Rozdział V,
w którym świat mimo wszystko dalej się kręci
"Yeah, I'm looking to the sky to save me,
Looking for a sign of life.
Looking for something to help me burn out bright.
I'm looking for a complication,
Looking cause I'm tired of lyin'.
Make my way back home when I learn to fly high."*
Looking for a sign of life.
Looking for something to help me burn out bright.
I'm looking for a complication,
Looking cause I'm tired of lyin'.
Make my way back home when I learn to fly high."*
8 grudnia 2012 r.
Następnego ranka praktycznie nie nadawałem się do życia, ale na
szczęście była sobota. Nie byłem w stanie na niczym się skupić,
siedząc przy stole w kuchni z kubkiem kawy, która smakowała jak
on, i gapiąc się tępo w przestrzeń. Adrenalina opadła i
pozostały tylko myśli, natrętne, wwiercające się w moją głowę,
nie pozwalające mi normalnie funkcjonować. Nigdy jeszcze nie byłem
tak bezradny i tak zagubiony, nigdy tak bardzo nie czułem, że nie
kontroluję siebie i swojego życia. Miałem wrażenie, że przez
długi czas oszukiwałem się, że nic się nie wydarzy, choć
wiedziałem, że się myliłem. Jak mogłem być taki głupi? Jak
mogłem tak dać się zapędzić w kozi róg?
Na domiar złego i tego dnia wszyscy ludzie postanowili bez przerwy
do mnie dzwonić. Wzdrygałem się na każdy dźwięk telefonu, bojąc
się spojrzeć na wyświetlacz, a jednocześnie modląc się, żeby
to był on. Nie wiedziałem, co chciałbym usłyszeć. Mógłby
zadzwonić i powiedzieć, że to był błąd, pomyłka, a mi wtedy
pękłoby serce, ale przynajmniej miałbym problem z głowy. Jakoś z
czasem bym się z tym pogodził. Ale mógł też powiedzieć, że to
nie była pomyłka, a wtedy... wtedy problem co prawda wciąż by
istniał, ale przynajmniej ja byłbym najszczęśliwszym człowiekiem
na świecie. Wyobrażałem sobie, że dzwoni i mówi mi, że jemu
też na mnie zależy. To, że ty jesteś zakochany w nim nie
sprawia, że on od razu będzie zakochany w tobie, idioto. To nie tak
działa. Zresztą nawet nie
byłem pewien, jak bym zareagował na coś takiego. Niczego już nie
byłem pewien i czułem się żałośnie. Miałem wrażenie, że od
miesięcy czułem się na zmianę żałośnie i fantastycznie.
Strasznie mnie to męczyło.
Kiedy po raz kolejny z bijącym sercem sięgnąłem po telefon tylko
po to, by zobaczyć, że dzwoniła moja głupia siostra, zwyczajnie
odrzuciłem połączenie. Cokolwiek miała mi do powiedzenia, nie
mogło mi to pomóc.
– Rany, Kuba, co się dzisiaj z tobą dzieje? – zapytała Dona,
wchodząc do kuchni. Odwróciłem się, spoglądając na nią mętnym
wzrokiem, i wzruszyłem ramionami. – Gdzie cię wczoraj wywiało?
– Wyszedłem wcześniej, byłem zmęczony – skłamałem
obojętnym tonem, sam nie wiedząc, dlaczego. Przecież mogłem
powiedzieć, że byłem z Kociakiem, zwłaszcza, że ostatnio
spędzałem z nim niemal cały czas. Nie było w tym niczego
podejrzanego, Dona na pewno by się nie domyśliła.
– Wiesz co, nie wiem, skąd biorą się te twoje ostatnie wahania
nastrojów, ale jesteś gorszy niż kobieta w ciąży. Powiesz mi, w
czym problem? – zapytała delikatnym tonem, siadając naprzeciwko
mnie i wpatrując się we mnie przenikliwie. Westchnąłem, przez
chwilę mając ochotę powiedzieć jej o wszystkim, ale szybko
zrezygnowałem z tego pomysłu. Już prędzej powiedziałbym Duśce z
jednego prostego powodu – nie było jej tutaj. Donę miałem na
głowie cały czas i choć wiedziałem, że byłaby wyrozumiała,
musiałbym znosić jej wymowne spojrzenia i wszechwiedzące
uśmieszki, a to stanowczo nie było mi potrzebne. Nie miałem jednak
serca całkowicie jej zbyć.
– Słuchaj, powiem ci, ale... jeszcze nie teraz – powiedziałem
po kilkunastu sekundach ciszy. Nie osiągnąłem sukcesu, ponieważ
Donę jeszcze bardziej to zaniepokoiło.
– Ale... wszystko w porządku, prawda? – zapytała niepewnie.
– Myślę, że będzie... kiedyś. Wszystko... wszystko mi się
trochę popierdoliło, ale dam sobie z tym radę. I wtedy ci powiem,
okej? – obiecałem, chcąc jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
Westchnęła i poddała się, choć nadal nie wyglądała na
przekonaną.
– Okej. Tylko pamiętaj, że cały czas tu jestem... – Zanim
zdążyła dokończyć zdanie, mój telefon wydał krótki, melodyjny
dźwięk. Chwyciłam go błyskawicznie, po czym przymknąłem oczy z
obawy. Dona uniosła wysoko brwi.
Otworzyłem oczy. Jedna nowa wiadomość od: Kociak. Wziąłem
drżący oddech i kliknąłem „wyświetl”.
„Chodźmy na kawę.”
Moje serce zatrzymało się na chwilę, po czym wznowiło swój bieg
z dwukrotną prędkością. Przełknąłem ślinę. Na kawę... to
znaczy? Na kawę tak, jak zawsze? Na kawę w znaczeniu, że na
randkę? Zacząłem nieco panikować na tę myśl. Ta wiadomość w
zasadzie w żaden sposób nie sugerowała mi ani nastroju Kociaka,
ani jego opinii na temat tego, co wydarzyło się poprzedniej nocy,
ale przynajmniej się odezwał. Był to jakiś krok do przodu.
„Ok. Mogę być na rynku za godzinę.” – odpisałem.
Odpowiedź nadeszła niemal natychmiast:
„Za chwilę zaczynam korepetycje, będę wolny za jakieś dwie
godziny. O 14 w Czekoladzie.”
Wypuściłem wstrzymywane powietrze i wysłałem krótkie: „Ok”.
Czyli miałem dwie godziny. Czułem, że powinienem się jakoś
przygotować, ale nie byłem pewny, jak mógłbym to zrobić.
Uniosłem wzrok znad wyświetlacza i napotkałem zaskoczone
spojrzenie Dony.
– Co? – zapytałem, będąc myślami już zupełnie gdzieś
indziej i nie mając świadomości tego, jak dziwacznie się
zachowywałem. Dziewczyna tylko pokręciła głową z rezygnacją.
– Kto do ciebie napisał?
– Mówiłem już, że powiem ci niedługo – rzuciłem, wstając
od stołu, po czym skierowałem się do swojego pokoju, zostawiając
ją samą w kuchni.
Dwie godziny. Nie byłem co prawda pewny, jakiej i na co odpowiedzi
szukałem, ale miałem nadzieję, że za dwie godziny dostanę
jakąkolwiek. Niepewność mnie wykańczała.
***
Oczywiście musiałem wygooglować, gdzie znajdowała się
Czekolada. W ciągu ostatniego miesiąca dowiedziałem się, że
praktycznie nie znałem miasta, w którym mieszkałem od pięciu lat.
Kociak potrafił wymienić z miejsca pięćdziesiąt miejsc, do
których można było pójść.
Kociak to, Kociak tamto, Kociak wszystko.
Na miejscu byłem kilka minut przed czasem. Knajpka była przyjemna,
pełna małych stoliczków i dużych, wygodnych puf. Zamówiłem
espresso, którym zakrztusiłem się przy pierwszym łyku, tak bardzo
było mocne, ale espresso wydawało mi się w pewien sposób
atrakcyjne, ponieważ on pijał espresso. Zdążyłem wypić całe,
zanim Hubert przyszedł, gdyż spóźnił się prawie piętnaście
minut. W końcu zobaczyłem, jak zbliża się szybkim krokiem, z
rozwianymi włosami, w których tkwiły płatki śniegu. Miał na
sobie granatowy płaszcz, a na nosie duże okulary w grubych
oprawkach. To mnie zaskoczyło. Kociak nosił okulary?
– Cześć – rzucił zdyszanym tonem, kładąc torbę na pufie
koło siebie. Odgarnął włosy z twarzy. – Przepraszam, że się
spóźniłem.
– Nic się nie stało – odparłem automatycznie, nie mogąc
oderwać od niego oczu. Błądziłem wzrokiem po jego twarzy,
wychwytując każdy najmniejszy szczegół, każdą zmianę. Oczy
nadal miał podkrążone, ale wyglądał już trochę lepiej. Jego
postawa była nieco inna, jakby obronna i nieufna, co mnie
zaniepokoiło. Spojrzałem na jego usta i natychmiast przypomniałem
sobie, jak poprzedniej nocy... O Boże, takie myśli mogą się
naprawdę źle skończyć. Odchrząknąłem, próbując się ponownie
skupić. Nie przyszedłem tu po to, żeby o nim fantazjować!
Przecież wiedziałem, co chciałem powiedzieć! No, powiedzmy...
– Nie wiedziałem, że nosisz okulary – wypaliłem. Zaraz, chyba
nie o tym zamierzałem mówić.
Kociak wzruszył ramionami.
– Zwykle mam soczewki, ale te nawet lubię – odparł beztroskim
tonem. – Bez nich praktycznie nic nie widzę, mój wzrok jest
fatalny.
Podeszła do nas kelnerka i Kociak, podobnie jak ja wcześniej,
zamówił espresso. Ja wziąłem gorącą czekoladę, bo nie
wmusiłbym w siebie kolejnej kawy, a jeśli atmosfera zrobi się
niezręczna, będę miał przynajmniej czym zająć ręce.
Siedziałem w napięciu, nie wiedząc, jak zacząć temat. Nie
pamiętam, żebym kiedykolwiek był bardziej zestresowany. Kociak
zaczął coś opowiadać o dzisiejszych korepetycjach i sprawiał
wrażenie zrelaksowanego, ale już trochę go znałem i dostrzegałem
różnicę. Jeśli dobrze mu się przyjrzeć, można było zauważyć,
że był nieco spięty, a w jego oczach był jakiś dystans, którego
wcześniej w nich nie widziałem. Chwilami niemal miałem wrażenie,
że spoglądał na mnie ostro, jakby z dezaprobatą. Natychmiast
zrobiło mi się przykro i stwierdziłem z zaskoczeniem, że w
którymś momencie pojawiło się między nami jakieś takie
połączenie, że kiedy on był niezadowolony, ja momentalnie też
traciłem humor.
– Dziewczyna miała czytać tekst i na samym końcu zamiast „blame
me” przeczytała „blow me”, i jeszcze spojrzała na mnie taka
dumna z siebie. Naprawdę nie wiem, jak to zrobiłem, że nie
wybuchnąłem śmiechem... – kontynuował Kociak, kręcąc głową
z politowaniem. Wyszczerzyłem zęby, próbując wyobrazić sobie tę
scenę, i przez chwilę rzeczywiście poczułem się lepiej. Czy mi
się zdawało, czy starał się sprawić, żebym bardziej się
zrelaksował?
Nie mogłem dłużej czekać.
– A wyspałeś się w końcu? – zapytałem pozornie niewinnym
tonem, który prawdopodobnie nikogo nie oszukał.
– Tak, spałem całą noc jak dziecko. To znaczy, właściwie pół
nocy – odparł, sącząc łyk kawy. – W ogóle to dzięki za
podwiezienie – dodał zdawkowo. Nie potrafiłem zinterpretować
jego tonu.
– Już dziękowałeś. Zresztą nie masz za co – rzuciłem,
machając ręką. – Pamiętasz wszystko? Nieźle wczoraj zabawiłeś
– stwierdziłem, udając neutralność. Dopiero teraz przyszło mi
do głowy, że mógłby przecież tego nie pamiętać, w końcu był
nieco pijany i bardzo rozespany. Nie byłem pewien, czy to byłoby
dobrze, czy źle. Z jednej strony, byłbym nadal bezpieczny. Z
drugiej, prawdopodobnie eksplodowałbym z niepewności. Wyraz twarzy
Kociaka natychmiast spoważniał.
– Tak, alkohol i brak snu nie okazał się najlepszym połączeniem
– powiedział powoli, patrząc na mnie w zamyśleniu. – Pamiętam,
jak mnie pocałowałeś – dodał zupełnie obojętnym tonem, a jego
spojrzenie stwardniało.
I cała moja nadzieja runęła. Przełknąłem ślinę.
A więc stawiamy na bezpośredniość. Nie powiem, że się tego nie
spodziewałem, ale nie miałem taktyki na tę okoliczność. W ogóle
żadnej nie miałem.
– Jesteś... jesteś na mnie zły? – zapytałem cicho, bo
zdecydowanie sprawiał takie wrażenie. Przekląłem to, jak żałośnie
brzmiał mój głos. Hubert przez chwilę nie odpowiadał, wpatrując
się we mnie w zamyśleniu.
– Jeszcze nie wiem – odparł w końcu. – Nie rozumiem,
dlaczego to zrobiłeś.
Dlaczego? No właśnie, dlaczego... Czyżbym sam nie zadawał sobie
wielokrotnie tego pytania? I ja znałem odpowiedź, ale raczej nie
mogłem powiedzieć, że to dlatego, że się w nim zakochałem.
Skutki mogłyby być dość katastrofalne.
– Ja... ee... – zająknąłem się, uciekając wzrokiem w dół.
Brawo, Kuba, naprawdę odkrywcze. Zachowałeś się też bardzo
odważnie.
– Po prostu myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi – dodał
Hubert, wciąż brzmiąc spokojnie i beznamiętnie.
– Oczywiście, że jesteśmy! – zaprotestowałem ostro. Skąd w
ogóle przyszło mu do głowy, że nie jesteśmy?
– Więc jesteśmy przyjaciółmi, ponieważ się polubiliśmy, czy
jesteśmy przyjaciółmi, bo od początku chciałeś mnie przelecieć?
Nie wiem, czy wiesz, ale te dwie rzeczy naprawdę nie idą ze sobą w
parze – oświadczył kpiąco, a ja zakrztusiłem się łykiem
czekolady, który właśnie próbowałem wziąć ze względu na
niezręczną atmosferę. Zacząłem kasłać, wpatrując się w niego
w szoku, głównie przez to, jak neutralnym tonem udało mu się
wypowiedzieć to zdanie.
– Co? Ja... ja nie... – Już chciałem powiedzieć, że to nie
było tak, jak myślał, ale zorientowałem się, jak bardzo, bardzo
źle by to zabrzmiało. Odkaszlnąłem ostatni raz.
– Słuchaj, Kuba, widzę, że nie wspinasz się dzisiaj na wyżyny
swojej elokwencji, więc ja będę mówił, okej? – Poczułem się
potwornie zawstydzony, ale kiwnąłem posłusznie głową. Może
rzeczywiście tak będzie najlepiej. – Mam dosyć ludzi, którzy
udają, że ich obchodzę, a tak naprawdę chodzi im tylko o jedno. I
mam dosyć ludzi, którzy traktują mnie jak eksperyment. –
Próbowałem natychmiast zaprotestować, ale nie pozwolił mi na to.
– Widziałem już to, co ty teraz robisz. Wiem, że jesteś
zdezorientowany, i wiem, że nie wiesz, czego chcesz, ale to, co
właśnie próbowałeś zacząć, nie skończyłoby się dobrze.
Ostatecznie ty byłbyś zraniony, ja byłbym zraniony, i twoja
dziewczyna byłaby zraniona.
Słuchałem go w ciszy, zastanawiając się, dlaczego musiał być
tak cholernie logiczny. Wiedziałem, że prawdopodobnie miał rację,
ale nie, nie byłem w stanie się z tym pogodzić.
Próbowałem zapytać sam siebie, co zamierzałem zrobić? Albo
raczej, co byłbym skłonny zrobić? Zerwałbym dla niego z Ewą,
wyszedłbym z szafy? Przecież ja nawet nie czułem się gejem, nie
identyfikowałem się z tym. Spędziłbym resztę życia z facetem?
Powiedziałbym o tym moim rodzicom? Naraziłbym się na
dyskryminację? Przecież nie byłem głupi, wiedziałem, jak to
wyglądało. Czy poszedłbym z nim do łóżka?
...To ostatnie zdecydowanie tak.
Kurwa, dlaczego wcześniej nie zastanowiłem się nad tymi rzeczami?
Nie, nie byłem pewien, czy byłbym skłonny zrobić to wszystko.
Hubert najwyraźniej doskonale wiedział, o czym właśnie myślałem,
bo jego spojrzenie nieco złagodniało.
– Dobra... słuchaj, Kuba... – zaczął, po raz pierwszy tego
dnia brzmiąc nieco niepewnie. – Tak naprawdę nie przyszedłem
tutaj, żeby cię opierdolić.
– W takim razie cieszę się, że i tak to zrobiłeś –
wtrąciłem cicho, uśmiechając się lekko.
– Cóż, zasłużyłeś – odparł bez wahania. – Ale tak
naprawdę to chcę ci pomóc.
– Dlaczego miałbyś chcieć mi pomóc? – zapytałem bez
zrozumienia.
– Ponieważ bardzo, bardzo cię lubię, a nie lubię wielu osób –
odparł zwyczajnie, a na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech
bez udziału mojej woli.
– „Lubisz” lubisz? – zapytałem, pokazując palcami
cudzysłów. Hubert parsknął śmiechem.
– To nieważne. – Chciałem się jeszcze przez chwilę z nim
podroczyć, ale nie dał mi szansy. – Nie zamierzam mówić ci, co
masz robić, ale proszę, żebyś zaufał mi, że ja wiem, co robię.
– Hubert przymknął na chwilę oczy i potarł twarz, najwyraźniej
zastanawiając się, jak ująć w słowa to, co chciał powiedzieć.
– Naprawdę, jeśli będziesz w to dalej brnął, to dotrzesz do
momentu, w którym nie będziesz mógł się wycofać, a to często
nie jest ani ładne, ani miłe, więc... Jeśli nie jesteś w stu
procentach pewien, że tego właśnie chcesz, to... po prostu nie rób
tego. Okej?
Poczułem, że zalewa mnie jakieś wewnętrzne ciepło, bo... on
naprawdę chciał dla mnie jak najlepiej. Jeśli – jeśli –
rzeczywiście lubił mnie bardziej niż lubi się zwykłego kumpla, a
mimo to przedkładał moje dobro ponad swoje, to czyniło go to
bardzo bezinteresownym. A jeszcze przed chwilą twierdził, że był
egoistycznym gówniarzem.
– Czyli bierzesz pod uwagę możliwość... to znaczy... mogę
zdecydować, że...? – zaplątałem się nieco, nie będąc pewnym,
o co dokładnie pytałem. Hubert uniósł brwi.
– Zrobisz, co będziesz chciał. Ale ja też zrobię, co będę
chciał, okej?
Pokiwałem głową. To wydawało się fair.
– Słuchaj, jak myślisz... – zacząłem, krępując się nieco
przed zadaniem tego pytania. Kociak spojrzał na mnie wyczekująco,
zachęcając mnie, bym kontynuował. – Czy uważasz, że to znaczy,
że jestem... na sto procent...? – zawahałem się, mając
nadzieję, że zrozumie, o co mi chodziło, bez konieczności
mówienia tego na głos. Oczywiście zrozumiał.
– Nie – oświadczył stanowczym tonem, nie pozwalając mi
dokończyć. – To nie oznacza, że jesteś gejem. To w ogóle nic
nie oznacza. Pociągali cię kiedykolwiek inni faceci? – zapytał
obcesowo.
– Nie! – zawołałem niemal w panice, po niczym zaczerwieniłem
się, zniżając głos. – Nie – powtórzyłem ciszej. Hubert
uśmiechnął się z satysfakcją, jakbym właśnie udowodnił jego
punkt widzenia.
– No właśnie, czyli żaden z ciebie rasowy pedał. Prędzej
jesteś po prostu... heteroelastyczny – stwierdził z
zastanowieniem. Parsknąłem śmiechem, nie mogąc się powstrzymać,
na co po raz pierwszy tego dnia Hubert uśmiechnął się do mnie
szczerze, tak, jak zawsze. – Ludziom podobają się ludzie, Kuba,
to naturalne. Myślisz, że gdyby spodobała mi się jakaś laska to
stwierdziłbym, że nagle jestem hetero? Seksualność jest płynna.
Słyszałeś kiedyś o skali Kinseya? To, że raz pocałowałeś
faceta, nie oznacza jeszcze, że jesteś gejem. Możesz być, ale nie
musisz. Możesz być bi. Możesz być wszystkim pomiędzy.
Gdy to usłyszałem, odetchnąłem z ulgą, ale gdzieś głęboko
poczułem również ukłucie rozczarowania. Nie byłem? Na pewno?
Pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. Nagle Kociak zapytał
o coś, o co bardzo nie chciałem, żeby zapytał.
– Podobało ci się bardziej niż kiedy całowałeś się z
dziewczynami? – zapytał takim tonem, jakby badał obiekt naukowy,
a nie pytał o to, czy kogoś podnieciło całowanie się z nim.
Zaczerwieniłem się, odwracając wzrok, na co Hubert uśmiechnął
się z satysfakcją. – Okej, nie musisz odpowiadać. – Czy mi się
zdawało, czy wyglądał na bardziej zadowolonego z tego faktu niż
powinien być w przypadku, gdyby mu to po prostu schlebiało? To dało
mi iskierkę nadziei.
Nagle coś mnie zastanowiło.
– Powiedziałeś, że widziałeś już, jak ktoś robi dokładnie
to samo, co ja. Co miałeś na myśli? – zapytałem z
zaciekawieniem, czując się niepewnie jak zawsze, gdy odważyłem
się wkroczyć z nim na personalne tematy. Hubert odetchnął głęboko
i dopił ostatni łyk kawy, najwyraźniej zastanawiając się, czy
podzielić się ze mną akurat tą kwestią. Po chwili w końcu się
odezwał:
– Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że kiedyś wplątałem się w
mały skandal? – zapytał, a ja bez słowa pokiwałem głową. Nie
byłem jedynie przekonany, czy aby na pewno był taki mały. Kociak
zaczął opowiadać. – Jak byłem na pierwszym roku, polubił mnie
wykładowca. Polubił mnie na tyle, że zaczęliśmy spotykać się
poza uczelnią. Chodziliśmy na kawę, na piwo, czasem na obiad.
Rozmawialiśmy o sztuce, uważał, że mam talent. Był bardzo
uzdolnionym artystą i był dla mnie czymś w rodzaju mentora. Na
początku sądziłem, że to było czysto niewinne, on miał żonę i
dzieci, więc nic innego nawet nie przyszłoby mi do głowy. Potem...
potem już nie byłem tego taki pewien, ale raczej mnie to bawiło i
może trochę mi schlebiało. Zanim zrobił jakikolwiek ruch, byłem
w nim już tak beznadziejnie zakochany, że w zasadzie mógł ze mną
zrobić, co chciał, a ja się na to godziłem, chociaż to nie było
fair w stosunku do nikogo. Oczywiście ukrywaliśmy się... to trwało
miesiącami. Żeby nie przedłużać... jego żona się dowiedziała,
wielki, rodzinny dramat... rozwiedli się. Jakiś czas później
strasznie się pokłóciliśmy i powiedział, że... – Jego głos
trochę się załamał. – Powiedział mi, że nie byłem tego wart
– dokończył, wzruszając ramionami, próbując zbagatelizować
całą sprawę, choć wydawało go drżenie jego głosu. – Tak czy
inaczej, potem wyjechał do Stanów pracować nad jakimś projektem.
Nie uczy już tutaj. A jakiś czas później cały wydział się
dowiedział. Jemu już było wszystko jedno, ale ja przeszedłem
przez małe piekło. No i stąd wzięła się moja tragiczna
reputacja – zażartował, szczerząc zęby.
Uśmiechnąłem się blado, chociaż moja pierwsza myśl brzmiała:
„Jak ktokolwiek mógł powiedzieć, że Kociak nie był czegoś
wart?”. Ze wściekłości zrobiło mi się niemal biało przed
oczami, ale opanowałem się, bo widziałem, że cała ta sprawa
nadal bardzo go bolała, i nagle zrozumiałem, dlaczego zareagował
na mnie z taką przezornością. Zdałem sobie też sprawę z tego,
że nigdy wcześniej aż tak się przede mną nie otworzył, i znowu
zrobiło mi się ciepło na sercu.
Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, więc jedynie
wpatrywałem się w niego z miną zbitego psa. Kociak przewrócił
oczami.
– Przestań się nade mną litować, to naprawdę było dawno
temu. Przeszło mi – zapewnił mnie, uśmiechając się. – Po
prostu teraz jestem mądrzejszy.
– Nie zrobiłbym ci czegoś takiego – powiedziałem, choć tak
naprawdę wcale nie byłem przekonany. Kto wie, co zrobiłbym w
takiej sytuacji? Hubert uśmiechnął się wyrozumiale.
– Kuba, ja naprawdę trochę cię już znam i wiem, że nie masz
złych intencji, ale zrozum, że... on też nie miał. Nie był złym
człowiekiem, nie chciał nikogo skrzywdzić, był po prostu tak samo
zagubiony, tak samo... zauroczony, i nie pomyślał o konsekwencjach.
Problem tkwi w tym, że jego intencje nie mają tu nic do rzeczy.
Skutek i tak był taki, że spieprzył... spieprzyliśmy życie jemu,
jego żonie, moje zdrowie psychiczne też trochę nadwyrężyliśmy.
I jeszcze jego dzieci. Poznałem je – Kociak uśmiechnął się z
melancholią. – Ja naprawdę nie byłem tam ofiarą, obaj byliśmy
dorośli i zrobiliśmy coś, czego nie powinniśmy robić. Tyle, że
ja byłem gówniarzem, a on był starszy, więc mógł bardziej
myśleć...
Pokiwałem głową, całkowicie rozumiejąc jego punkt widzenia.
Boże, dobrze, że przynajmniej on był tutaj racjonalny, bo ja nie
czułem w sobie ani krzty racjonalności.
Hubert zacisnął nieco usta i wydawało mi się, że miał
nadzieję, że nie będę ciągnąć tego tematu, więc postanowiłem
to uszanować. Może kiedyś jeszcze będziemy mieli okazję o tym
porozmawiać. Odchrząknąłem, ale zdążył mnie uprzedzić.
– To była też moja wina – oznajmił, a ja zamrugałem, nie
wiedząc, o czym mówił. – Trochę cię sprowokowałem.
Sprowokował? Ach... „Powinieneś być bardziej zdecydowany”.
– No cóż... poza tym... odwzajemniłeś to. Prawda? –
wypaliłem, zanim zdążyłem zastanowić się nad tym, co mówiłem.
Nie chciałem, żeby zabrzmiało to oskarżycielsko, ale nie mogłem
też powstrzymać lekkiego uśmiechu. Kociak spojrzał na mnie spode
łba.
– Hej, byłem półprzytomny i nie myślałem racjonalnie! –
zawołał z oburzeniem. Zaśmiałem się cicho i pochyliłem się
nieco nad stolikiem.
– Nie powinieneś być zawsze taki racjonalny – powiedziałem,
zniżając głos i uśmiechając się do niego, miałem nadzieję,
sugestywnie. Co ja wyrabiałem? Kiedy już to powiedziałem, zdałem
sobie sprawę, że to niepokojąco przypominało flirt, i w ogóle
skąd miałem na to odwagę?
Kociak westchnął ledwo słyszalnie i prawie się zaczerwienił,
ale dzielnie wytrzymał moje spojrzenie. Widziałem, jak jego grdyka
poruszyła się, kiedy przełknął ślinę.
– Nie zawsze jestem – odparł po kilku sekundach, nie nadając
swojemu głosowi żadnego konkretnego tonu, ale jego oczy mówiły
wystarczająco dużo. Miałem wrażenie, że płonął w nich
prawdziwy ogień, i tym razem to mi zrobiło się gorąco. Doskonale
pamiętałem to, że nie zawsze był racjonalny, chłodny i
zdystansowany. Poczułem, że przestrzeń między nami zgęstniała,
i naprawdę nie wiedziałem, czego mogłem się po sobie spodziewać.
Chyba nie powinienem w ogóle się do niego zbliżać, więc w końcu
odsunąłem się, zwiększając dystans między nami. Okej, mogłem z
powrotem oddychać.
Kociak wpatrywał się we mnie z rozbawieniem i chyba to przez to
spojrzenie pytanie wyrwało się z moich ust, zanim zdążyłem je
zatrzymać.
– Wiedziałeś od początku, że ja... no wiesz... – Cholera,
naprawdę przeklinałam moją dzisiejszą nieumiejętność
wypowiadania się. Hubert zaśmiał się cicho.
– Tak, praktycznie od samego początku... ale nie sądziłem, że
cokolwiek z tym zrobisz. Wielu by nie zrobiło.
– No cóż, najwyraźniej jestem bardziej heteroelastyczny niż
oni – stwierdziłem z uśmiechem, a Kociak znowu się zaśmiał.
Poczułem, jakby w jednym momencie atmosfera między nami zelżała,
a wszystko wróciło do normy. Boże, pobłogosław szczere rozmowy.
Nagle zdałem sobie sprawę, że z kobietą takie rozwiązanie
problematycznej sytuacji prawdopodobnie nie miałoby szans. Jednak to
faceci mieli tendencję do bycia prostolinijnymi. Nigdy nie
zastanawiałem się nad tym, że kłótnie między parami
homoseksualnymi musiały wyglądać zupełnie inaczej niż między
parami heteroseksualnymi. To mnie zaciekawiło.
A może to była po prostu kwestia bezpośredniości Kociaka? W
końcu mi tak dobrze nie szło dziś wyrażanie tego, co miałem na
myśli, i wiele rzeczy mnie krępowało. Tak naprawdę to on
przedstawił wszystko bez owijania w bawełnę. Nagle poczułem do
niego napływ wdzięczności. Był najlepszy. Żadnych niedomówień.
– Dziękuję – wyrwało mi się. Naprawdę nie panowałem
dzisiaj nad sobą. Kociak zamrugał z zaskoczeniem.
– Za co?
Wzruszyłem ramionami. Nie mogłem powstrzymać się przed gapieniem
się na niego i chyba było mi już wszystko jedno, co pomyśli on
czy co pomyślą inni. Liczyło się tylko to, że mogłem się w
niego wpatrywać.
– Za to, że jesteś taki, jaki jesteś – odparłem bez wahania.
Kociak parsknął śmiechem, ale chyba zrobił to, żeby ukryć
zakłopotanie.
– To była chyba najbardziej ckliwa rzecz, jaką kiedykolwiek
powiedziałeś – stwierdził, marszcząc nos i przewracając
oczami. – Wiedziałem, że okażesz się romantykiem – dodał z
przekonaniem. Uniosłem brwi z rozbawieniem.
– Naprawdę?
Pokiwał głową z uśmiechem, po czym zerknął na wyświetlacz
telefonu. Westchnął.
– Muszę już iść... kolejne korki. – Uniósł na mnie wzrok.
– Po prostu... pomyśl o tym, o czym mówiłem, okej?
Pokiwałem głową bez słowa. Kociak zaczął zakładać płaszcz.
– Mogę... mogę się odezwać? – zapytałem niepewnie, na co
spojrzał na mnie z zaskoczeniem, zupełnie, jakby nie rozumiał,
skąd mi to przyszło do głowy.
– Oczywiście, że tak – odparł bez wahania. – Trzymaj się,
Kuba – po czym odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
Zatrzymałem go, zanim zdążył zrobić dwa kroki.
– Hubert – obrócił się, patrząc na mnie pytająco. Nagle z
jakiegoś powodu poczułem się bardzo źle. Widziałem, jak patrzył
na mnie niepewnie, próbując samemu opanować sytuację, którą
powinniśmy opanować wspólnie. Sytuację, która nie dość, że
źle mu się kojarzyła, to jeszcze stawiała go w niemal tak samo
niekomfortowej pozycji, co mnie. Nie miał pojęcia, na czym stał, a
przecież nie czytał mi w myślach, prawda?
– Myślę, że nie do końca masz świadomość tego, jak bardzo,
bardzo cię lubię – powiedziałem cicho, starając się położyć
nacisk na „bardzo” i wyglądać na zdeterminowanego. Kociak
zamrugał z zaskoczeniem, a ja wciąż nie odrywałem od niego
wzroku, próbując przekazać mu bez słów coś, czego nie
potrafiłem jeszcze ubrać w słowa. Najwyraźniej po części
mi się to udało, bo w końcu znowu zamrugał, zmarszczył brwi,
pokiwał powoli głową w zamyśleniu, po czym, rzucając mi
ostatnie spojrzenie, skierował się w stronę wyjścia.
Uśmiechnąłem się z satysfakcją, że przynajmniej w jakimś
stopniu udało mi się dać mu do zrozumienia, jak ważne to dla mnie było.
Nie byłem w stanie zmyć z twarzy głupawego uśmiechu. Co ja
właśnie, do cholery, zrobiłem?
Nie mając większego wyboru, postanowiłem zastosować się do jego
rad, ponieważ akurat to jeszcze nigdy nie wyszło mi na złe.
Powiedział, że powinienem się zastanowić, i powiedział, że mogę
się odzywać. Więc zastanawiałem się, i odzywałem się.
Zastanawiałem się przez następny tydzień.
___________________________________________________________________________________
* Foo Fighters – "Learn to fly"
Codziennie sprawdzałam czy nie ma nowego rozdziału. To co będzie w kolejnym *____* nie mogę się doczekać! Opowiadanie jedno z lepszych jakie czytałam w internecie (a czytałam bardzo dużo) Trzymaj się! :D
OdpowiedzUsuńTo jest po prostu niesamowite opowiadanie, dawno nie czytałam tak dobrej treści. Napisanej lekko, poprawnie, ciekawie i w sposób, że aż odczuwa się te wszystkie emocje, które targają Kubą. Masz talent! I jak poprzedniczka nie mogę doczekać się kolejnych części, bo to napięcie , które wprowadzasz, sprawia że chce się wiedzieć już , natychmiast co dalej z chłopcami - i dlaczego Hubert wyjechał (?)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Świetnie czyta się Twoje opowiadanie, opis rozterek, przemyśleń i uczuć Kuby jest przedstawiony wprost fantastycznie. Jest to jedno z najlepszych opowiadań jakie dane mi było czytać.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na wyjaśnienie - czemu Hubert wyjechał, czy z Kubą połączyło go coś więcej niż przyjaźń, co Kuba zrobił lub czego nie zrobił że Hubert go zostawił i czy znowu jakoś razem się spotkają - napięcie rośnie ale rozdziały są świetne i tak naprawdę nie chcę żeby wszystko się szybko wyjaśniło bo to oznaczać będzie koniec historii.
Buźka wielka i weny życzę.
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Ewa.
Tak, Tak, Tak!!!!!!!!!!!! :) Świetnie piszesz:) Podoba mi się Twój styl pisania, zdecydowanie masz talent. Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział i codziennie sprawdzam, czy nie dodałaś czegoś nowego.
OdpowiedzUsuńHistoria jaką opisujesz jest niezwykła, wzruszająca i aż brak mi słów :)
Życzę weny i natchnienia w czasie dalszego tworzenia :)
kiedy następny rozdział? Wszyscy czekamy :)
OdpowiedzUsuń