się śmiać, a kiedy już zaczynam, nie jestem w stanie przestać.

 
        …


      – To taki twój fetysz, że zawsze śmiejesz się po seksie? – pyta Kociak z niedowierzaniem, a ja w odpowiedzi zaczynam śmiać się jeszcze głośniej, choć nie jestem pewien, z czego dokładnie.


       …


          – Powinniśmy iść się umyć – zauważam, kiedy udaje mi się opanować śmiech.

      – Nie, powinniśmy zostać tu pokryci spermą już na zawsze – nie zgadza się Hubert całkowicie poważnym, choć nieco rozespanym tonem, przez co wszystkie moje wysiłki idą na marne i znowu wybucham śmiechem.

 
        … 
 

       – Naprawdę mógłbym się w tobie zakochać – mamrocze Kociak, kiedy jestem na granicy snu. Sam brzmi, jakby już odpływał. Otwieram szeroko oczy, ale nie poruszam się, bo uważam, że nasza pozycja jest idealna; on leży na plecach, a ja chowam twarz w zgięciu jego szyi i bawię się kosmykiem jego włosów. Moje serce, które w końcu udało mi się uspokoić, znowu przyspiesza swój bieg.

 
        Zamrugałem, wciąż gapiąc się w sufit. To właśnie powiedział. „Naprawdę mógłbym się w tobie zakochać”. To już było coś, prawda? Na moją twarz wpłynął uśmiech tak ogromny, że miałem wrażenie, że za chwilę ją przepołowi. 

        W mojej głowie zaczęły kłębić się myśli, które sprawiły, że nagle spoważniałem. To nie była zabawa. To było bardzo, bardzo poważne, a ja z moją tendencją do analizowania wszystkiego musiałem to sobie dobrze poukładać, bo w tym momencie ledwo rozumiałem cokolwiek z tego, co działo się wokół mnie.

         Ubiegłej nocy uprawiałem seks.

         Stop. To nie zabrzmiało ani trochę szokująco.

         Ubiegłej nocy uprawiałem seks z mężczyzną.

         No, już lepiej. To znaczy wcale nie wiem, czy lepiej, ale z całą pewnością bardziej adekwatnie.

         Ubiegłej nocy uprawiałem seks z mężczyzną i był to najlepszy seks w moim życiu.

         Równie dobrze mogłem to przyznać. Po co się oszukiwać?

       Ubiegłej nocy uprawiałem seks z mężczyzną i był to najlepszy seks w moim życiu, a tej nocy, jeśli tylko będę miał okazję, zamierzałem tu wrócić i znowu to robić.

         Rany boskie. Co, do cholery, stało się z moim życiem, kiedy nie patrzyłem?

         Wziąłem głęboki, uspokajający oddech i nagle przyszła mi do głowy Ewka. Boże, byłem zdradziecką świnią i nawet nie było mi z tego powodu przykro. Nie byłem w stanie zmusić się do odczuwania wyrzutów sumienia, więc uznałem, że jedyną uczciwą rzeczą, jaką mogłem zrobić, było po prostu skończenie tego. Poczułem narastającą determinację. Nie zamierzałem być dupkiem zdradzającym swoją dziewczynę, a co do jednej rzeczy byłem pewny: to była pierwsza z wielu nocy, które miałem spędzić z Hubertem. Sprawię, żeby tak było, choćbym miał stanąć na rzęsach. W końcu dotarłem do miejsca, w którym chciałem być od początku, i choć przyszłość wciąż wyglądała niepewnie, nie zamierzałem tak łatwo odpuścić. Ta myśl znów przywołała na moją twarz ten głupawy, nienaturalnie szeroki uśmiech.

         – Wiem, że to miły poranek, ale chyba nie aż tak miły – szepnął głos obok mnie, na dźwięk którego niemal się wzdrygnąłem. Obróciłem głowę i zobaczyłem rozespanego Kociaka wpatrującego się we mnie spod wpółprzymkniętych powiek. Najwyraźniej zauważył mój maniakalny uśmiech i nie był w stanie powstrzymać się od drwiącego komentarza. Niestety jego słowa sprawiały jedynie, że, na ile to było możliwe, uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Hubert parsknął śmiechem.

         – Cześć – powiedział szeptem, nie odrywając ode mnie wzroku.

       – Cześć – odpowiedziałem równie cicho, po czym pochyliłem się nad nim i cmoknąłem go w usta tylko dlatego, że mogłem. Uśmiechnął się delikatnie, z powrotem przymykając oczy i najwyraźniej nie zamierzając wstawać w najbliższym czasie. – Muszę iść – powiedziałem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Sam nie wiem, dlaczego czułem, że musiałem to zrobić teraz, natychmiast.

         Kociak otworzył gwałtownie oczy, patrząc na mnie jak na wariata.

         – Och. Ee… okej – powiedział, ale wyczułem, że się spiął, a jego ton nieco się ochłodził.

         Szlag. Chyba nie pomyślał, że…?

       – To znaczy, to nie… cholera – westchnąłem. – Muszę iść… zerwać ze swoją dziewczyną – wyjaśniłem nerwowo. Kociak przez chwilę wpatrywał się we mnie zupełnie, jakbym spadł z księżyca, po czym zaczął się śmiać. Świetnie. Znowu poczułem się jak idiota.

         – Teraz? – zapytał z niedowierzaniem. – Jesteś nie z tej ziemi, Kuba – dodał z czułością, kręcąc głową. - Jest sobota, – zerknął przelotnie na budzik – dochodzi ósma rano. Jak pójdziesz do niej teraz, to prędzej ona zerwie z tobą.

        – Tym lepiej – oświadczyłem, podnosząc się i trochę za późno zdając sobie sprawę z tego, że byłem całkowicie nagi. Hubert uniósł brwi, układając się wygodniej na poduszkach i nie spuszczając ze mnie wzroku. Rozejrzałem się dziko za czymkolwiek, czym mógłbym się zakryć, i zobaczyłem, że moje ubrania były porozrzucane po całym pokoju. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak czerwony.

         Usłyszałem cichy śmiech dochodzący ze strony łóżka. Zdrajca.

      – Trochę za późno na bycie zawstydzonym – stwierdził Kociak, wciąż uparcie się na mnie gapiąc. Wzruszyłem ramionami, wciągając na siebie dżinsy. Wczoraj to było co innego. Byliśmy dość zajęci i nie miał czasu, żeby przyjrzeć mi się tak dokładnie, jak teraz.

         Zapiąłem kilka środkowych guzików koszuli i z powrotem podszedłem do łóżka. Kociak uniósł się nieco na jednym łokciu, kładąc drugą dłoń na moim karku i przyciągając mnie do siebie. Wpiłem się w jego usta uznając, że ten jeden całus stanowczo nie był dla mnie satysfakcjonującym pożegnaniem. Jakimś sposobem po kilkudziesięciu sekundach już prawie na nim leżałem, wplatając dłonie w jego włosy i starając się usilnie nie myśleć o tym, że pod cienkim materiałem kołdry nadal nie miał nic na sobie, a on błądził palcami po moich plecach. Miałem wrażenie, że jeszcze kilka minut i znowu będę pozbawiony koszuli, kiedy Kociak oderwał się ode mnie i odepchnął mnie lekko.

         – Dobra, idź sobie – rozkazał, najwyraźniej samemu planując wrócić do spania. Spojrzałem na niego z oburzeniem. Jak to? W takim momencie? – I daj mi znać, jak poszło z twoją wkrótce byłą dziewczyną – dodał, zamykając oczy. Parsknąłem śmiechem.

         – Zdzwonimy się, okej? – zapytałem, nie czekając na odpowiedź. – Odpocznij. Masz do tego za mało okazji – dodałem, pochylając się po raz ostatni i całując go w nos. Uśmiechnął się, nawet nie otwierając oczu.

         Zabrałem z podłogi korytarza moją kurtkę, przewiesiłem ją sobie przez ramię, po czym zbiegłem po schodach, wychodząc na mróz. W nocy napadało sporo śniegu.

         Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem tyle energii. Szedłem dwa razy szybciej niż zwykle, w myślach odtwarzając setki razy każde wypowiedziane przez niego poprzedniej nocy słowo, każdy gest, każdy dotyk, i wyobrażając sobie wszystkie kolejne, które miały dopiero nadejść. Przyłapałem się nawet na tym, że nuciłem pod nosem. Kociak powiedział, że mógłby się we mnie zakochać. Powiedział też, że jestem nie z tej ziemi. To było chyba dobrze, prawda? Wciąż czułem się nieco surrealistycznie i zupełnie jak nie ja, ale wszelkie wątpliwości zniknęły, ponieważ tym razem wiedziałem już, że to ja miałem rację. Ja miałem rację, a reszta świata się myliła.



***



        Ewka nie przyjęła tego najgorzej, choć nie była zachwycona tym, że obudziłem ją o tak nieprzyzwoitej porze. Sięgnąłem do wszystkich możliwych banałów; powiedziałem, że to nie była jej wina, tylko moja, że nie chciałem, aby tak wyszło, a sprawienie jej przykrości nie było moim celem. Zawsze miałem talent do lania wody i w tej sytuacji całkowicie go wykorzystałem. Starannie pominąłem istnienie jakiegokolwiek innego powodu zerwania. Ewa zapytała nawet, czy poznałem kogoś innego; automatycznie zapewniłem ją, że nie, bo przecież obracaliśmy się w podobnych kręgach towarzyskich i co by było, gdyby okazało się, że jednak nie miałem żadnej nowej dziewczyny? Albo mogłaby coś wspomnieć Donie, a wtedy ona nie dałaby mi spokoju. Nie wiedziałem, jak to wszystko potoczy się z Kociakiem, więc wolałem nie wyprzedzać faktów.

         Ewa zaparzyła mi kawy i porozmawialiśmy normalnie, jak dwoje cywilizowanych ludzi. Przez to wszystko zacząłem mieć lekkie wyrzuty sumienia i przyszło mi do głowy, że była naprawdę fantastyczną dziewczyną. Jakiś facet kiedyś będzie miał szczęście, gdy ją zdobędzie. Cóż, ja nie byłem tym facetem. Miałem już wszystko, czego chciałem.

       Wracałem właśnie autobusem do domu i wyciągnąłem telefon, zastanawiając się, czy wciąż było za wcześnie, żeby zadzwonić do Huberta. Z jednej strony kusiło mnie, żeby natychmiast o wszystkim mu opowiedzieć, zapewnić go o tym, że był dla mnie jedyny, a także po prostu usłyszeć jego głos, za którym już zdążyłem się stęsknić, z drugiej jednak chciałem, żeby odpoczął. Budzenie go nie byłoby z mojej strony zbyt opiekuńcze.

         Spojrzałem na wyświetlacz i wytrzeszczyłem oczy. Miałem jedenaście nieodebranych wiadomości. Jak się okazało, wszystkie były od Duśki.


 
        21:47

        „I jak poszło??? Miałeś dać mi znać!”

 
        22:22

        „Kuuuuuba, odezwij się plz!!!”

         
        23:03

        „Rozmawiałeś z nim?”

 
        23:14

        „Stchórzyłeś i w zamian poszedłeś się upić?”

 
        23:20

       „Przestań być pijany!!!”

 
        23:41

       „O Boże, ale chyba nie dał ci kosza i sobie czegoś nie zrobiłeś?”

 
        23:43

       „OK, oficjalnie zaczynam się martwić”

 
        00:05

       „ODPISZ”

 
        00:59

       „Kurwa, jak możesz mi to robić?”

 
        01:07

       „Czy wiesz, jak drogie są smsy międzykrajowe? To twoja wina”

 
        07:44

     „Jest rano. Napisz mi, co się dzieje, bo zwariuję. Jeśli wciąż się upijasz/wciąż się bzykacie, proszę, przynajmniej daj znać, że żyjesz”



         Wybuchnąłem śmiechem na środku autobusu, czytając wiadomości od niej. Poczekałem, aż zatrzyma się na moim przystanku, zanim nacisnąłem zieloną słuchawkę.

         – Rany, czy ty naprawdę chcesz mnie zabić?! – zawołała, odbierając natychmiast po pierwszym sygnale. – Teraz powiedz mi, proszę, co takiego się stało, że nie mogłeś wysłać jednego pierdolonego sms-a.

         Nie miałem pojęcia, jak zamierzałem się z tego wykręcić.

        – Dopiero teraz zerknąłem na telefon. Przepraszam – powiedziałem szczerze, kierując kroki w stronę mojego osiedla.

         – Dobra, gadaj, byłeś u niego? – zapytała, natychmiast zapominając o byciu na mnie złą za nieodbieranie telefonu.

          – Tak – odpowiedziałem lekkim tonem, nie przyznając niczego więcej.

         – I powiedziałeś mu? Powiedziałeś, że będziesz go kochał aż po grób, i że nie chcesz spędzić ani chwili swojego życia bez niego? – upewniła się z typową dla siebie dramaturgią. Zaśmiałem się, przewracając oczami.

         – Nie no, tego mu nie powiedziałem… W ogóle niewiele zdążyłem mu powiedzieć. Trochę się na niego wkurzyłem – przyznałem.

       – Wkurzyłeś się? Rany, wiedziałam, że nie jesteś najlepszym podrywaczem na świecie, ale chyba wiedziałeś, że to nie zadziała, co? – zapytała z niedowierzaniem.

         – Nie… nie w takim sensie… – zaprotestowałem z irytacją.

         – Słuchaj, coś kręcisz. Po prostu powiedz mi, co… Jak to nie miałeś czasu? To jak długo ty tam byłeś?

         – Wyszedłem jakieś dwie godziny temu – przyznałem bez zażenowania, wręcz ciekaw jej reakcji, po czym musiałem odsunąć słuchawkę od ucha.

         – O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże!!! – pisnęła Duśka. Usłyszałem dziwny dźwięk i pomyślałem, że prawdopodobnie podskakiwała. Rany, moja siostra była pokręcona. – Boże, Kuba, ja tylko żartowałem w tym sms-ie, nie sądziłam, że wy naprawdę… Czy to nie było dla ciebie dziwne? – zapytała z niezdrową ciekawością. Odchrząknąłem i zaczerwieniłem się. Owszem, zawsze uważałem, że z moją siostrą mogę porozmawiać o wszystkim, ale były pewne granice.

         – Ja… ja nie…

       – O mój Boże, mój brat stracił swoje gejowskie dziewictwo! – zawołała ze śmiechem, najwyraźniej strasznie tym faktem rozbawiona i uradowana. Ja nie widziałem w tym niczego zabawnego.

       – Przestań się drzeć i przestań zaczynać każde zdanie od „o mój Boże” – syknąłem, rozglądając się ukradkiem, zupełnie, jakby otaczający mnie ludzie mogli ją usłyszeć. Dobrze, że ona była w innym kraju, gdzie prawdopodobnie nikt nie zrozumiał tej kwestii. – Poza tym nie straciłem… tego, o czym powiedziałaś – dodałem, znowu się czerwieniąc. Szlag.

         – Nie? – zdziwiła się. – Ale uprawialiście seks, tak? – Mruknąłem coś potwierdzająco. – Dobra, powiedz mi, co dokładnie zaszło – powiedziała prosto z mostu bardzo konkretnym tonem. Szlag. Nie byłem pruderyjny, przynajmniej nigdy nie myślałem o sobie w ten sposób, ale to była lekka przesada.

         – Nie zamierzam ci o tym opowiadać! – zaprotestowałem ostro, niemal z paniką. Zacisnąłem usta, kiedy Duśka parsknęła śmiechem.

         – Okej, okej! – zawołała uspokajająco. – Zamierzam uwierzyć ci na słowo, że to był seks, bo jeśli nie, to musielibyśmy powtórzyć pogadankę o ptaszkach i pszczółkach. Albo raczej o ptaszkach i ptaszkach – poprawiła się z rozbawieniem.

         – Rany, Duśka! – nie wytrzymałem i przewróciłem oczami, po czym rozejrzałem się panicznie dookoła, czy nikt nie podsłuchiwał, mimo że z moich słów nie dało się nijak wywnioskować, o czym rozmawialiśmy.

     – Dobra, dobra. Zostawię cię w spokoju. Zamierzasz się z nim znowu zobaczyć? – zapytała z zaciekawieniem.

          – Oczywiście, że tak – odparłem z irytacją. Byłem już niemal pod swoją klatką. – Słuchaj, muszę kończyć.

       – Po prostu cieszę się, że ty się cieszysz – wytłumaczyła się Duśka, i rzeczywiście brzmiała, jakby się cieszyła. – Bo cieszysz się, prawda? – upewniła się.

        – Tak – przyznałem o wiele łagodniejszym tonem. Nie powinienem się na nią denerwować. W końcu miałem tylko ją, więc co z tego, że była nieco niereformowalna?

        No cóż, ją i Kociaka.

        Ta myśl już zupełnie poprawiła mi humor.

         – Okej. To mi wystarczy, nie będę cię zadręczać. Widzimy się za niecały tydzień.

         Potwierdziłem i pożegnałem się, po czym wstukałem kod do klatki. Wszedłem na piętro i zatrzasnąłem za sobą drzwi, a kiedy się odwróciłem, stanąłem twarzą w twarz z bardzo niezadowoloną Doną.

         – Ktoś nie wrócił dzisiaj na noc – oświadczyła, unosząc brew z dezaprobatą. – I wiem, że nie byłeś z Ewką, bo poszedłeś do niej rano, żeby z nią zerwać. – Cholera. Miałem przerąbane. – Okej, dałam ci wystarczająco dużo czasu, a teraz gadaj. 

___________________________________________________________________________________________
* Snow Patrol - "Chasing cars"

9 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza jak miło ;) Rozdział jak zwykle miodzio. Kociak w swoim żywiole za to Kubuś troszeczkę nie ale jak na pierwszy raz i tak dał radę ;) Duśka i jej esy normalnie mnie rozłożyły :p Ewa dobrze wszystko przyjęła a myślałam ,że będzie gorzej. Teraz jestem ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy:)
    Pozdrawiam i dużo weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to!
    Opowiadanie fantastyczne, mniam mniam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Superasty rozdzaił. Opowiadanie miodzio.

    OdpowiedzUsuń
  4. To wszystko napisane tak lekko i sprawnie, jakby nie sprawiało Tobie problemu. Niesamowita historia, tak pięknie się zaczyna, właśnie przeczytałam Prolog dla przypomnienia, dręczy mnie myśl co stało się z Kociakiem? Czy to opowiadanie jest z Happy End-em?
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mała aluzja - uwielbiam happy endy ;)
      Ale to, że zakończenie jest szczęśliwe nie oznacza, że droga do niego nie jest ciężka ;)
      Oczywiście mówiąc całkowicie hipotetycznie :P

      Usuń
  5. Właśnie właśnie ja też się zastanawiam co się stało z Kociakiem ? z tego co wydukałam z prologu to wyjechał ale dlaczego. Mam nadzieje ,że będzie happy end bo będzie płacz.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uch, tez liczę na happy end.
    Bo gdzie jest napisane, że prolog sugeruje zakończenie? ;)
    DaughterOfWind

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja innego końca niż szczęśliwego wogóle pod uwagę nie biorę, bo będę płakać.
    Boże rozdział przecudowny Kuba i Hubert są cudowni razem, uwielbiam ich relacje, a Kuba ma przecudna siostrę.
    Pozdrawiam i czekam na następny Ewcia

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudne opo <3 szkoda że porzucone, ale myślę że jest to taki rozdział że można uznać za zakończone.
    Naprawdę bardzo fajnie napisane, tak lekko... :)

    OdpowiedzUsuń