środa, 17 września 2014

Rozdział V, w którym świat mimo wszystko dalej się kręci


 

Rozdział V,

w którym świat mimo wszystko dalej się kręci

 

         "Yeah, I'm looking to the sky to save me,
         Looking for a sign of life.
         Looking for something to help me burn out bright.
         I'm looking for a complication,
         Looking cause I'm tired of lyin'.
         Make my way back home when I learn to fly high."*


         8 grudnia 2012 r.

        Następnego ranka praktycznie nie nadawałem się do życia, ale na szczęście była sobota. Nie byłem w stanie na niczym się skupić, siedząc przy stole w kuchni z kubkiem kawy, która smakowała jak on, i gapiąc się tępo w przestrzeń. Adrenalina opadła i pozostały tylko myśli, natrętne, wwiercające się w moją głowę, nie pozwalające mi normalnie funkcjonować. Nigdy jeszcze nie byłem tak bezradny i tak zagubiony, nigdy tak bardzo nie czułem, że nie kontroluję siebie i swojego życia. Miałem wrażenie, że przez długi czas oszukiwałem się, że nic się nie wydarzy, choć wiedziałem, że się myliłem. Jak mogłem być taki głupi? Jak mogłem tak dać się zapędzić w kozi róg?
         Na domiar złego i tego dnia wszyscy ludzie postanowili bez przerwy do mnie dzwonić. Wzdrygałem się na każdy dźwięk telefonu, bojąc się spojrzeć na wyświetlacz, a jednocześnie modląc się, żeby to był on. Nie wiedziałem, co chciałbym usłyszeć. Mógłby zadzwonić i powiedzieć, że to był błąd, pomyłka, a mi wtedy pękłoby serce, ale przynajmniej miałbym problem z głowy. Jakoś z czasem bym się z tym pogodził. Ale mógł też powiedzieć, że to nie była pomyłka, a wtedy... wtedy problem co prawda wciąż by istniał, ale przynajmniej ja byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Wyobrażałem sobie, że dzwoni i mówi mi, że jemu też na mnie zależy. To, że ty jesteś zakochany w nim nie sprawia, że on od razu będzie zakochany w tobie, idioto. To nie tak działa. Zresztą nawet nie byłem pewien, jak bym zareagował na coś takiego. Niczego już nie byłem pewien i czułem się żałośnie. Miałem wrażenie, że od miesięcy czułem się na zmianę żałośnie i fantastycznie. Strasznie mnie to męczyło.
        Kiedy po raz kolejny z bijącym sercem sięgnąłem po telefon tylko po to, by zobaczyć, że dzwoniła moja głupia siostra, zwyczajnie odrzuciłem połączenie. Cokolwiek miała mi do powiedzenia, nie mogło mi to pomóc.
        – Rany, Kuba, co się dzisiaj z tobą dzieje? – zapytała Dona, wchodząc do kuchni. Odwróciłem się, spoglądając na nią mętnym wzrokiem, i wzruszyłem ramionami. – Gdzie cię wczoraj wywiało?
        – Wyszedłem wcześniej, byłem zmęczony – skłamałem obojętnym tonem, sam nie wiedząc, dlaczego. Przecież mogłem powiedzieć, że byłem z Kociakiem, zwłaszcza, że ostatnio spędzałem z nim niemal cały czas. Nie było w tym niczego podejrzanego, Dona na pewno by się nie domyśliła.
         – Wiesz co, nie wiem, skąd biorą się te twoje ostatnie wahania nastrojów, ale jesteś gorszy niż kobieta w ciąży. Powiesz mi, w czym problem? – zapytała delikatnym tonem, siadając naprzeciwko mnie i wpatrując się we mnie przenikliwie. Westchnąłem, przez chwilę mając ochotę powiedzieć jej o wszystkim, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu. Już prędzej powiedziałbym Duśce z jednego prostego powodu – nie było jej tutaj. Donę miałem na głowie cały czas i choć wiedziałem, że byłaby wyrozumiała, musiałbym znosić jej wymowne spojrzenia i wszechwiedzące uśmieszki, a to stanowczo nie było mi potrzebne. Nie miałem jednak serca całkowicie jej zbyć.
       – Słuchaj, powiem ci, ale... jeszcze nie teraz – powiedziałem po kilkunastu sekundach ciszy. Nie osiągnąłem sukcesu, ponieważ Donę jeszcze bardziej to zaniepokoiło.
         – Ale... wszystko w porządku, prawda? – zapytała niepewnie.
        – Myślę, że będzie... kiedyś. Wszystko... wszystko mi się trochę popierdoliło, ale dam sobie z tym radę. I wtedy ci powiem, okej? – obiecałem, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. Westchnęła i poddała się, choć nadal nie wyglądała na przekonaną.
        – Okej. Tylko pamiętaj, że cały czas tu jestem... – Zanim zdążyła dokończyć zdanie, mój telefon wydał krótki, melodyjny dźwięk. Chwyciłam go błyskawicznie, po czym przymknąłem oczy z obawy. Dona uniosła wysoko brwi.
         Otworzyłem oczy. Jedna nowa wiadomość od: Kociak. Wziąłem drżący oddech i kliknąłem „wyświetl”.

         „Chodźmy na kawę.”

         Moje serce zatrzymało się na chwilę, po czym wznowiło swój bieg z dwukrotną prędkością. Przełknąłem ślinę. Na kawę... to znaczy? Na kawę tak, jak zawsze? Na kawę w znaczeniu, że na randkę? Zacząłem nieco panikować na tę myśl. Ta wiadomość w zasadzie w żaden sposób nie sugerowała mi ani nastroju Kociaka, ani jego opinii na temat tego, co wydarzyło się poprzedniej nocy, ale przynajmniej się odezwał. Był to jakiś krok do przodu.

         „Ok. Mogę być na rynku za godzinę.” – odpisałem.

         Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast:

         „Za chwilę zaczynam korepetycje, będę wolny za jakieś dwie godziny. O 14 w Czekoladzie.”

         Wypuściłem wstrzymywane powietrze i wysłałem krótkie: „Ok”. Czyli miałem dwie godziny. Czułem, że powinienem się jakoś przygotować, ale nie byłem pewny, jak mógłbym to zrobić. Uniosłem wzrok znad wyświetlacza i napotkałem zaskoczone spojrzenie Dony.
       – Co? – zapytałem, będąc myślami już zupełnie gdzieś indziej i nie mając świadomości tego, jak dziwacznie się zachowywałem. Dziewczyna tylko pokręciła głową z rezygnacją.
          – Kto do ciebie napisał?
         – Mówiłem już, że powiem ci niedługo – rzuciłem, wstając od stołu, po czym skierowałem się do swojego pokoju, zostawiając ją samą w kuchni.
         Dwie godziny. Nie byłem co prawda pewny, jakiej i na co odpowiedzi szukałem, ale miałem nadzieję, że za dwie godziny dostanę jakąkolwiek. Niepewność mnie wykańczała.

***

       Oczywiście musiałem wygooglować, gdzie znajdowała się Czekolada. W ciągu ostatniego miesiąca dowiedziałem się, że praktycznie nie znałem miasta, w którym mieszkałem od pięciu lat. Kociak potrafił wymienić z miejsca pięćdziesiąt miejsc, do których można było pójść.
         Kociak to, Kociak tamto, Kociak wszystko.
         Na miejscu byłem kilka minut przed czasem. Knajpka była przyjemna, pełna małych stoliczków i dużych, wygodnych puf. Zamówiłem espresso, którym zakrztusiłem się przy pierwszym łyku, tak bardzo było mocne, ale espresso wydawało mi się w pewien sposób atrakcyjne, ponieważ on pijał espresso. Zdążyłem wypić całe, zanim Hubert przyszedł, gdyż spóźnił się prawie piętnaście minut. W końcu zobaczyłem, jak zbliża się szybkim krokiem, z rozwianymi włosami, w których tkwiły płatki śniegu. Miał na sobie granatowy płaszcz, a na nosie duże okulary w grubych oprawkach. To mnie zaskoczyło. Kociak nosił okulary?
       – Cześć – rzucił zdyszanym tonem, kładąc torbę na pufie koło siebie. Odgarnął włosy z twarzy. – Przepraszam, że się spóźniłem.
         – Nic się nie stało – odparłem automatycznie, nie mogąc oderwać od niego oczu. Błądziłem wzrokiem po jego twarzy, wychwytując każdy najmniejszy szczegół, każdą zmianę. Oczy nadal miał podkrążone, ale wyglądał już trochę lepiej. Jego postawa była nieco inna, jakby obronna i nieufna, co mnie zaniepokoiło. Spojrzałem na jego usta i natychmiast przypomniałem sobie, jak poprzedniej nocy... O Boże, takie myśli mogą się naprawdę źle skończyć. Odchrząknąłem, próbując się ponownie skupić. Nie przyszedłem tu po to, żeby o nim fantazjować! Przecież wiedziałem, co chciałem powiedzieć! No, powiedzmy...
         – Nie wiedziałem, że nosisz okulary – wypaliłem. Zaraz, chyba nie o tym zamierzałem mówić.
        Kociak wzruszył ramionami.
        – Zwykle mam soczewki, ale te nawet lubię – odparł beztroskim tonem. – Bez nich praktycznie nic nie widzę, mój wzrok jest fatalny.
       Podeszła do nas kelnerka i Kociak, podobnie jak ja wcześniej, zamówił espresso. Ja wziąłem gorącą czekoladę, bo nie wmusiłbym w siebie kolejnej kawy, a jeśli atmosfera zrobi się niezręczna, będę miał przynajmniej czym zająć ręce.
        Siedziałem w napięciu, nie wiedząc, jak zacząć temat. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był bardziej zestresowany. Kociak zaczął coś opowiadać o dzisiejszych korepetycjach i sprawiał wrażenie zrelaksowanego, ale już trochę go znałem i dostrzegałem różnicę. Jeśli dobrze mu się przyjrzeć, można było zauważyć, że był nieco spięty, a w jego oczach był jakiś dystans, którego wcześniej w nich nie widziałem. Chwilami niemal miałem wrażenie, że spoglądał na mnie ostro, jakby z dezaprobatą. Natychmiast zrobiło mi się przykro i stwierdziłem z zaskoczeniem, że w którymś momencie pojawiło się między nami jakieś takie połączenie, że kiedy on był niezadowolony, ja momentalnie też traciłem humor.
         – Dziewczyna miała czytać tekst i na samym końcu zamiast „blame me” przeczytała „blow me”, i jeszcze spojrzała na mnie taka dumna z siebie. Naprawdę nie wiem, jak to zrobiłem, że nie wybuchnąłem śmiechem... – kontynuował Kociak, kręcąc głową z politowaniem. Wyszczerzyłem zęby, próbując wyobrazić sobie tę scenę, i przez chwilę rzeczywiście poczułem się lepiej. Czy mi się zdawało, czy starał się sprawić, żebym bardziej się zrelaksował?
          Nie mogłem dłużej czekać.
         – A wyspałeś się w końcu? – zapytałem pozornie niewinnym tonem, który prawdopodobnie nikogo nie oszukał.
         – Tak, spałem całą noc jak dziecko. To znaczy, właściwie pół nocy – odparł, sącząc łyk kawy. – W ogóle to dzięki za podwiezienie – dodał zdawkowo. Nie potrafiłem zinterpretować jego tonu.
       – Już dziękowałeś. Zresztą nie masz za co – rzuciłem, machając ręką. – Pamiętasz wszystko? Nieźle wczoraj zabawiłeś – stwierdziłem, udając neutralność. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że mógłby przecież tego nie pamiętać, w końcu był nieco pijany i bardzo rozespany. Nie byłem pewien, czy to byłoby dobrze, czy źle. Z jednej strony, byłbym nadal bezpieczny. Z drugiej, prawdopodobnie eksplodowałbym z niepewności. Wyraz twarzy Kociaka natychmiast spoważniał.
         – Tak, alkohol i brak snu nie okazał się najlepszym połączeniem – powiedział powoli, patrząc na mnie w zamyśleniu. – Pamiętam, jak mnie pocałowałeś – dodał zupełnie obojętnym tonem, a jego spojrzenie stwardniało.
         I cała moja nadzieja runęła. Przełknąłem ślinę.
         A więc stawiamy na bezpośredniość. Nie powiem, że się tego nie spodziewałem, ale nie miałem taktyki na tę okoliczność. W ogóle żadnej nie miałem.
         – Jesteś... jesteś na mnie zły? – zapytałem cicho, bo zdecydowanie sprawiał takie wrażenie. Przekląłem to, jak żałośnie brzmiał mój głos. Hubert przez chwilę nie odpowiadał, wpatrując się we mnie w zamyśleniu.
          – Jeszcze nie wiem – odparł w końcu. – Nie rozumiem, dlaczego to zrobiłeś.
         Dlaczego? No właśnie, dlaczego... Czyżbym sam nie zadawał sobie wielokrotnie tego pytania? I ja znałem odpowiedź, ale raczej nie mogłem powiedzieć, że to dlatego, że się w nim zakochałem. Skutki mogłyby być dość katastrofalne.
         – Ja... ee... – zająknąłem się, uciekając wzrokiem w dół. Brawo, Kuba, naprawdę odkrywcze. Zachowałeś się też bardzo odważnie.
         – Po prostu myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – dodał Hubert, wciąż brzmiąc spokojnie i beznamiętnie.
         – Oczywiście, że jesteśmy! – zaprotestowałem ostro. Skąd w ogóle przyszło mu do głowy, że nie jesteśmy?
       – Więc jesteśmy przyjaciółmi, ponieważ się polubiliśmy, czy jesteśmy przyjaciółmi, bo od początku chciałeś mnie przelecieć? Nie wiem, czy wiesz, ale te dwie rzeczy naprawdę nie idą ze sobą w parze – oświadczył kpiąco, a ja zakrztusiłem się łykiem czekolady, który właśnie próbowałem wziąć ze względu na niezręczną atmosferę. Zacząłem kasłać, wpatrując się w niego w szoku, głównie przez to, jak neutralnym tonem udało mu się wypowiedzieć to zdanie.
        – Co? Ja... ja nie... – Już chciałem powiedzieć, że to nie było tak, jak myślał, ale zorientowałem się, jak bardzo, bardzo źle by to zabrzmiało. Odkaszlnąłem ostatni raz.
         – Słuchaj, Kuba, widzę, że nie wspinasz się dzisiaj na wyżyny swojej elokwencji, więc ja będę mówił, okej? – Poczułem się potwornie zawstydzony, ale kiwnąłem posłusznie głową. Może rzeczywiście tak będzie najlepiej. – Mam dosyć ludzi, którzy udają, że ich obchodzę, a tak naprawdę chodzi im tylko o jedno. I mam dosyć ludzi, którzy traktują mnie jak eksperyment. – Próbowałem natychmiast zaprotestować, ale nie pozwolił mi na to. – Widziałem już to, co ty teraz robisz. Wiem, że jesteś zdezorientowany, i wiem, że nie wiesz, czego chcesz, ale to, co właśnie próbowałeś zacząć, nie skończyłoby się dobrze. Ostatecznie ty byłbyś zraniony, ja byłbym zraniony, i twoja dziewczyna byłaby zraniona.
        Słuchałem go w ciszy, zastanawiając się, dlaczego musiał być tak cholernie logiczny. Wiedziałem, że prawdopodobnie miał rację, ale nie, nie byłem w stanie się z tym pogodzić.
        Próbowałem zapytać sam siebie, co zamierzałem zrobić? Albo raczej, co byłbym skłonny zrobić? Zerwałbym dla niego z Ewą, wyszedłbym z szafy? Przecież ja nawet nie czułem się gejem, nie identyfikowałem się z tym. Spędziłbym resztę życia z facetem? Powiedziałbym o tym moim rodzicom? Naraziłbym się na dyskryminację? Przecież nie byłem głupi, wiedziałem, jak to wyglądało. Czy poszedłbym z nim do łóżka?
         ...To ostatnie zdecydowanie tak.
        Kurwa, dlaczego wcześniej nie zastanowiłem się nad tymi rzeczami? Nie, nie byłem pewien, czy byłbym skłonny zrobić to wszystko.
         Hubert najwyraźniej doskonale wiedział, o czym właśnie myślałem, bo jego spojrzenie nieco złagodniało.
         – Dobra... słuchaj, Kuba... – zaczął, po raz pierwszy tego dnia brzmiąc nieco niepewnie. – Tak naprawdę nie przyszedłem tutaj, żeby cię opierdolić.
         – W takim razie cieszę się, że i tak to zrobiłeś – wtrąciłem cicho, uśmiechając się lekko.
         – Cóż, zasłużyłeś – odparł bez wahania. – Ale tak naprawdę to chcę ci pomóc.
         – Dlaczego miałbyś chcieć mi pomóc? – zapytałem bez zrozumienia.
        – Ponieważ bardzo, bardzo cię lubię, a nie lubię wielu osób – odparł zwyczajnie, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech bez udziału mojej woli.
         – „Lubisz” lubisz? – zapytałem, pokazując palcami cudzysłów. Hubert parsknął śmiechem.
          – To nieważne. – Chciałem się jeszcze przez chwilę z nim podroczyć, ale nie dał mi szansy. – Nie zamierzam mówić ci, co masz robić, ale proszę, żebyś zaufał mi, że ja wiem, co robię. – Hubert przymknął na chwilę oczy i potarł twarz, najwyraźniej zastanawiając się, jak ująć w słowa to, co chciał powiedzieć. – Naprawdę, jeśli będziesz w to dalej brnął, to dotrzesz do momentu, w którym nie będziesz mógł się wycofać, a to często nie jest ani ładne, ani miłe, więc... Jeśli nie jesteś w stu procentach pewien, że tego właśnie chcesz, to... po prostu nie rób tego. Okej?
         Poczułem, że zalewa mnie jakieś wewnętrzne ciepło, bo... on naprawdę chciał dla mnie jak najlepiej. Jeśli – jeśli – rzeczywiście lubił mnie bardziej niż lubi się zwykłego kumpla, a mimo to przedkładał moje dobro ponad swoje, to czyniło go to bardzo bezinteresownym. A jeszcze przed chwilą twierdził, że był egoistycznym gówniarzem.
         – Czyli bierzesz pod uwagę możliwość... to znaczy... mogę zdecydować, że...? – zaplątałem się nieco, nie będąc pewnym, o co dokładnie pytałem. Hubert uniósł brwi.
          – Zrobisz, co będziesz chciał. Ale ja też zrobię, co będę chciał, okej?
         Pokiwałem głową. To wydawało się fair.
         – Słuchaj, jak myślisz... – zacząłem, krępując się nieco przed zadaniem tego pytania. Kociak spojrzał na mnie wyczekująco, zachęcając mnie, bym kontynuował. – Czy uważasz, że to znaczy, że jestem... na sto procent...? – zawahałem się, mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodziło, bez konieczności mówienia tego na głos. Oczywiście zrozumiał.
        – Nie – oświadczył stanowczym tonem, nie pozwalając mi dokończyć. – To nie oznacza, że jesteś gejem. To w ogóle nic nie oznacza. Pociągali cię kiedykolwiek inni faceci? – zapytał obcesowo.
         – Nie! – zawołałem niemal w panice, po niczym zaczerwieniłem się, zniżając głos. – Nie – powtórzyłem ciszej. Hubert uśmiechnął się z satysfakcją, jakbym właśnie udowodnił jego punkt widzenia.
         – No właśnie, czyli żaden z ciebie rasowy pedał. Prędzej jesteś po prostu... heteroelastyczny – stwierdził z zastanowieniem. Parsknąłem śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, na co po raz pierwszy tego dnia Hubert uśmiechnął się do mnie szczerze, tak, jak zawsze. – Ludziom podobają się ludzie, Kuba, to naturalne. Myślisz, że gdyby spodobała mi się jakaś laska to stwierdziłbym, że nagle jestem hetero? Seksualność jest płynna. Słyszałeś kiedyś o skali Kinseya? To, że raz pocałowałeś faceta, nie oznacza jeszcze, że jesteś gejem. Możesz być, ale nie musisz. Możesz być bi. Możesz być wszystkim pomiędzy.
         Gdy to usłyszałem, odetchnąłem z ulgą, ale gdzieś głęboko poczułem również ukłucie rozczarowania. Nie byłem? Na pewno?
         Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. Nagle Kociak zapytał o coś, o co bardzo nie chciałem, żeby zapytał.
         – Podobało ci się bardziej niż kiedy całowałeś się z dziewczynami? – zapytał takim tonem, jakby badał obiekt naukowy, a nie pytał o to, czy kogoś podnieciło całowanie się z nim. Zaczerwieniłem się, odwracając wzrok, na co Hubert uśmiechnął się z satysfakcją. – Okej, nie musisz odpowiadać. – Czy mi się zdawało, czy wyglądał na bardziej zadowolonego z tego faktu niż powinien być w przypadku, gdyby mu to po prostu schlebiało? To dało mi iskierkę nadziei.
         Nagle coś mnie zastanowiło.
         – Powiedziałeś, że widziałeś już, jak ktoś robi dokładnie to samo, co ja. Co miałeś na myśli? – zapytałem z zaciekawieniem, czując się niepewnie jak zawsze, gdy odważyłem się wkroczyć z nim na personalne tematy. Hubert odetchnął głęboko i dopił ostatni łyk kawy, najwyraźniej zastanawiając się, czy podzielić się ze mną akurat tą kwestią. Po chwili w końcu się odezwał:
       – Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że kiedyś wplątałem się w mały skandal? – zapytał, a ja bez słowa pokiwałem głową. Nie byłem jedynie przekonany, czy aby na pewno był taki mały. Kociak zaczął opowiadać. – Jak byłem na pierwszym roku, polubił mnie wykładowca. Polubił mnie na tyle, że zaczęliśmy spotykać się poza uczelnią. Chodziliśmy na kawę, na piwo, czasem na obiad. Rozmawialiśmy o sztuce, uważał, że mam talent. Był bardzo uzdolnionym artystą i był dla mnie czymś w rodzaju mentora. Na początku sądziłem, że to było czysto niewinne, on miał żonę i dzieci, więc nic innego nawet nie przyszłoby mi do głowy. Potem... potem już nie byłem tego taki pewien, ale raczej mnie to bawiło i może trochę mi schlebiało. Zanim zrobił jakikolwiek ruch, byłem w nim już tak beznadziejnie zakochany, że w zasadzie mógł ze mną zrobić, co chciał, a ja się na to godziłem, chociaż to nie było fair w stosunku do nikogo. Oczywiście ukrywaliśmy się... to trwało miesiącami. Żeby nie przedłużać... jego żona się dowiedziała, wielki, rodzinny dramat... rozwiedli się. Jakiś czas później strasznie się pokłóciliśmy i powiedział, że... – Jego głos trochę się załamał. – Powiedział mi, że nie byłem tego wart – dokończył, wzruszając ramionami, próbując zbagatelizować całą sprawę, choć wydawało go drżenie jego głosu. – Tak czy inaczej, potem wyjechał do Stanów pracować nad jakimś projektem. Nie uczy już tutaj. A jakiś czas później cały wydział się dowiedział. Jemu już było wszystko jedno, ale ja przeszedłem przez małe piekło. No i stąd wzięła się moja tragiczna reputacja – zażartował, szczerząc zęby.
         Uśmiechnąłem się blado, chociaż moja pierwsza myśl brzmiała: „Jak ktokolwiek mógł powiedzieć, że Kociak nie był czegoś wart?”. Ze wściekłości zrobiło mi się niemal biało przed oczami, ale opanowałem się, bo widziałem, że cała ta sprawa nadal bardzo go bolała, i nagle zrozumiałem, dlaczego zareagował na mnie z taką przezornością. Zdałem sobie też sprawę z tego, że nigdy wcześniej aż tak się przede mną nie otworzył, i znowu zrobiło mi się ciepło na sercu.
          Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, więc jedynie wpatrywałem się w niego z miną zbitego psa. Kociak przewrócił oczami.
        – Przestań się nade mną litować, to naprawdę było dawno temu. Przeszło mi – zapewnił mnie, uśmiechając się. – Po prostu teraz jestem mądrzejszy.
          – Nie zrobiłbym ci czegoś takiego – powiedziałem, choć tak naprawdę wcale nie byłem przekonany. Kto wie, co zrobiłbym w takiej sytuacji? Hubert uśmiechnął się wyrozumiale.
         – Kuba, ja naprawdę trochę cię już znam i wiem, że nie masz złych intencji, ale zrozum, że... on też nie miał. Nie był złym człowiekiem, nie chciał nikogo skrzywdzić, był po prostu tak samo zagubiony, tak samo... zauroczony, i nie pomyślał o konsekwencjach. Problem tkwi w tym, że jego intencje nie mają tu nic do rzeczy. Skutek i tak był taki, że spieprzył... spieprzyliśmy życie jemu, jego żonie, moje zdrowie psychiczne też trochę nadwyrężyliśmy. I jeszcze jego dzieci. Poznałem je – Kociak uśmiechnął się z melancholią. – Ja naprawdę nie byłem tam ofiarą, obaj byliśmy dorośli i zrobiliśmy coś, czego nie powinniśmy robić. Tyle, że ja byłem gówniarzem, a on był starszy, więc mógł bardziej myśleć...
          Pokiwałem głową, całkowicie rozumiejąc jego punkt widzenia. Boże, dobrze, że przynajmniej on był tutaj racjonalny, bo ja nie czułem w sobie ani krzty racjonalności.
         Hubert zacisnął nieco usta i wydawało mi się, że miał nadzieję, że nie będę ciągnąć tego tematu, więc postanowiłem to uszanować. Może kiedyś jeszcze będziemy mieli okazję o tym porozmawiać. Odchrząknąłem, ale zdążył mnie uprzedzić.
        – To była też moja wina – oznajmił, a ja zamrugałem, nie wiedząc, o czym mówił. – Trochę cię sprowokowałem.
          Sprowokował? Ach... „Powinieneś być bardziej zdecydowany”.
          – No cóż... poza tym... odwzajemniłeś to. Prawda? – wypaliłem, zanim zdążyłem zastanowić się nad tym, co mówiłem. Nie chciałem, żeby zabrzmiało to oskarżycielsko, ale nie mogłem też powstrzymać lekkiego uśmiechu. Kociak spojrzał na mnie spode łba.
         – Hej, byłem półprzytomny i nie myślałem racjonalnie! – zawołał z oburzeniem. Zaśmiałem się cicho i pochyliłem się nieco nad stolikiem.
         – Nie powinieneś być zawsze taki racjonalny – powiedziałem, zniżając głos i uśmiechając się do niego, miałem nadzieję, sugestywnie. Co ja wyrabiałem? Kiedy już to powiedziałem, zdałem sobie sprawę, że to niepokojąco przypominało flirt, i w ogóle skąd miałem na to odwagę?
         Kociak westchnął ledwo słyszalnie i prawie się zaczerwienił, ale dzielnie wytrzymał moje spojrzenie. Widziałem, jak jego grdyka poruszyła się, kiedy przełknął ślinę.
         – Nie zawsze jestem – odparł po kilku sekundach, nie nadając swojemu głosowi żadnego konkretnego tonu, ale jego oczy mówiły wystarczająco dużo. Miałem wrażenie, że płonął w nich prawdziwy ogień, i tym razem to mi zrobiło się gorąco. Doskonale pamiętałem to, że nie zawsze był racjonalny, chłodny i zdystansowany. Poczułem, że przestrzeń między nami zgęstniała, i naprawdę nie wiedziałem, czego mogłem się po sobie spodziewać. Chyba nie powinienem w ogóle się do niego zbliżać, więc w końcu odsunąłem się, zwiększając dystans między nami. Okej, mogłem z powrotem oddychać.
          Kociak wpatrywał się we mnie z rozbawieniem i chyba to przez to spojrzenie pytanie wyrwało się z moich ust, zanim zdążyłem je zatrzymać.
         – Wiedziałeś od początku, że ja... no wiesz... – Cholera, naprawdę przeklinałam moją dzisiejszą nieumiejętność wypowiadania się. Hubert zaśmiał się cicho.
          – Tak, praktycznie od samego początku... ale nie sądziłem, że cokolwiek z tym zrobisz. Wielu by nie zrobiło.
          – No cóż, najwyraźniej jestem bardziej heteroelastyczny niż oni – stwierdziłem z uśmiechem, a Kociak znowu się zaśmiał. Poczułem, jakby w jednym momencie atmosfera między nami zelżała, a wszystko wróciło do normy. Boże, pobłogosław szczere rozmowy.
          Nagle zdałem sobie sprawę, że z kobietą takie rozwiązanie problematycznej sytuacji prawdopodobnie nie miałoby szans. Jednak to faceci mieli tendencję do bycia prostolinijnymi. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, że kłótnie między parami homoseksualnymi musiały wyglądać zupełnie inaczej niż między parami heteroseksualnymi. To mnie zaciekawiło.
        A może to była po prostu kwestia bezpośredniości Kociaka? W końcu mi tak dobrze nie szło dziś wyrażanie tego, co miałem na myśli, i wiele rzeczy mnie krępowało. Tak naprawdę to on przedstawił wszystko bez owijania w bawełnę. Nagle poczułem do niego napływ wdzięczności. Był najlepszy. Żadnych niedomówień.
       – Dziękuję – wyrwało mi się. Naprawdę nie panowałem dzisiaj nad sobą. Kociak zamrugał z zaskoczeniem.
          – Za co?
          Wzruszyłem ramionami. Nie mogłem powstrzymać się przed gapieniem się na niego i chyba było mi już wszystko jedno, co pomyśli on czy co pomyślą inni. Liczyło się tylko to, że mogłem się w niego wpatrywać.
         – Za to, że jesteś taki, jaki jesteś – odparłem bez wahania. Kociak parsknął śmiechem, ale chyba zrobił to, żeby ukryć zakłopotanie.
         – To była chyba najbardziej ckliwa rzecz, jaką kiedykolwiek powiedziałeś – stwierdził, marszcząc nos i przewracając oczami. – Wiedziałem, że okażesz się romantykiem – dodał z przekonaniem. Uniosłem brwi z rozbawieniem.
          – Naprawdę?
          Pokiwał głową z uśmiechem, po czym zerknął na wyświetlacz telefonu. Westchnął.
          – Muszę już iść... kolejne korki. – Uniósł na mnie wzrok. – Po prostu... pomyśl o tym, o czym mówiłem, okej?
          Pokiwałem głową bez słowa. Kociak zaczął zakładać płaszcz.
          – Mogę... mogę się odezwać? – zapytałem niepewnie, na co spojrzał na mnie z zaskoczeniem, zupełnie, jakby nie rozumiał, skąd mi to przyszło do głowy.
          – Oczywiście, że tak – odparł bez wahania. – Trzymaj się, Kuba – po czym odwrócił się i skierował w stronę wyjścia. Zatrzymałem go, zanim zdążył zrobić dwa kroki.
          – Hubert – obrócił się, patrząc na mnie pytająco. Nagle z jakiegoś powodu poczułem się bardzo źle. Widziałem, jak patrzył na mnie niepewnie, próbując samemu opanować sytuację, którą powinniśmy opanować wspólnie. Sytuację, która nie dość, że źle mu się kojarzyła, to jeszcze stawiała go w niemal tak samo niekomfortowej pozycji, co mnie. Nie miał pojęcia, na czym stał, a przecież nie czytał mi w myślach, prawda?
          – Myślę, że nie do końca masz świadomość tego, jak bardzo, bardzo cię lubię – powiedziałem cicho, starając się położyć nacisk na „bardzo” i wyglądać na zdeterminowanego. Kociak zamrugał z zaskoczeniem, a ja wciąż nie odrywałem od niego wzroku, próbując przekazać mu bez słów coś, czego nie potrafiłem jeszcze ubrać w słowa. Najwyraźniej po części mi się to udało, bo w końcu znowu zamrugał, zmarszczył brwi, pokiwał powoli głową w zamyśleniu, po czym, rzucając mi ostatnie spojrzenie, skierował się w stronę wyjścia.
          Uśmiechnąłem się z satysfakcją, że przynajmniej w jakimś stopniu udało mi się dać mu do zrozumienia, jak ważne to dla mnie było. Nie byłem w stanie zmyć z twarzy głupawego uśmiechu. Co ja właśnie, do cholery, zrobiłem?
          Nie mając większego wyboru, postanowiłem zastosować się do jego rad, ponieważ akurat to jeszcze nigdy nie wyszło mi na złe. Powiedział, że powinienem się zastanowić, i powiedział, że mogę się odzywać. Więc zastanawiałem się, i odzywałem się. Zastanawiałem się przez następny tydzień.

___________________________________________________________________________________
* Foo Fighters – "Learn to fly"

5 komentarzy:

  1. Codziennie sprawdzałam czy nie ma nowego rozdziału. To co będzie w kolejnym *____* nie mogę się doczekać! Opowiadanie jedno z lepszych jakie czytałam w internecie (a czytałam bardzo dużo) Trzymaj się! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest po prostu niesamowite opowiadanie, dawno nie czytałam tak dobrej treści. Napisanej lekko, poprawnie, ciekawie i w sposób, że aż odczuwa się te wszystkie emocje, które targają Kubą. Masz talent! I jak poprzedniczka nie mogę doczekać się kolejnych części, bo to napięcie , które wprowadzasz, sprawia że chce się wiedzieć już , natychmiast co dalej z chłopcami - i dlaczego Hubert wyjechał (?)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie czyta się Twoje opowiadanie, opis rozterek, przemyśleń i uczuć Kuby jest przedstawiony wprost fantastycznie. Jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie dane mi było czytać.
    Z niecierpliwością czekam na wyjaśnienie - czemu Hubert wyjechał, czy z Kubą połączyło go coś więcej niż przyjaźń, co Kuba zrobił lub czego nie zrobił że Hubert go zostawił i czy znowu jakoś razem się spotkają - napięcie rośnie ale rozdziały są świetne i tak naprawdę nie chcę żeby wszystko się szybko wyjaśniło bo to oznaczać będzie koniec historii.
    Buźka wielka i weny życzę.
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Ewa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, Tak, Tak!!!!!!!!!!!! :) Świetnie piszesz:) Podoba mi się Twój styl pisania, zdecydowanie masz talent. Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział i codziennie sprawdzam, czy nie dodałaś czegoś nowego.
    Historia jaką opisujesz jest niezwykła, wzruszająca i aż brak mi słów :)
    Życzę weny i natchnienia w czasie dalszego tworzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy następny rozdział? Wszyscy czekamy :)

    OdpowiedzUsuń