piątek, 1 czerwca 2018

Przerywnik, w którym tańczę, jak mi zagrasz

        Przeznaczone do czytania pomiędzy Rozdziałem VI, w którym siostra ma zawsze rację, nawet kiedy jej nie ma, a Rozdziałem VII, którego nadejście było tylko kwestią czasu.




Przerywnik,

w którym tańczę, jak mi zagrasz




Oderwaliśmy się od siebie i spróbowaliśmy jednocześnie złapać za klamkę, a nasze dłonie otarły się. Spojrzeliśmy na siebie mimowolnie, ni to zakłopotani, ni zaskoczeni. Hubert cofnął rękę, więc sięgnąłem do tyłu, żeby zamknąć za nami drzwi i w tym samym momencie poczułem, jak przyciska mnie do nich stanowczo, z powrotem łącząc nasze usta. Pozwoliłem mu na to, tak samo jak pozwoliłem jego dłoniom złapać za suwak mojej kurtki i pociągnąć go w dół, a potem zsunąć mi ją z ramion. Wychyliłem się do przodu, żeby mu to ułatwić, a on chyba się tego nie spodziewał, bo prawie zderzyliśmy się nosami, a nasze zęby stuknęły o siebie. Hubert zaśmiał się cicho z ustami przy moich, a ja miałem wrażenie, jakby wibracja tego dźwięku przeniknęła przeze mnie całego, aż do palców stóp. Poczułem, jak moja kurtka opada gdzieś w okolicach moich kostek, po czym z powrotem oparłem się o drzwi, tym razem w samej koszuli, łapiąc czubkami palców jego twarz i ciągnąc go za sobą, żeby nie zgubić nigdzie jego ust. W końcu przylgnął do mnie całą długością ciała, a ja byłem tak skołowany i oszołomiony, że po prostu spuściłem ręce i rozpłaszczyłem się na tych drzwiach, chłonąc wszystkie te uczucia każdym zmysłem. Dotyk jego warg muskających niedbale moje, jego drobnego, delikatnego zarostu na mojej gładko ogolonej brodzie, jego klatki piersiowej ocierającej się o moją, oddzielonych od siebie jedynie dwoma warstwami materiału i smukłych, zręcznych palców, które najwyraźniej chciały zmienić ten stan rzeczy, bo właśnie uniosły się i zaczęły niezdarnie rozpinać moją koszulę guzik po guziku. Chyba w końcu się zirytował, bo oderwał się ode mnie i spuścił wzrok, żeby widzieć, co robił, przez co moje usta i nos znalazły się przy jego włosach. Wziąłem głęboki oddech, przymykając oczy i czując, jak jego dłonie wsuwają się pod moją rozpiętą koszulę i przez parę sekund wędrują po moich bokach, brzuchu i piersi. Westchnąłem cicho, kiedy jego palce musnęły mój prawy sutek niby przypadkiem, a potem jeszcze raz, chyba już nie przypadkiem, a w tym samym momencie jego wargi oderwały się od moich ust i zaczęły zmierzać niżej, najpierw na mój podbródek, a potem na żuchwę i grdykę. Zacisnąłem bezradnie pięści, desperacko chcąc też coś zrobić, ale Kociak radził sobie tak dobrze i był tak pewny w tym, i przytrzymywał mnie tak stanowczo w miejscu, że znowu poczułem się, jakbym był całkowicie na jego łasce. W ogóle się nie czaił. Chyba taki już po prostu był, bezpośredni, pewny siebie i bezwstydny w każdej dziedzinie życia, również w łóżku.
Zelektryzowało mnie na moment, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że dołączyłem do zaszczytnego grona osób, które wiedziały, jaki Hubert Kociński był w łóżku. Albo raczej za chwilę dołączę.
A jednocześnie zdałem sobie sprawę z tego, że ciągle się go trochę bałem, w takim najbardziej absurdalnym sensie. Nie bałem się dosłownie jego, ale tego, co ze mną robił i tego, jaki był. Tego, że przez większość czasu czułem się niezręcznie i niepewnie, takim już byłem gościem, ale kiedy stawałem przy nim, czułem się podwójnie niezręcznie i niepewnie. Tak głupio, jakbym nie mógł zakochać się w kimś mniej perfekcyjnym, żeby było mi lepiej z samym sobą. Jeszcze w rozmowie… w rozmowie trochę bardziej potrafiłem się sprzedać, w końcu znałem dużo mądrych słów i wiedziałem sporo na wiele różnych tematów. Ale tutaj nie mogłem tym nadrabiać, porozumiewaliśmy się tylko tym tajemniczym językiem ciała, którego kompletnie nie znałem, a z którym on wydawał się czuć tak komfortowo, jak ze wszystkim innym na świecie, jakby rzeczywiście gdziekolwiek nie wchodził, natychmiast przywłaszczał sobie to miejsce, a czegokolwiek nie robił, to stawało się jego czynnością autorską. Cały świat należał do niego, zupełnie jakby nikt mu nie powiedział, że ludzie powinni być z natury zakompleksieni i wątpiący w siebie. On taki nie był albo bardzo dobrze udawał, a ja szczerze mówiąc miałem nadzieję, że chodziło o tę drugą opcję. Przecież musiał mieć jakieś wady, prawda? Ale w tym momencie, kiedy czułem na sobie jego dłonie i usta, nie miał żadnych, a im doskonalszy się wydawał, tym bardziej ja czułem się niewystarczający. Nigdy nie sądziłem, żebym był specjalnie dobry w łóżku. Dziewczyny co prawda nie narzekały, ale one nigdy nie narzekały, mówiły tylko rzeczy typu „nie no, było okej”, a na pytanie, czy doszły, odpowiadały „nie przejmuj się tym”, a wtedy ja już kompletnie nie wiedziałem, co robić i w końcu odpuszczałem, no bo sama idea była generalnie prosta. W teorii nie było w tym niczego skomplikowanego, a przynajmniej dotychczas, bo teraz to Kociak był tą tajemniczą drugą stronę, na której trzeba było zrobić wrażenie, a mi serce dudniło w piersi, ręce się telepały i czułem, że chyba porwałem się z motyką na słońce, bo jak niby ktoś tak pospolity jak ja miałby dotrzymać kroku komuś tak zjawiskowemu jak on? 
– Nie myśl tyle – szepnęły usta Kociaka przy moim uchu, ocierając się o moją skórę. Przeszedł mnie dreszcz i spojrzałem na niego gwałtownie, bo kompletnie nie spodziewałem się między nami żadnych słów. Patrzył na mnie bardziej z dołu niż na moim poziomie, a jego powieki sprawiały wrażenie, jakby opadały, jakby dopiero przed chwilą otworzył oczy i wcale nie chciał trzymać ich otwartych. Oddychał przez usta, które były uchylone i miał lekko zaczerwienione policzki. Ja nie wiem, jak patrzyłem, ale z jakiegoś powodu byłem pewien, że musiałem wyglądać głupio. Zawsze byłem tego pewien. Obaj zastygliśmy na moment, walcząc na spojrzenia, on cały czas z dłońmi na mojej klatce piersiowej, a ja z rękami wzdłuż tułowia, praktycznie przyciśniętymi do drzwi. Jego wzrok z każdą sekundą robił się mniej zamglony, patrzył już uważniej, a w jego oczach było jakieś niewypowiedziane pytanie. Jego dłonie drgnęły, jakby chciał je zabrać, ale przez chwilę nie mógł się do tego zmusić. W końcu opadły, uważając, żeby się o mnie nie otrzeć, więc teraz staliśmy bardzo blisko, ale nie dotykając się i gapiliśmy się na siebie. W końcu chyba uznał z rezygnacją, że nie zdoła dogadać się ze mną bez słów, więc przełknął ślinę i otworzył usta. – Nie chcesz… – urwał bezbarwnie. To było bardziej stwierdzenie niż pytanie, ale też nie do końca. Zmarszczyłem czoło.
– Co? – wyrwało mi się i znowu przekląłem w duchu moją dzisiejszą nieumiejętność werbalnego wyrażania się. Brzmiał na zdezorientowanego, jakby usilnie próbował się mnie domyślić. Ja w tym czasie próbowałem domyślić się jego, tak się siebie domyślaliśmy nawzajem. Myślał, że nie chciałem i nie rozumiał dlaczego. Był trochę próżny, nie dziwił go fakt, że mógł się komuś podobać, przyjmował to jako naturalne i na zdrowy rozsądek wiedział, że za nim szalałem, ale teraz w jego oczach pojawił się cień irracjonalnej wątpliwości. Zmrużył oczy.
– Nie no, spoko – rzucił, odwracając na moment wzrok, po czym z powrotem na mnie spojrzał, tym razem prawie oskarżycielsko. – Mówiłem ci – przypomniał z wyrzutem, ale w jego głosie przebijało się coś jeszcze. Czy to możliwe, że to było zażenowanie? Złapałem go za ramię.
– Chcę – zaprotestowałem, zmuszając się, żeby nie oderwać od niego wzroku, chociaż już czułem nadchodzącą falę palącego wstydu. Czemu tak głupio się zachowywałem? Teraz on myślał, że nie chciałem, żeby mnie dotykał, ponieważ był facetem, a nic nie było dalsze od prawdy. Miałem to w tym momencie tak gdzieś, jak tylko się dało, poszedłbym z nim do łóżka nawet, gdyby był Marsjaninem. No ale co miałem powiedzieć? Że nie, nie o to chodzi, po prostu obawiam się, że jesteś tak bardzo spoza mojej ligi, że po wszystkim wyśmiejesz mnie i uznasz, że nigdy więcej? Chyba zapadłbym się pod ziemię.
– To przestań tyle myśleć – wyszeptał zgryźliwie. Poczułem się, jakby mnie opieprzył. Hubert najwyraźniej miał zero wyrozumiałości dla ludzi, którzy mieli pecha mieć w sobie więcej samokrytyki i ukrytych niepewności niż on i nie zamierzał w żaden sposób ułatwiać im życia. Chyba jedyne, co mi pozostało, to po prostu się do niego dostosować.
Oderwałem nieśmiało dłonie od drzwi, mając przygniatającą świadomość, że teraz to, co się działo, było w moich rękach, to ja musiałem pokazać mu, że nie, że kompletnie źle mnie zrozumiał. Owinąłem go ręką w pasie i przyciągnąłem do siebie powoli, drugą dłoń kładąc na jego policzku i patrząc na niego przez chwilę, choć to było żenujące jak nie wiem, ale po prostu chciałem, żeby wiedział. Musiał wiedzieć, że go widziałem, że docierało do mnie, że to był on, że robiłem to właśnie z nim z pełną premedytacją. W końcu przysunął się równie ostrożnie, aż dotknął nosem mojego nosa, nie odrywając ode mnie wzroku. Znowu się siebie domyślaliśmy, znowu próbowaliśmy telepatycznie wyczuć, o co temu drugiemu chodziło i co działo się w jego głowie. Pochyliłem się i musnąłem delikatnie jego usta, to było jak pytanie „To co, robimy to?”. Odpowiedział, uchylając wargi. Jeśli wcześniej napięcie gładko przez nas przepływało, to ta krótka, nieoczekiwana rozmowa, ten moment zawahania były niczym zwarcie. Teraz wszystko wracało do normy, do tej niepewnej, nieco niecierpliwej normy, tyle że wcześniej jej tempo narzucał tylko Hubert. Kiedy jego dłonie znowu zabłądziły na mój odsłonięty brzuch i klatkę piersiową, w końcu dotarło do mnie, że ja przecież też mogłem go dotknąć, bo on wyraźnie właśnie tego chciał. Odsunąłem wątpliwości na bok, bo na pewno uzna, że byłem w tym beznadziejny, jeśli będę o tym bez przerwy obsesyjnie myślał. Kiedy zaczynaliśmy się całować, etap domyślania się siebie nawzajem naturalnie mijał, może dlatego, że domyślało się głównie z oczu. To było łatwiejsze, gdy tylko go czułem, a nie widziałem, łatwiej mi było po chwilowym wahaniu wsunąć dłoń pod jego koszulkę i podciągnąć ją do góry, bo on już dawno prawie pozbył się mojej koszuli, więc uznałem, że nie tylko mogłem, ale wręcz powinienem to zrobić. Przez chwilę badałem palcami gładką skórę na jego plecach, a jego usta znowu postanowiły zacząć eksplorować inne obszary mojego ciała niż tylko wargi, sprawiając przy tym wrażenie, jakby nie mógł się tego doczekać, jakby zniósł te moje wątpliwości i jęczenie resztkami cierpliwości, ale tak naprawdę był w stanie myśleć tylko o tym, żeby z powrotem przyssać się do mojej skóry. To dało mi drobny zastrzyk śmiałości, bo on chyba naprawdę mnie chciał, tak sam z siebie, więc chwyciłem go drugą ręką za kark, przytrzymując jego twarz przy mojej szyi i odchylając głowę w bok. W odpowiedzi naparł na mnie nieco mocniej i na wysokości jego bioder poczułem twardą wypukłość, co prawda nieruchomą, ale teraz przyciśniętą do podobnej znajdującej się w moich spodniach, która zdumiewająco szybko obudziła się do życia i postanowiła przejąć kontrolę. Kiedy zacząłem myśleć o tej części ciała, nagle nie byłem w stanie przestać, wszystko skupiło się na niej, miałem odległą świadomość tego, że usta Huberta nadal błądziły delikatnie po mojej szyi, a jego dłonie muskały moją klatkę piersiową, ale całego mnie pochłonęła rozpaczliwa potrzeba, żeby jakakolwiek część jego ciała dotknęła mnie tam, więc przytrzymałem go za dół pleców, wypchnąłem biodra gwałtownie do przodu i otarłem się o jego… Nie byłem pewien, czy do tej pory choć raz pomyślałem o Hubercie bezpośrednio jako o ludzkiej istocie, która miała penisa. Myślałem o nim jako o Kociaku i oczywiście wiedziałem, że był mężczyzną, ale… Z jego gardła wyrwał się cichy, przeciągły jęk i w tamtym momencie coś się zmieniło, zupełnie jakby to był dla niego znak, że okej, mogliśmy już to robić, bo obaj mieliśmy świadomość tego, że ten drugi też był twardy jak skała, nikt nie zostanie pogrążony we wstydzie bycia jedyną podnieconą osobą w pomieszczeniu, więc równie dobrze mogliśmy przestać się czaić. Oczywiście, że mogliśmy, ja byłem rozpalony do granic możliwości i on też, co innego mielibyśmy robić? Jego usta ani na moment nie oderwały się od mojej szyi, ale teraz całowały inaczej, zaczęły wpijać się w nią bez opamiętania, jakby był spragniony jej smaku albo faktury, albo jeszcze czegoś innego, a jego biodra zaczęły poruszać się przy moich nieprzerwanie, wgniatając mnie coraz bardziej w drzwi. Nie przeszkadzało mi to, nic mi już nie przeszkadzało, przestałem martwić się, że przypadkiem zrobię coś nie tak, dlatego już nawet nie zastanawiałem się, gdzie go łapię, obie moje dłonie ześlizgnęły się na jego pośladki, przytrzymując te cholerne biodra w jednym miejscu, żeby nic nie było w stanie zakłócić tego perfekcyjnego tarcia, bo tylko ono się liczyło. Wciskaliśmy się tak w siebie nawzajem przez kilka długich minut, zanim w końcu wpadłem na to, żeby ściągnąć z niego koszulkę. Uniósł posłusznie ramiona do góry. Przez te kilka sekund, kiedy zostaliśmy zmuszeni się od siebie oderwać, dotarło do mnie, jak bardzo byłem zdyszany, z jak zawrotną prędkością biło moje serce i jak bardzo kręciło mi się w głowie, ale nie miałem czasu, żeby się na tym skupić, bo Hubert tylko rzucił swój t-shirt gdzieś za siebie i zaczął ciągnąć za rękawy mojej koszuli, która też wylądowała na podłodze i natychmiast z powrotem do mnie przylgnął. Nie wiedziałem, jak to opisać, to nie był do końca dreszcz, bardziej jak kopnięcie prądu, kiedy nasze ciała zetknęły się ze sobą, w końcu nieoddzielone żadnymi niepotrzebnymi warstwami. To już było prawie najbliżej, jak się dało, jego ramiona były wszędzie wokół mnie i musiało to wyglądać trochę jak szarpanina, łapaliśmy się chaotycznie gdzie popadło i przyciskaliśmy do siebie, bo nie liczyło się nic za wyjątkiem tego tarcia skóry o skórę. 
Hubert oderwał się ode mnie z cichym cmoknięciem i odsunął zaledwie na parę milimetrów. To było niemal porównywalne z szokiem termicznym, kiedy nagle straciłem otaczające mnie ciepło jego ciała, ale jedynie zacisnął palce na moich biodrach i zaczął się cofać, ciągnąc mnie za sobą. Przycisnąłem z powrotem usta do jego ust, nawet go nie całując, po prostu oddychając wydychanym przez niego powietrzem i na ślepo podążając za nim. W przebłysku świadomości otworzyłem na chwilę oczy i zerknąłem za niego, żeby upewnić się, że na nic nie wpadnie, ale w sekundę zapomniałem, że miałem to zrobić, bo w moim umyśle pojawiła się kolejna racjonalna myśl, że nadal miałem buty. Złapałem go obiema dłońmi za szyję, bo bałem się, że inaczej przerwiemy pocałunek, zahaczyłem jedną stopą o piętę buta i ściągnąłem go niezdarnie, a zaraz za nim drugi. Hubert chyba nie miał już cierpliwości ani dla butów, ani dla niczego innego, bo tym razem złapał mnie za przód dżinsów, wsunął pod nie palce i zaczął dalej za sobą ciągnąć, jednocześnie otwierając drzwi. Nie zdążyłem pomyśleć o tym, że nie było mnie jeszcze w tym pokoju, bo moje biodra szarpnęły się, rozpaczliwie chcąc znaleźć się bliżej jego dłoni. Poczułem, jak jego usta uśmiechnęły się przy moich i zdziwiło mnie, że był jeszcze na tyle przytomny, żeby rozróżniać podstawowe emocje. Ja byłem w takim uniesieniu, że gdybym miał się jakoś wyrazić, uśmiechałbym się przez cały czas, ale to byłoby upierdliwe, więc nie robiłem tego w ogóle. Znaleźliśmy się w sypialni, było kompletnie ciemno za wyjątkiem słabej poświaty latarni zza okna. Za plecami Kociaka majaczył zarys łóżka, więc zacząłem popychać go w tamtą stronę. Te ostatnie parę metrów było najcięższe do pokonania, szliśmy jak dwie pokraki, on krok przede mną, co rusz się o coś potykając, bo obaj po prostu uparliśmy się, że nie oderwiemy się od siebie choćby nie wiem co. Nagle Hubert wypadł mi z rąk, poleciał do tyłu i zapadł się z gracją w materacu, a ja rąbnąłem kolanem o drewnianą ramę łóżka i zacisnąłem wargi, żeby nie wyrzucić z siebie przychodzącego każdemu odruchowo w takiej sytuacji rozeźlonego „kurwa!”, czując przenikliwy ból w rzepce. Zamknąłem oczy, bo bałem się, że za chwilę mimowolnie napłyną mi do nich łzy i straciłem równowagę, opadając ze znacznie mniejszą gracją na niego. Zdążyłem podtrzymać się na łokciach i rwącym kolanie, które przez to zaczęło jeszcze mocniej promieniować, zanim kompletnie go przygniotłem, myśląc z ulgą, że chyba nie zauważył. 
– Boli? – szepnął. Kurwa, zauważył. 
– Nie – skłamałem przez zaciśnięte zęby. Bolało jak nie wiem, ten cholerny, przeszywający ból, który dopadał tylko, jak pierdolniesz się w rzepkę albo w duży palec, w żadnym innym wypadku. Próbowałem o tym nie myśleć, bo Kociak właśnie złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Nie wiedziałem, czy chciał w ten sposób odwrócić moją uwagę, czy po prostu był już tak nakręcony, że nic go nie obchodziło, z moim bolącym kolanem na czele. Mi na parę sekund dosłownie wszystko opadło, dopóki nie położyłem się na nim posłusznie, już nawet się nie podpierając, bo nie sądziłem, żeby moje kolano to wytrzymało. Wreszcie znaleźliśmy się w pozycji horyzontalnej na miękkim materacu i odkryłem, że kiedy toczyły w tobie walkę dwie wrogie siły, ból i podniecenie, podniecenie odnosiło miażdżące zwycięstwo. Wsunąłem ramiona pod jego plecy, żeby móc go objąć i trzymać, a on zaplótł nogę wokół mojego uda, przyciągając mnie bliżej siebie na tej strategicznej wysokości naszych bioder, najwyraźniej nie mając nic przeciwko temu, że przy każdym ruchu prawie wgniatałem go w materac, tak jak on mnie wcześniej w drzwi. Ból kolana odszedł w zapomnienie, kiedy jego usta zaczęły błądzić wszędzie, już nawet nie po mojej szyi, ale zwyczajnie po twarzy. Nigdy bym na to nie wpadł, zawsze wydawało mi się to takie niewinne, kiedy ktoś całował cię w policzek, w czoło czy w nos, ale wiedziałem, że po tej nocy już nigdy nie pomyślę o tym w ten sam sposób, a za każdym razem, kiedy ktoś pocałuje mnie w policzek, będę widział Kociaka ocierającego się bezwstydnie jak w transie przez dżinsy o mojego fiuta, a to nawet nie był prawdziwy seks, o Boże, byłem stracony.
Jak tak pomyślałem o tych dżinsach i o tym, że to nawet nie był seks, to odruchowo spojrzałem w dół i na chwilę zastygłem, bo teoretycznie wiedziałem, co zobaczę, a jednak ten widok mnie zelektryzował. To było wręcz niezdrowo podniecające, bo Kociak miał na sobie dresy, które były cienkie i miękkie, przez co wzwód pod nimi był tak wyraźny, że gdyby ktokolwiek wyszedł w takich dresach na miasto i coś by go przypadkowo podnieciło, to byłby absolutny koniec jego życia i musiałby przed społecznym wykpieniem uciekać za granicę. Więc widziałem to czarno na białym, przyciśnięte do trochę mniej oczywistego, ale równie opiętego przodu moich dżinsów. Hubert chyba zauważył, gdzie patrzyłem i nie wiedziałem, o czym w tamtym momencie myślał czy też nie myślał, ale jego dłonie bez zastanowienia sięgnęły w dół i zanim się zorientowałem, bezpardonowo rozpięły mój rozporek.
Chyba zadziałałem odruchowo, że poderwałem się na łokciach i spojrzałem na niego. Nie wiedziałem czemu, przecież niczego tak bardzo nie chciałem, jak żeby rozpiął ten cholerny rozporek. Nie oczekiwałem więcej niż to, co już się działo, zwłaszcza że to było fantastyczne, to cholerne ocieranie się o siebie przebijało jakikolwiek seks i czułem, że jeszcze trochę i dojdę w ten sposób, choć ten okres miałem już dawno za sobą, po prostu wystrzelę w spodnie jak głupi piętnastolatek, to była tylko kwestia czasu. Ale teraz on rozpiął mi rozporek, a mój kutas był twardy jak skała i błagał, żeby wsadził tam rękę i chwycił go. Ale było już za późno, Hubert zamarł. Znowu.
Zamarł na ułamek sekundy, z dłonią cały czas na krawędzi moich dżinsów. Dłonią, która po chwilowym zawahaniu z powrotem złapała za guzik i zapięła go, a zaraz po nim suwak. No czy on oszalał?
Oczywiście nic nie powiedziałem, bo miałem dzisiaj jakieś dziesięciosekundowe opóźnienie reakcji, a to było dużo nawet jak na mnie. Kociak jak zawsze działał i myślał szybciej, więc zdążył zabrać rękę, spuścić wzrok i przygryźć wargę. 
– Kuba… nie musimy robić niczego, na co nie jesteś gotowy – wyszeptał, jednocześnie wyciągając szyję, żeby pocałować mnie delikatnie w kącik ust. Nie wierzyłem, że w takim momencie był zdolny do do formowania tak składnych, skomplikowanych zdań. Niech go szlag trafi, ja miałem szczęście, jak udawało mi się wydusić pojedyncze wyrazy. Jego wyrozumiałość była ujmująca, ale była też ostatnią rzeczą, jakiej sobie teraz życzyłem. Gdyby ktoś mnie o to zapytał, to nie wiem, jakim cudem się na to odważyłem, ale wtedy myślałem inną częścią ciała i dla tej części ciała to nie był czas na bycie uprzejmym i subtelnym, to był czas na pieprzenie się w jakimkolwiek znaczeniu tego słowa. I to właśnie ona kazała mi złapać jego dłoń i przyciągnąć z powrotem tam, gdzie tak bardzo mi jej brakowało przez te kilka sekund. Nie myślałem nad tym, co robiłem, kiedy wypchnąłem biodra, praktycznie wciskając je w jego rękę. To było wręcz lubieżne, a to był ostatni przymiotnik, jakim kiedykolwiek bym się opisał. To zawsze wydawało mi się zawstydzające, lubieżność, nadmierny popęd seksualny, to wszystko było mniej więcej tak zawstydzające jak ten moment, kiedy trzymałem jego dłoń przy swoim kroczu jak jakiś desperat i bałem się spojrzeć mu w oczy. W końcu jednak to zrobiłem i zdecydowanie nie spodziewałem się tego, co zobaczyłem. Hubert patrzył prosto na mnie, a w jego oczach nie było odrobiny zażenowania, za to błyszczały, jakby płonął w nich ogień. Jego oddech był płytki i urywany, a na jego twarzy malowała się niemal fascynacja. Czekał, aż na niego spojrzę, chciał mieć ze mną kontakt wzrokowy w momencie, kiedy zacznie mnie powoli masować przez gruby materiał dżinsów, żeby widzieć mój wyraz twarzy. Sapnąłem, odruchowo spuszczając głowę, przymykając oczy i myśląc „kurwa, wreszcie”, ale z Hubertem chyba nigdy nie mogło być zbyt łatwo, bo od razu wyciągnął drugą rękę, złapał mój podbródek i uniósł go z powrotem do góry. Otworzyłem niechętnie oczy, myśląc, że on to chyba robił specjalnie, bo musiał widzieć, że całe moje ciało się do niego wyrywało i zrobiłbym w tamtym momencie autentycznie wszystko, byleby nie przestał mnie dotykać, a jednocześnie nie potrafiłem wyobrazić sobie wielu rzeczy, które byłyby bardziej zawstydzające niż patrzenie komuś w oczy w momencie, kiedy robił ci dobrze.
Kociak jednak wydawał się nic sobie z tego nie robić, bo z powrotem rozpiął sprawnie mój rozporek, wsunął dłoń do środka i złapał mojego członka całą ręką, na zmianę go ugniatając i pocierając. Dzielnie powstrzymywałem się przed odwróceniem od niego wzroku, chociaż nie byłem już w stanie panować nad swoimi reakcjami i nawet nie chciałem myśleć, co właśnie działo się na mojej twarzy. Musiałem być cały czerwony, miałem otwarte usta, przez które oddychałem głośno i spazmatycznie, ale patrzyłem posłusznie prosto na niego, a jemu chyba się podobało, bo w odpowiedzi wpatrywał się we mnie jak urzeczony. Nie rozumiałem tego, nie uważałem się za seksownego i nie sądziłem, że ktoś mógłby we mnie coś zobaczyć, ale w tym momencie patrzyły na mnie dwa prawie czarne, błyszczące ogniska oczu Kociaka, osadzone przy jego zaczerwienionych policzkach, uchylonych ustach i rozrzuconych na poduszce włosach, przez co mógłby uchodzić za króla wyuzdania. Gdyby oceniać czyjeś podniecenie po oczach, to on miał właśnie w oczach cały burdel. I ten król wyuzdania najwyraźniej uważał, że moje westchnienia i płytki oddech były seksowne, a to kompletnie nie mieściło mi się w głowie. Nie myślałem o tym zbyt wiele, bo jego kciuk właśnie musnął główkę mojego penisa w tak rozkoszny sposób, że wydałem z siebie głośny, przeciągły jęk, a moja głowa opadła mimowolnie na jego ramię. Przytuliłem twarz do jego szyi i zacisnąłem wargi na jego skórze, jak przy pocałunku, ale zostawiłem je tam, bo tak naprawdę chciałem trochę ograniczyć jęki wydobywające się z mojego gardła. Nie nalegał już, żebyśmy na siebie patrzyli, a bez tych śledzących mnie oczu byłem znacznie mniej skrępowany, zacząłem powoli wypychać biodra w kierunku jego dłoni i zanim się obejrzałem, znowu zaczęło się robić szaleńczo, bo znowu traciłem kontrolę, a za każdym razem, kiedy traciłem kontrolę, Kociak przestawał się czaić, tak sobie tańczyliśmy wokół siebie. Im szybciej ja się poruszałem, tym szybciej poruszała się jego ręka, więc zacisnąłem wargi i zęby na jego szyi, wbijając się desperacko  w jego dłoń, a jego skóra trochę tłumiła odgłosy wyrywające mi się z gardła, to nawet nie były jęki, tylko jakieś takie błagalne skamlenie i już wiedziałem, że ilekroć przypomnę sobie tę noc i ten dźwięk, będę miał ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Ale teraz to nie było ważne, bo byłem już na skraju, czułem, że mogłem wytrysnąć prosto w jego dłoń w każdym momencie. Nagle zdałem sobie sprawę z tego, że moje jęczenie prawie całkowicie zagłuszało cichsze, ale nadal wyraźne posapywanie pode mną. Ostatnimi resztkami sił spróbowałem skupić się na czymkolwiek poza własnym penisem, chociaż to było arcytrudne i dotarło do mnie, że drugą ręką, która nie była zajęta mną, Hubert dotykał się sam przez spodnie i wydawał z siebie jednostajny, niski pomruk. Jego przyjemność była cicha, nienachalna i nagle wiedziałem, że ta jego niezależność obejmowała nawet tak absurdalne obszary, był po prostu osobą, która ze wszystkim radziła sobie sama i lubiła po swojemu, niemal widziałem go, jak mówi, że po co mu inni ludzie do zaspokajania się, skoro równie dobrze mógł robić to sam. 
Mimo tej dziwnej myśli zaczęła zalewać mnie fala paniki, bo nawet go nie dotknąłem, nawet raz, myślałem tylko o swoim kutasie i o tym, żeby dojść. Byłem już tak bliski spełnienia, że niemal je czułem, ale przemogłem się, zwolniłem i uniosłem nieco głowę. Ręka Huberta też znieruchomiała, ale mnie nie puściła, a ja spojrzałem na niego i odkryłem, że w którymś momencie musiałem na tyle mocno zacisnąć zęby i wargi na jego szyi, że zostawiły po sobie zaczerwieniony, asymetryczny ślad. Kurwa, nie dość, że zupełnie olałem jego potrzeby, to jeszcze bez pytania zrobiłem mu malinkę. Równie dobrze mógłbym potraktować go jak usługi seksualne. Oderwałem wzrok od jego szyi, czując, jak po mojej twarzy rozlewa się plama wściekłej czerwieni i sięgnąłem nieporadnie do jego krocza, zawstydzony, niezdecydowany i bardzo spóźniony, bo wydawało mi się, że to już nie będzie to samo, to byłoby naturalne, gdybym zrobił to w tym samym momencie co on, a teraz przeze mnie znowu za chwilę zrobi się niezręcznie i nie wiedziałem już, czy w ogóle dało się być większym kretynem. 
Dłoń Huberta zacisnęła się w ostatniej chwili wokół mojego nadgarstka, powstrzymując mnie. Wlepiłem w niego pytające spojrzenie. Chyba komunikacja niewerbalna jeszcze u nas nie działała. Miałem nadzieję, że nadejdzie dzień, kiedy zacznie nam to wychodzić lepiej. Zakładając, że kolejny raz w ogóle nastąpi, że kompletnie go tej nocy nie odstraszę. 
Hubert ani nie odpowiedział na moje nieme pytanie, ani nie zareagował w żaden inny sposób, w zamian zaplótł jedną nogę na moim biodrze i szybkim, płynnym ruchem obrócił nas o sto osiemdziesiąt stopni, łapiąc mój drugi nadgarstek i przyciskając oba do materaca. Zamrugałem z oszołomieniem, nie mając pojęcia, co się właśnie wydarzyło, bo nagle leżałem na plecach praktycznie przygwożdżony przez Kociaka, który przytrzymywał mnie stanowczo w miejscu, nie zostawiając mi żadnego pola manewru i bez skrępowania wpijając usta w moją szyję. Zaczął wędrować nimi w dół, zatrzymując się na dłuższą chwilę na moich obojczykach i tańcząc po nich czubkiem języka. Nagle zacząłem czuć się tak, jakby otoczył mnie z każdej strony, wszędzie wokół były jego usta, jego dłonie, jego język, jego mięśnie i jego skóra, a ja ulegle się temu poddawałem. Miałem wrażenie, że chciał mnie trochę ostudzić, bo widział, w jakiej ekstazie byłem wcześniej i faktycznie w głowie zaczęło mi się nieco przejaśniać, a jednocześnie pojawiło się w niej wiele nieoczekiwanych, niepowiązanych ze sobą myśli. Jak to, że może nigdy nie myślałem o tym, że Hubert był słaby, ale nie myślałem też, że był silny jak facet, zawsze patrzyłem na niego jak na chłopca, choć był niewiele młodszy ode mnie, bo był taki smukły i… nie wiedziałem, jak to opisać, ale mężczyźni zawsze wydawali mi się nieco toporni, a on taki nie był, był bardziej zgrabny i subtelny, ale też nie do końca, bo jak się okazywało, był też silny i krzepki, gdzieniegdzie kanciasty, a gdzieniegdzie napięty i to wszystko tworzyło w mojej głowie mieszankę wybuchową. Nie wiedziałem, gdzie go zakwalifikować, bo potrafił uwięzić mnie między sobą a materacem i wcale nie byłem pewien, czy byłbym w stanie się wydostać, gdybym chciał, chyba nie, chyba dysponowaliśmy podobną siłą albo nawet mógł być silniejszy ode mnie, mimo że był niższy i drobniejszy. To nie było aż takie dziwne, w końcu obaj byliśmy mężczyznami. Po prostu dopiero teraz to do mnie dotarło, że to nie była moja kolejna dziewczyna, tyle że tym razem pod postacią Kociaka, a ja wcale nie byłem facetem w tym układzie, obaj byliśmy wszystkim w tym układzie. To było… oświecające i sprawiło, że po raz pierwszy tylko w połowie świadomie przeszło mi przez myśl, że to było coś, czego też mógłbym… potencjalnie… chcieć. Kiedyś. Żeby to on był facetem w tym układzie, a ja wtedy byłbym… sam nie wiedziałem czym, ale to wydawało się równie enigmatyczne, jak i intrygujące. Świadomość, że mogłem chcieć, żeby ktoś mnie… żeby ktoś mnie sobie wziął. To była bardzo dziwna myśl, jakby nie była moja, jakby nie była w ogóle z tej planety.
Wargi Huberta przeniosły się jeszcze niżej, teraz błądziły po moim brzuchu, w pewnym momencie zanurzając figlarnie język w moim pępku, a ja nie zdołałem się powstrzymać i wyrwał mi się cichy chichot. Poczułem, jak jego usta uśmiechnęły się w odpowiedzi przy mojej skórze, a jego dłonie złapały za krawędź moich dżinsów i pociągnęły je wprawnie w dół razem z bokserkami. To wszystko wydarzyło się bardzo szybko, nie zdążyłem ani pomyśleć, do czego to wyraźnie prowadziło, ani zdać sobie sprawy z tego, że leżałem przed nim kompletnie odsłonięty ze spodniami gdzieś na wysokości ud, chociaż on chyba nie był zbyt zainteresowany patrzeniem. Zanim zdążyłem pomyśleć cokolwiek, jego głowa uniosła się na parę centymetrów i spojrzał mi prosto w oczy, bo chyba uwielbiał mnie w ten sposób torturować, po czym kącik jego ust uniósł się ledwie dostrzegalnie, pochylił się i bez żadnych podchodów, bez pośpiechu i niemal czule objął wargami główkę mojego penisa. Moje biodra szarpnęły się konwulsyjnie i poczułem, jakby przeszedł przeze mnie prąd, gorący i lodowaty jednocześnie, odrzuciłem głowę do tyłu, moje plecy wygięły się, a z moich ust wyrwał się cholernie głośny dźwięk, który bardzo chciałbym opisać jako cokolwiek innego niż krzyk, ale uczciwie nie mogłem. W tym stanie, w którym się znajdowałem, kiedy rozpalał mnie każdy najmniejszy bodziec i potrzebowałem poczuć cokolwiek, jego usta były czystą boskością, jak niebo, raj i eldorado razem wzięte. Przez chwilę zaciskałem oczy, próbując oddychać głęboko pomiędzy tymi kwilącymi, zduszonymi jękami, które się ze mnie wyrywały, po czym zerknąłem w dół i niemal poraził mnie ten widok. Nagle patrzenie przestało być krępujące, nie mogłem oderwać od niego oczu, byłem jak spetryfikowany. To musiało dziwnie wyglądać, bo ja taki cały rozedrgany, rozpalony i ledwie łapiący oddech, a on spokojny i metodyczny, wyglądał, jakby się tym bawił, jakby próbował jakiegoś nowego, egzotycznego dania, równie dobrze mój fiut mógłby być zrobiony z czekolady. Wcale nie sprawiał wrażenia, jakby jego bezpośrednim celem było sprawienie mi przyjemności, po prostu bawił się językiem i ustami wokół mnie i to było miliard razy lepsze niż cokolwiek, bo moje życie erotycznie nie było aż tak smutne, parę razy już ktoś robił mi laskę, a w zasadzie to każda z dziewczyn, z jakimi się spotykałem i to było takie, no okej, takie trochę monotonne, że tylko w górę i w dół, i w górę i w dół i tak w kółko, sam nie wiedziałem, wydawało mi się po prostu, że tak miało być. A on tu sobie leżał przede mną bez krzty skrępowania i sprawiał wrażenie, jakby zamienianie mojego mózgu w parującą papkę było dla niego zabawą życia. To było aż bezczelne, bo zerkał na mnie co chwilę i widziałem w jego oczach to, jak bardzo był zadowolony z siebie, tym bardziej, im głośniej ja dyszałem i im mocniej wyginałem się w jego kierunku. Jeśli chciał pokazać mi, jaki był w tym zajebisty, to już mu się udało, nie musiał się tym tak chełpić, bo znowu zaczynałem być niebezpiecznie blisko. Przygryzałem wargi, żeby nie być jeszcze głośniejszym i próbowałem się nie ruszać, ale to było cholernie trudne, kiedy jego język robił to, co właśnie robił. Wyciągnąłem rękę i złapałem go za tył głowy, chyba na początku zamierzając go delikatnie odsunąć, żeby jeszcze jakoś to wszystko przedłużyć, ale kiedy to zrobiłem, zapomniałem o tym i w zamian odruchowo zacisnąłem palce w jego włosach, zanurzając się głębiej w jego ustach, praktycznie do samego końca. Jęknąłem głośno, niemal rozpaczliwie, to zabrzmiało prawie jak szloch. Z gardła Huberta wydobyło się ciche rzężenie, jakby się dławił, a ja zacisnąłem powieki, czując, że za chwilę eksploduję. Jego głowa odskoczyła bezwiednie, odetchnął głęboko i przetarł kciukiem kącik ust. Zabrałem rękę jak oparzony, byłem tak przerażony tym, że przed chwilą praktycznie go przydusiłem, że aż zapomniałem o tym, że miałem już dochodzić. 
– Boże, przepraszam – wydusiłem zażenowany. Kociak uniósł wzrok. 
– Nie przejmuj się tym – szepnął lekceważąco. Przełknąłem ślinę, a moje biodra drgnęły niecierpliwie.
– Nn… ale nie przestawaj – poprosiłem cicho, całą siłą woli zmuszając się, żeby znowu nie złapać go za głowę i nie przyciągnąć do siebie. Uśmiechnął się z satysfakcją.
– Nie zamierzałem – wyszeptał konspiracyjnie, z powrotem się pochylając. Nie ufałem kompletnie swoim biodrom, że znowu nie będą próbowały pieprzyć jego ust, bo nie miałem nad nimi żadnej kontroli, ale mogłem chociaż panować nad swoimi dłońmi, więc zacisnąłem je bezradnie na prześcieradle, żeby nie postanowiły znowu chwycić jego włosów i przytrzymać go w miejscu. Hubert teraz chyba trochę bardziej wiedział, czego się spodziewać, bo trzymał głowę stabilnie na jednej wysokości, kiedy moje biodra kołysały się rytmicznie, a mój penis wsuwał się miarowo, płytko i rozkosznie między jego wargi. Po zaledwie paru sekundach tego bezlitośnie powolnego tempa oddychałem już dużo szybciej, kwiląc nieprzerwanie pod nosem i po raz któryś już w ciągu ostatniej godziny coś zaczęło zbierać się we mnie, chcąc wydostać się na zewnątrz, czułem to na końcu języka, w opuszkach palców, w lędźwiach, rozlewające się gorącem pomiędzy moimi nogami. Moje biodra zaczęły poruszać się gwałtowniej, odchyliłem głowę do tyłu i otworzyłem usta, jakimś cudem wpadając na to, że jeśli on szybko stamtąd nie zniknie, to wystrzelę mu prosto w gardło, więc wyciągnąłem rękę, próbując na ślepo złapać jego głowę, mimo że miałem już tego nie robić, ale on tylko pacnął moją dłoń, odganiając ją, jakby była irytującą muchą, wycofał się nieco, zacisnął ciasno wargi na główce mojego fiuta i zaczął ssać, a ja poczułem, jakby moje oczy przewróciły się w tył głowy i znieruchomiałem dosłownie na sekundę, po której to w końcu nadeszło jak erupcja wulkanu. Nigdy jeszcze nie szczytowałem tak mocno, ta rozkosz była tak intensywna, że nie zdziwiłoby mnie, gdybym stracił od niej przytomność. Nawet się nie poruszałem, chyba nawet nie krzyczałem, po prostu przez kilka długich sekund przez moje ciało przechodziły potężne drgawki, cały się trząsłem, czując, jak powoli uchodzi ze mnie napięcie. Miałem jedynie połowiczną świadomość jego języka tańczącego cały czas po mojej główce, zbierającego resztki najlepszego orgazmu w moim życiu. Bardzo długo tak leżałem, nadal drżąc, wyrównując powoli oddech i próbując dojść do siebie po tym, co właśnie przeżyłem, bo nie do końca mieściło mi się w głowie, jakie to było kurewsko dobre. Kociak chyba w końcu się znudził, bo jego usta zniknęły, a ja spojrzałem w dół. Pocałował mnie jeszcze ostatni raz w sam czubek, po czym odsunął się, to było tak swobodne i tak bezpretensjonalne, jakbyśmy co najmniej robili to codziennie i przeszło mi przez myśl, że to mogłaby być moja codzienność. Teraz kiedy już o tym zdecydowałem, a i on nie wydawał się mieć nic przeciwko, to naprawdę mogło stać się moją codziennością. Czy to możliwe, że w którymś z poprzednich żyć zrobiłem coś tak dobrego, żeby na to zasłużyć?
Uniosłem się na łokciach, czując, że moje nogi nadal były jak z waty, choć minęło już na pewno kilka minut. On spojrzał na mnie z dołu, był uśmiechnięty, wyglądał na zadowolonego. Podciągnął się nieco wyżej, oparł podbródek na mojej klatce piersiowej i uśmiechnął się kpiąco. 
– Żyjesz? – szepnął złośliwie. Udawał, jego oczy błyszczały w kompletnie pozbawiony złośliwości sposób, był szczęśliwy, bo ja byłem szczęśliwy. Chciał, żebym był szczęśliwy.
– Nie wiem – odparłem równie cicho i zgodnie z prawdą, obejmując ramieniem jego plecy i przeczesując włosy palcami. Patrzył w ciszy, jak powoli odzyskiwałem czucie w ciele, a mój oddech się uspokajał. Ja patrzyłem na niego i chyba uśmiechałem się niedorzecznie. Powieki zaczynały mi opadać, ale to nie był jeszcze czas na sen. – Chodź – szepnąłem, nie wiedząc do końca, gdzie tak naprawdę chciałem, żeby przyszedł. Zanim zdążył zareagować, uniosłem się, przewracając go na plecy. Jego oczy śledziły mnie z ciekawością, kiedy pochyliłem się, składając drobny, delikatny pocałunek w miejscu, w którym jego szyja przechodziła w ramię. Po raz pierwszy całowałem go całkowicie świadomie, kiedy nie wibrowałem cały ze zniecierpliwionego podniecenia, po prostu go całowałem, bo mogłem i o ile wcześniej mój mózg próbował wszystko nadmiernie analizować, o tyle teraz byłem całkowicie spokojny. Teoretycznie wiedziałem, że nie powinienem być odprężony, że za chwilę pewnie nadejdzie nerwowość, bo on popisał się na medal, a ja szczerze wątpiłem, żebym miał szansę choć w połowie mu dorównać i to było potencjalnie bardzo żenujące, ale z jakiegoś powodu nie byłem w stanie się spiąć, zupełnie jakby ten mój wstyd był zogniskowany w mojej spermie i pozbyłem się go razem z nią. To by oznaczało, że nie odczuwałem już wstydu, bo Kociak go, kurwa, zjadł. Zaśmiałem się histerycznie w jego ramię. Spuścił wzrok, spoglądając na mnie pytająco, a ja tylko potrząsnąłem głową, nadal dusząc się ze śmiechu. Hubert chyba przewrócił oczami, ale nie byłem pewien, bo skierowałem usta niżej na jego żebra i polizałem eksperymentalnie jego skórę. Słyszałem, jak wciągnął głośno powietrze przez zęby. Przytuliłem policzek do jego brzucha i spojrzałem na niego spod rzęs. 
– Ostrzegam, to nie będzie aż tak dobre – szepnąłem przepraszająco. Hubert zmarszczył brwi.
– Nie bądź śmieszny, nie musisz – zaprotestował, kiedy zrozumiał, o czym mówiłem. 
– Chcę – oświadczyłem uparcie, w tamtym momencie całkowicie pewien swoich słów. Wstyd pulsował słabo z tyłu mojej głowy tylko, kiedy nazywałem to w myślach po imieniu, kiedy pojawiała się we mnie świadomość, że zamierzałem właśnie obciągnąć innemu facetowi, wziąć jego kutasa do ust. To było zawstydzające, owszem, ale wstyd znikał, kiedy zaczynałem myśleć o tym w kategorii zrobienia tego dla niego. Chciałem, żeby było mu dobrze, chciałem być osobą, która mu to da i chciałem tego bardziej niż się tego wstydziłem. – Chcę ciebie – dodałem szeptem. W zamierzeniu to miało zabrzmieć namiętnie, ale wyszło bardziej słodko i tkliwie. Przyglądał mi się przez chwilę bez mrugania, aż w końcu spróbował powiedzieć „okej”, ale z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk, po prostu poruszył nimi w rytmie „okej”. Wsunąłem palce pod gumkę jego dresów, pociągnąłem je w dół i znieruchomiałem dosłownie na jedno uderzenie serca, bo nie, nie spodziewałem się, że nie miał pod nimi żadnej bielizny.
Trochę stchórzyłem. Wyglądał… niby podobnie do mnie, a jednak inaczej. Nie spędzałem zbyt wiele czasu na myśleniu o męskich genitaliach i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nigdy nie uważałem ich za zbyt ładne, w ogóle żadnych genitaliów nie uważałem za ładne, wydawały mi się niezręczne i dziwne. Zsunąłem jego spodnie jeszcze niżej i przycisnąłem usta do wnętrza jego uda, bo nie chciałem się gapić, a już tym bardziej nie chciałem, żeby on patrzył, jak ja się gapiłem. To było okej, jego uda były całe pokryte miękkimi, ciemnymi, kręconymi włoskami i miło się błądziło po nich ustami. Im bardziej zmierzałem w górę, tym bardziej jego oddech przyspieszał. Kiedy już do niego dotarłem, musiałem sam przed sobą przyznać, że nie wiedziałem za bardzo, co z nim zrobić. Chwyciłem go i zacząłem wędrować eksperymentalnie wargami po całej jego długości, aż do główki. Przez kilka sekund oblizywałem ją z zaciekawieniem, wsłuchując się w jego drżący, urywany oddech. Nie było tak źle, to był taki sam fragment skóry jak każdy inny, po prostu kolejna część jego ciała, którą całowałem, bo mogłem. Z tą myślą wziąłem go do ust, zacisnąłem na nim wargi i tkwiłem tak przez chwilę, krążąc wokół niego językiem. Kociak wciągnął z sykiem powietrze, po czym zaczął mruczeć cicho, a jego dłoń złapała mnie delikatnie za szyję, smyrając włosy na moim karku i w żaden sposób mnie nie poganiając. I nagle wiedziałem, co było w tym wszystkim najpiękniejsze. Najpiękniejsze były jego reakcje, ten cichy pomruk i wyraz jego twarzy. Uniosłem wzrok i zobaczyłem, że patrzył prosto na mnie, jego oczy były pociemniałe i błyszczące od pożądania. Patrzyliśmy na siebie, a ja miałem w ustach jego fiuta i to było najintymniejsze doświadczenie w moim życiu. Ostrożnie zjechałem wargami niżej, aż poczułem, że jego główka dotyka mojego podniebienia i zakrztusiłem się. Usłyszałem nad sobą głośne sapnięcie, już nie patrzył na mnie, patrzył w sufit, mrucząc nieprzerwanie, a jego biodra zaczęły drżeć. Wycofałem się, łzy napłynęły mi do oczu, wypuściłem go z ust i nabrałem głośno powietrza. Kurwa, jakie to było trudne. Widziałem go i czułem, że był nie mniej nabuzowany całym tym wieczorem niż ja wcześniej, mogłem się założyć, że niczego nie chciał tak bardzo, jak złapać mnie za głowę i pieprzyć mnie w usta, był w końcu tylko facetem, wszyscy tego chcieliśmy. Ale nie, nie było takiej opcji, żebym miał zrobić to ponownie, zrobiłem to raz i do tej pory gardło mnie drapało od kaszlu. Nagle poczułem mimowolny respekt dla wszystkich kobiet i gejów świata. 
Pociągnąłem się na łokciach, owijając go ciasno dłonią i zaczynając poruszać nią powoli w górę i w dół. Kociak nadal sapał i nadal miał zamknięte oczy, które otworzył dopiero, kiedy położyłem się na nim połową ciała. Patrzył na mnie spod wpółprzymkniętych powiek, kiedy złapałem go za brodę i przyciągnąłem do siebie. Było tam coś więcej niż kiedy całowaliśmy się ostatnim razem, czyli kilkanaście minut wcześniej i chwilę zajęło, zanim zdałem sobie sprawę z tego, że to coś więcej to byłem ja. To było niepokojące, jak bardzo fascynująca wydała mi się ta myśl, kiedy wsunąłem język między jego wargi, cały czas czując na nim ten specyficzny smak. Boże, to było genialne. To, jak pojękiwał cicho z głębi gardła, a ja od razu połykałem te dźwięki tak, że one nigdy nie miały szansy wydostać się na zewnątrz, też było genialne, nagle wszystko zaczęło wydawać mi się genialne. Złapałem rytm, dotykałem go tak, jak dotykałem siebie i chyba jednak nie różniliśmy się tak bardzo, chyba w każdym przypadku działało to na podobnej zasadzie. Oderwałem się od niego, przyspieszając i przyglądając się jego wyrazowi twarzy, który cały czas się zmieniał. Ta ekstaza nie była oczywista, ale dało się ją wychwycić w kącikach jego zaciśniętych oczu, w jego ustach, które na zmianę otwierały się i zamykały, to było jak spektakl, od którego nie mogłem oderwać wzroku. Trudno mi było uwierzyć, że to właśnie ja to zrobiłem, że to moja dłoń doprowadzała go do tego stanu. Patrzyłem na niego całego, od jego palców u stóp zaciskających się bezwiednie na prześcieradle, przez jego biodra co chwilę odrywające się od łóżka, żeby wgnieść się w moją rękę i jego prawą dłoń wbijającą właśnie paznokcie w mój kark, aż po jego twarz i tak po prostu pomyślałem sobie nagle kocham cię. Zajebiście cię kocham, zostańmy tu na wieki wieków. Nie powiedziałem tego tylko dlatego, że wydawało mi się to jednak trochę obleśne, mówienie tego po raz pierwszy w takich okolicznościach, poza tym nie chciałem wytrącić go z równowagi, bo był najpiękniejszy na świecie dokładnie taki jak teraz, nie chciałem zawracać mu głowy głupimi słowami, zwłaszcza w momencie, w którym cały się napiął, wykrzywił się gwałtownie i pociągnął mnie za kark w dół, więc posłusznie wgryzłem się wargami w jego szyję i zassałem się na niej, zaraz przy malince, którą zrobiłem mu wcześniej, a on wciągnął głęboko powietrze, po czym wypuścił je z jękiem. Ten jęk zabrzmiał jak słowo, na dodatek bardzo znajome. Zanim zdążyło do mnie na dobre dotrzeć, że Hubert wyjęczał moje imię, poczułem, jak pomiędzy moimi palcami rozlewa się coś ciepłego, nie było tego dużo, ale nie przestałem go dotykać, więc po chwili cała moja dłoń była tym pokryta. Oderwałem się od jego szyi i zerknąłem na niego ukradkiem, na jego twarzy malowała się tak czysta ulga i euforia, że aż uśmiechnąłem się na ten widok. Złapał moją dłoń i odsunął ją od siebie, najwyraźniej nie lubił, jak się go dotykało już po, ja lubiłem, ale posłusznie zabrałem rękę i położyłem ją na jego brzuchu, kompletnie zapominając, że była cała w jego nasieniu i jeszcze bardziej rozmazując je wszędzie wokół. Kociak nie wydawał się tym przejmować, nawet nie otworzył oczu, a ja miałem wrażenie, jakby wraz z jego orgazmem i ze mnie zeszło napięcie. Oparłem czoło na jego klatce piersiowej, wypuszczając ciężko powietrze. Przez chwilę tkwiłem w bezruchu, czując, jak moja głowa unosi się i opada wraz z każdym jego zmęczonym, nierównym oddechem. Po kilku minutach wsłuchiwania się w nasze głośno bijące serca Hubert w końcu poruszył się niemrawo, więc uniosłem głowę. Spojrzałem na niego, po raz setny tego dnia czując się niezręcznie i nie wiedząc, co powiedzieć. Na szczęście Kociak jak zawsze nie miał tego problemu, bo zmierzył mnie spojrzeniem od stóp do głów i uniósł brew.
– Zdecydowanie heteroelastyczny – odezwał się spokojnie. Parsknąłem śmiechem w jego ramię.
– Może jak wytniesz „hetero” – poprawiłem go, uśmiechając się krzywo. Przesunąłem się nieco tak, że teraz leżałem na nim całym ciałem, a nie tylko połową. Nie wyglądał, jakby miał coś przeciwko temu. Poczułem coś mokrego na brzuchu i nie byłem pewien, czy się roześmiać, czy skrzywić. Jasne, jeszcze bardziej oblepmy się spermą.
– Czyli w ostateczności może być? – zapytał ostrożnie, zupełnie jakby na zdrowy rozsądek wiedział, że było mi dobrze, ale mimo to musiał się upewnić, żeby wiedzieć, na czym stał. Uniosłem brwi.
– Może być? – powtórzyłem sceptycznie, po czym z powrotem położyłem głowę na jego klatce piersiowej. Oczy mi się zamykały. – Może być, też coś – mruknąłem, z jakiegoś powodu brzmiąc na niemal urażonego, choć nie wiedziałem, czym dokładnie byłem urażony. Tym, że był w tym zbyt dobry i wpędzał mnie w kompleksy? No cóż, równie dobrze mogłem to powiedzieć. – Rany, naprawdę powinieneś poważnie rozważyć robienie tego zawodowo – dodałem, natychmiast się czerwieniąc, bo nie do końca tak chciałem to ująć. Poczułem, jak Kociak zatrząsł się pode mną ze śmiechu.
– Powinienem zostać męską prostytutką? – upewnił się, a w jego głowie pobrzmiewało lekkie niedowierzanie. 
– Gwiazdą porno – poprawiłem go spokojnie, zupełnie już nie zastanawiając się, co wypadało z moich ust. Znowu się zaśmiał. 
– Dzięki za wskazanie mi powołania – prychnął oschle, wsuwając palce w moje włosy i głaszcząc powoli tył mojej głowy, żeby nieco złagodzić wydźwięk tych słów. – Jakby ze sztuką nie wyszło… – urwał sugestywnie, a ja zaśmiałem się cicho, wciskając nos w jego klatkę piersiową i biorąc głęboki oddech, po którym zacząłem śmiać się znacznie głośniej. Nagle poczułem się, jakbym był naćpany i prawdopodobnie byłem naćpany nim i całą tą sytuacją. Przez chwilę miałem absurdalną ochotę wyjść nago na balkon i krzyknąć do każdego, kto by mnie słuchał, że ej, znacie Huberta Kocińskiego? Właśnie się z nim przespałem! Było zajebiście! Zaśmiałem się nieco bardziej histerycznie, mając świadomość tego, że Hubert wpatrywał się we mnie, jakby zaczął podawać w wątpliwość moją stabilność psychiczną i zastanawiać się, w co on się, do cholery, wpakował. 
– To taki twój fetysz, że zawsze śmiejesz się po? – zapytał zaintrygowanym tonem, a ja potrząsnąłem głową, żeby pokazać mu, że chętnie odpowiedziałbym na to pytanie, ale nie mogłem przestać się śmiać. Hubert wpatrywał się we mnie z niepewnym rozbawieniem, a ja chichotałem jak głupi, moja twarz była już cała obolała ze śmiechu. Przycisnąłem usta do jego skóry, usilnie próbując nad sobą zapanować. 
– Jesteś taki dziwny – wyszeptał Hubert nad moim uchem, a ja nie mogłem nie przyznać mu racji. Może i byłem dziwny, ale w tym momencie byłem bardziej ukontentowany niż kiedykolwiek wcześniej i po prostu cholernie szczęśliwy, więc kompletnie mnie to nie obchodziło. W końcu zmęczyłem się śmianiem i zacząłem oddychać uspokajająco. Minęło kilka długich minut, zanim postanowiłem się odezwać.
– Powinniśmy iść się umyć – zasugerowałem cicho, a kiedy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, otworzyłem jedno oko. – Kocie? – dodałem, zastanawiając się, czy przypadkiem nie zdążył zasnąć. Nie wiem, skąd wzięło mi się to określenie, po prostu był kotem, więc mówienie tak do niego wydawało się całkowicie uzasadnione. Nawet nie Kociak, Kociakiem był dla wszystkich, to było jak pseudonim artystyczny. Ale poza tym był też po prostu kotem, to był fakt.
– Mm? – mruknął niemrawo, brzmiąc, jak był na granicy snu.
– Powinniśmy iść się umyć – powtórzyłem. 
– Nie, powinniśmy zostać tu pokryci spermą już na zawsze – nie zgodził się całkowicie poważnym tonem i wszystkie moje wysiłki poszły na marne, bo znowu zacząłem się śmiać. Tym razem zdołałem uspokoić się nieco szybciej, wziąłem jeszcze dwa głębokie oddechy i wyszeptałem z rozbawioną czułością: 
– Okej, jak sobie życzysz.
Hubert nie odpowiedział, więc podejrzewałem, że zdążył odpłynąć, kiedy ja dusiłem się ze śmiechu. Pokręciłem jeszcze do siebie głową, samemu przymykając oczy. Przez dłuższą chwilę leżałem, dryfując na granicy snu i jawy, wsłuchując się w jego spokojny, równy oddech i delektując się dotykiem jego ciepłej, nieco klejącej od wyschniętego potu skóry pod moimi palcami i pod moim policzkiem. To było surrealistyczne, odrobinę przytłaczające i bezgranicznie wspaniałe.
– Naprawdę mógłbym się w tobie zakochać – wymamrotał rozespany głos, a ja jakimś cudem zdołałem nie poderwać się w zdumieniu, kiedy po kilku sekundach dotarło do mnie znaczenie tych słów. Zerknąłem na niego kątem oka, ale nie patrzył na mnie. Wyglądał, jakby spał, ale wiedziałem, że nie wymyśliłem sobie tych słów ani się nie przesłyszałem, naprawdę to powiedział. Moje serce zaczęło dudnić tak głośno, że przez chwilę bałem się, że go obudzę. Miałem świadomość tego, że to było trochę absurdalne, w końcu nie wyznał mi przecież miłości, wyznał mi tylko potencjalną miłość. Przez sen. A jednak na ten moment w zupełności mi to wystarczyło.
– Ja w tobie też – szepnąłem ledwo słyszalnie w jego szyję, po czym zamknąłem oczy. Jeśli mnie słyszał to w porządku. Jeśli nie to trudno.

6 komentarzy:

  1. Aż mi się zachciało przeczytać całe od nowa. Uwielbiam :)
    Torisa

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ten przerywnik.W opowiadaniu wiadomo było, że chłopaków do siebie ciągnęło ale nie było tak dokładnej opisanej sceny seksu. Myślę ,że trochę tego brakowało. Ale i tak Zejdź na Ziemię jest moim faworytem wśród książek m-m. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze dopiero jak napisałaś o tym braku scen miłosnych to sobie to uświadomiłam, a nawet powiem szczerze, że trochę nie dowierzałam, bo jakoś w ogóle nie odczułam ich braku. No ale Ty wiesz lepiej co napisałaś ;) Bardzo mi się podobała ta scenka i jakoś tak zatęskniłam za Kociakiem i Kubą. Myślę, że jak tylko znajdę trochę czasu to przeczytam to raz jeszcze :) Albo może poczekam na tą ulepszoną wersję ? 😀 Tak czy inaczej dziękuję za ten wciągający przerywnik i jak zawsze weny i czasu by ją wykorzystać życzę 😚

    OdpowiedzUsuń
  4. Oho, jaki cudny rozdział. Nie spodziewałam się, że po całym tym czasie weźmie Cię na pisanie scen erotycznych z tą dwójką, to byłoby naiwne marzenie, a jednak! Bardzo się cieszę. Samych scen w opowiadaniu nigdy mi jakoś ogromnie nie brakowało, bo sama historia Kuby i Kociaka jest świetna, ale jednak... dobre porno jest dobre. Także dziękuję, zadowoliłaś mój thirsty tyłek.
    I w ogóle, jak ja za nimi tęsknię, jejku :( Tyle już razy czytałam to opowiadanie, ale nigdy mi się nie znudzi. Bardzo, bardzo je kocham. To jedna z moich ulubionych par z opowiadań, a trochę ich już tam czytałam.
    To pozdrawiam cieplutko, weny! Nie pogardziłabym jeszcze jakimś kolejnym rozdziałem, ale nic na siłę, chłopcy zasługują na najlepsze :)
    Ruttan

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak wyżej, dobre porno jest dobre. Cieszę się, że w końcu dałaś się na to namówić, bo to nawet nie było dobre - było doskonałe. Według mnie świetnie to wszystko połączyłaś. Pierwszy seks z wulgarnością, która wcale nie razi, nie powoduje dyskomfortu, a na swój sposób podnieca tak, że odczuwasz to samo co Kuba, chociaż nie ma przy tobie Kociaka, a siedzisz w fotelu z Ikei z kawą i pod kocykiem.
    Jestem absolutnie zakochana w twoim stylu pisania i w tym jak świetnie oddajesz uczucia swoich postaci. Trochę się bałam pod tym względem tego rozdziału, bo miałam wrażenie, że przy "Nocą nie widać tu gwiazd" trochę tego zabrakło, a od "Zejdź na ziemię" minęły jakieś dwa lata (!), ale wciąż doskonale czujesz Kubę, a ją razem z nim (i Tobą?).
    Nie mogę się doczekać, aż kupię książkę, fizyczną taką papierową. Chyba strzele w preorderze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    rewelacyjnie, wspaniale to opisałeaś, to takie ciągłe myślenie, zastanawianie się Kuby, ale i Hubert och tak...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń